http://m.youtube.com/watch?v=jT9kegPf1-o
- Nie martw się Sue, mnie też Odyn nie lubi. - Jane starała się pocieszyć przyjaciółkę. Jak widać dość nieudolnie.
- Biedny tatuś chce chronić swoich synusiów od zła w postaci dwóch szatanów w ciałach midgardzkich kobiet wykraczających inteligencją poza przyjętą normę. Wybaczcie skromność.
- Ej. - Loki i Thor jednocześnie żachnęli się na nazwanie ich "synusiami".
- Proszę ze mną. - Do grupki podszedł Einherjar i wyciągnął rękę do Susan. Ta nawet na niego nie spojrzała. Wstała, spojrzała ze smutkiem na Lokiego i odeszła razem z Jane i Thorem w stronę Heimdalla.
Nie chciała żegnać się z Kłamcą. To tylko wszystko by utrudniło.
Laufeyson został sam na kamiennej ławce. Kiedy reszta zniknęła już wewnątrz kopuły, schował twarz w dłoniach. Piąty Artefakt. Piąty Artefakt w ciele Susan.
Kiedy tak myślał nad rozwiązaniem tego problemu, dotarła do niego jedna rzecz. Rzecz, która mogła uratować Frozen. Albo zabić ich oboje.
Przypomniał sobie, jak Thor mówił o podziale energii Piątki na dwie osoby. Myślał, że drugim Wektorem jest Sheera, ale mylił się. Ona nie mogła być Wektorem, bo nie była żywą istotą. Była wytworem mutacji genetycznych funkcjonującym, a nie żyjącym jak człowiek.
Drugim Wektorem był Loki.
To dlatego Elfy Światła przybyły go zabić. Piątka była u nich. Dostały rozkaz zabicia Kłamcy, bo podzielony Artefakt miał znacznie mniejszą siłę i trudniej było nad nim zapanować. Tylko jak to możliwe?
I wtedy go olśniło. Po raz kolejny zresztą. Zmieszana krew. Kiedy na samym początku Susan złamała kość udową, on jej ją nastawiał. Wyciął jej nadajnik, a ona go ugryzła. Krew z jej ramienia zmieszała się z krwią jego dłoni.
Nie mógł uwierzyć w to, co się stało. Tak bardzo chciał zostać nośnikiem jakiejś pradawnej mocy, tak zazdrościł dziewczynie Thora (której imienia znowu zapomniał), że stała się ofiarą Aetheru... a teraz to się spełniło. I wcale nie było tak fajnie jak myślał. Raczej... raczej strasznie.
Pobiegł do zamku. Nie mógł czekać. Musiał jak najszybciej przejąć całą Piątkę. Nie dlatego, że tego chciał, bo nie chciał jak cholera. Ale musiał. Susan nie przetrwałaby takiej ilości mocy.
Wparował do sali tronowej jak po ogień i bez kłaniania się, które i tak praktykował tylko jak czegoś chciał, podszedł do tronu.
- Zawróć ją. - powiedział mocnym, stanowczym głosem. - Każ ją tu przywieźć.
Odyn spojrzał na niego zdziwiony, po czym zaśmiał się paskudnie.
- Nie. - Krótko, zwięźle i na temat. Jak zawsze.
- Ona potrzebuje pomocy. Została opętana Piątym Artefaktem. Ona... i ja też. Nasza krew jest wymieszana. Jej krew płynie w moich żyłach, a moja w jej. Musimy oczyścić Susan zanim będzie za późno.
- Nie mów mi, że tak zależy ci na uratowaniu jej. - prychnął starzec. - Wiem dobrze, o co ci chodzi.Chcesz mieć cały Artefakt dla siebie.
- Dlaczego ty we wszystkim szukasz związku z moimi przewinieniami?! - Krzyk Lokiego przepłoszył Freyę, boginię miłości, która szła właśnie do Odyna.
- Bo cię znam, zamarzły bękarcie! - odpowiedź jednookiego brzmiała bardziej jak ryk lwa w agonii niż jak rozmowa dwóch cywilizowanych bóstw. Loki zrobił krok do tyłu. Od kilku lat Wszechojciec tak dobitnie nie wytknął mu jego pochodzenia. - Myślisz, że ci uwierzę? Że uwierzę iż ty, godny pożałowania bóg chaosu, jesteś w stanie kochać kogokolwiek oprócz siebie? Nie zależy ci na tej Ziemiance. Chcesz ją po prostu po raz kolejny wykorzystać. Użyć jako swojej broni. Jak ty, szczeniaku olbrzymów, mógłbyś czuć do niej cokolwiek? Jak?
Kłamca stał jak wryty, patrząc na Odyna szeroko otwartymi oczami. Z początku czuł smutek. Ale jak każdy smutek, i ten przerodził się w dziką wściekłość. Ruszył wolnym, dostojnym krokiem w stronę "ojca". Wyglądał, jakby się skradał. Jak dziki kot podchodzący do ofiary.
W połowie schodów prowadzących do tronu w jego dłoni zmaterializował się sztylet. Odyn drgnął, a potem wstał. Nie miał zamiaru uciekać. Cieszył się, że będzie miał okazję wreszcie pozbyć się Laufeysona raz na zawsze.
Loki podszedł i pochylił się nad nim. Był znacznie wyższy od siwowłosego. Przyłożył mu nóż do gardła. Czuł, jak srebro delikatnie drży w rytm pulsu.
- Gdyby matka to słyszała... gdyby słyszała, to by cię zabiła.
Z furią w oczach odsunął sztylet od szyi Odyna i udał się do swojej komnaty, celowo zrzucając jakąś drogą wazę stojącą mu na drodze.
Nie chciała żegnać się z Kłamcą. To tylko wszystko by utrudniło.
Laufeyson został sam na kamiennej ławce. Kiedy reszta zniknęła już wewnątrz kopuły, schował twarz w dłoniach. Piąty Artefakt. Piąty Artefakt w ciele Susan.
Kiedy tak myślał nad rozwiązaniem tego problemu, dotarła do niego jedna rzecz. Rzecz, która mogła uratować Frozen. Albo zabić ich oboje.
Przypomniał sobie, jak Thor mówił o podziale energii Piątki na dwie osoby. Myślał, że drugim Wektorem jest Sheera, ale mylił się. Ona nie mogła być Wektorem, bo nie była żywą istotą. Była wytworem mutacji genetycznych funkcjonującym, a nie żyjącym jak człowiek.
Drugim Wektorem był Loki.
To dlatego Elfy Światła przybyły go zabić. Piątka była u nich. Dostały rozkaz zabicia Kłamcy, bo podzielony Artefakt miał znacznie mniejszą siłę i trudniej było nad nim zapanować. Tylko jak to możliwe?
I wtedy go olśniło. Po raz kolejny zresztą. Zmieszana krew. Kiedy na samym początku Susan złamała kość udową, on jej ją nastawiał. Wyciął jej nadajnik, a ona go ugryzła. Krew z jej ramienia zmieszała się z krwią jego dłoni.
Nie mógł uwierzyć w to, co się stało. Tak bardzo chciał zostać nośnikiem jakiejś pradawnej mocy, tak zazdrościł dziewczynie Thora (której imienia znowu zapomniał), że stała się ofiarą Aetheru... a teraz to się spełniło. I wcale nie było tak fajnie jak myślał. Raczej... raczej strasznie.
Pobiegł do zamku. Nie mógł czekać. Musiał jak najszybciej przejąć całą Piątkę. Nie dlatego, że tego chciał, bo nie chciał jak cholera. Ale musiał. Susan nie przetrwałaby takiej ilości mocy.
Wparował do sali tronowej jak po ogień i bez kłaniania się, które i tak praktykował tylko jak czegoś chciał, podszedł do tronu.
- Zawróć ją. - powiedział mocnym, stanowczym głosem. - Każ ją tu przywieźć.
Odyn spojrzał na niego zdziwiony, po czym zaśmiał się paskudnie.
- Nie. - Krótko, zwięźle i na temat. Jak zawsze.
- Ona potrzebuje pomocy. Została opętana Piątym Artefaktem. Ona... i ja też. Nasza krew jest wymieszana. Jej krew płynie w moich żyłach, a moja w jej. Musimy oczyścić Susan zanim będzie za późno.
- Nie mów mi, że tak zależy ci na uratowaniu jej. - prychnął starzec. - Wiem dobrze, o co ci chodzi.Chcesz mieć cały Artefakt dla siebie.
- Dlaczego ty we wszystkim szukasz związku z moimi przewinieniami?! - Krzyk Lokiego przepłoszył Freyę, boginię miłości, która szła właśnie do Odyna.
- Bo cię znam, zamarzły bękarcie! - odpowiedź jednookiego brzmiała bardziej jak ryk lwa w agonii niż jak rozmowa dwóch cywilizowanych bóstw. Loki zrobił krok do tyłu. Od kilku lat Wszechojciec tak dobitnie nie wytknął mu jego pochodzenia. - Myślisz, że ci uwierzę? Że uwierzę iż ty, godny pożałowania bóg chaosu, jesteś w stanie kochać kogokolwiek oprócz siebie? Nie zależy ci na tej Ziemiance. Chcesz ją po prostu po raz kolejny wykorzystać. Użyć jako swojej broni. Jak ty, szczeniaku olbrzymów, mógłbyś czuć do niej cokolwiek? Jak?
Kłamca stał jak wryty, patrząc na Odyna szeroko otwartymi oczami. Z początku czuł smutek. Ale jak każdy smutek, i ten przerodził się w dziką wściekłość. Ruszył wolnym, dostojnym krokiem w stronę "ojca". Wyglądał, jakby się skradał. Jak dziki kot podchodzący do ofiary.
W połowie schodów prowadzących do tronu w jego dłoni zmaterializował się sztylet. Odyn drgnął, a potem wstał. Nie miał zamiaru uciekać. Cieszył się, że będzie miał okazję wreszcie pozbyć się Laufeysona raz na zawsze.
Loki podszedł i pochylił się nad nim. Był znacznie wyższy od siwowłosego. Przyłożył mu nóż do gardła. Czuł, jak srebro delikatnie drży w rytm pulsu.
- Gdyby matka to słyszała... gdyby słyszała, to by cię zabiła.
Z furią w oczach odsunął sztylet od szyi Odyna i udał się do swojej komnaty, celowo zrzucając jakąś drogą wazę stojącą mu na drodze.
***
Susan siedziała z brodą opartą na dłoni w kącie sali bankietowej, wcale nie musząc udawać, że potwornie się nudzi. Miała na sobie złotą suknię, na którą dawno dawno temu namówił ją Loki. Jane już osiem razy powtarzała jej, jak ślicznie wygląda, ale Frozen jakoś nie za bardzo chciała jej wierzyć.
Kiedy dudniące od dwóch godzin AC/DC zmieniło się (nareszcie) na jakiś undergroundowy kawałek, Susan odetchnęła z ulgą. Należała do tych potępianych ludzi, którzy nie byli w stanie przetrwać słuchania 'Highway to Hell'. I całej reszty też. Tony i Susan powinni zostać rodzeństwem roku*. A underground? Underground odkryła niedawno. Uwielbiała te mroczne, powolne piosenki, pozbawione wycia napuszonych i zbyt pewnych swojej doskonałości wokalistów.
Susan siedziała z brodą opartą na dłoni w kącie sali bankietowej, wcale nie musząc udawać, że potwornie się nudzi. Miała na sobie złotą suknię, na którą dawno dawno temu namówił ją Loki. Jane już osiem razy powtarzała jej, jak ślicznie wygląda, ale Frozen jakoś nie za bardzo chciała jej wierzyć.
Kiedy dudniące od dwóch godzin AC/DC zmieniło się (nareszcie) na jakiś undergroundowy kawałek, Susan odetchnęła z ulgą. Należała do tych potępianych ludzi, którzy nie byli w stanie przetrwać słuchania 'Highway to Hell'. I całej reszty też. Tony i Susan powinni zostać rodzeństwem roku*. A underground? Underground odkryła niedawno. Uwielbiała te mroczne, powolne piosenki, pozbawione wycia napuszonych i zbyt pewnych swojej doskonałości wokalistów.
Podszedł do niej jakiś mężczyzna i zaprosił ją do tańca, ale kiedy uniosła wzrok, natychmiast mu się odechciało. Trudno się dziwić. Rozpoznał złote oczy i wyraziste rysy kobiety z plakatów ostrzegawczych.
- Nie zgłaszaj. Nagroda za złapanie już zgarnięta. - uśmiechnęła się złośliwie. Facet odszedł spiesznym krokiem.
Sheera miała dzisiaj wyjątkowo dobry humor, więc zgodziła się "pożyczyć" Susan oczy. Dzięki temu sukienka wyglądała na niej jeszcze lepiej. Wbrew mamrotaniu samej zainteresowanej.
Na sali, mimo perfekcyjnie działającej klimatyzacji, robiło się coraz duszniej. Mnóstwo ludzi, z którymi Tony może i nie chciał spędzać Sylwestra, ale chciał pochwalić się domem, tańczyło, rozmawiało, jadło i piło. Frozen prychnęła z niesmakiem, widząc co się dzieje. Jej oczekiwania były bardzo wygórowane po uczcie, w jakiej uczestniczyła w Asgardzie. Wstała. Wyostrzonym wzrokiem odszukała Jane i Darcy i bezceremonialnie wyrwała je z objęć partnerów.
- Może się przejdziemy? - zapytała głosem w ogóle niepasującym do tego, co właśnie zrobiła. - Na pewno jest bardzo ciepło.
- Jest styczeń. Jest zimno jak w psiarni, idiotko. - zaśmiała się Lewis.
Susan zerknęła na wyświetlacz telefonu.
- Wybacz, ale jeszcze grudzień. - wyszczerzyła zęby w uśmiechu.
W końcu dziewczyny zgodziły się iść z nią do Central Parku. Nie doczekały się jednak wyjaśnienia ani po co, ani dlaczego tam. Susan nie wiedziała. Po prostu chciała wyjść na powietrze, a Central Park był pierwszym miejscem, jakie przyszło jej na myśl.
Szły spokojnie ścieżką, rozmawiając o pierdołach. Z pewnością wyglądały dość nietypowo w grubych płaszczach narzuconych na wieczorowe sukienki. Jeszcze tamte jak tamte, ale Susan? W sukni do ziemi? Serio?
Frozen usłyszała cichy syk i przystanęła. Rozejrzała się. Wykrzyknęła ostrzeżenie niemal w tej samej chwili co nastolatek stojący kilkanaście metrów dalej.
Po drugiej stronie ścieżki, którą szły, wybuchła petarda. Pech chciał, że była to tak zwana fontanna, czyli taka petarda, która nie unosi się w powietrze, tylko sypie ogniami na boki.
Susan stała najbliżej źródła wybuchu. Jane i Darcy krzyknęły, a Stark zakryła twarz ramieniem, lekko się garbiąc.
No właśnie.
Widziały iskry lecące w ich stronę. Nie było po co uciekać.
Co nie zmienia faktu, że iskry nie doleciały. Po stronie, z której wybuchł fajerwerk wytworzyła się ogromna, półokrągła tarcza, na której rozbiły się płomyczki.
Susan otworzyła szeroko oczy, uważnie przyglądając się swojemu ramieniu, skąd prawdopodobnie wyszła tarcza. Kiedy tylko niebezpieczeństwo minęło, czyli właściwie po pary sekundach, zielona bańka natychmiast zniknęła.
- Ty, może ona z tym Hogwartem to serio mówiła. - powiedziała Darcy do Jane lekko przyciszonym głosem.
Frozen wyprostowała się, starając się hamować strach. Kilkoro ludzi patrzyło na zajście z wyrazem bezbrzeżnego zdumienia w oczach.
- To tylko nowa zabawka Stark Industries, nic wielkiego. Rozejść się. - zdobyła się na silny ton.
Kiedy gapią rzeczywiście zajęli się swoimi sprawami, dziewczyny ruszyły dalej, choć tylko jedna z jaką taką chęcią.
- Co to miało być? - zapytała Jane. - Co ty..?
- Skąd mam wiedzieć? - przerwała jej Susan. - Nie mam pojęcia. Aether w tobie się bronił, więc Piątka też może chcieć. Nie wiem. Mnie nie pytaj.
Przez kilka minut wszystkie milczały.
Przerażenie w sercu Susan powoli zmieniało się w uczucie nadludzkiej potęgi.
***
Loki już dawno nie był tak wściekły. Czy do tego starego capa nie docierało, że to było naprawdę... Aaa, szkoda gadać. Nic nie wiedział. Nie wiedział o ataku Elfów, nie wiedział nic. I jeszcze miał czelność wypominać Kłamcy... Było go stamtąd nie brać, skoro tak bardzo mu przeszkadzał kolor jego skóry! Wielce dobroduszny Odyn ulitował się nad pomiotem olbrzymów, jak słodko.
Czuł wzrok na swoich plecach. Wiedział, że śledzą go Einherjarzy. W połowie kroku zawrócił i poszedł w ich stronę. Tylko dwoje? Toż to pikuś. Szybkim ruchem wbił obydwóm wojownikom sztylety pod żebra, po czym wytarł ostrza o ich własne płaszcze. Przez chwilę zastanawiał się, co dalej zrobi. Musiał dostać się na Ziemię, to nie ulegało wątpliwości. Tylko jak, skoro Odyn odebrał mu moc, a przejścia są zamknięte. Na Heimdalla nie ma co liczyć.
Przypomniała mu się historia bogini, która - uciekając przed jakimś zwierzęciem - skoczyła do wody. Długo jej szukano, ale odnalazła się dopiero trzy lata poźniej. To znaczy, odnaleziono jej części. Każdy element ciała był w innej krainie. Przejście, z którego skorzystała, rozerwało ją na strzępy, bo jego tworzenia niegdyś nie skończono.
Wróć. Przejście?
Loki stanął jak wryty. Przejście. Odyn na pewno go nie zamknął, bo nikt nie byłby tak głupi, by z niego korzystać.
Nikt oprócz Lokiego.
Kłamca poleciał jak perszing do miejsca, z którego skoczyła tamta bogini. Było oznaczone jakąś przestrogą typu prosimy nie skakać, bo płytko (jedynie nieskończoność metrów głębokości).
Nawet nie zwolnił. Nie zastanawiał się. Nie obchodziło go, że na dobrą sprawę właśnie popełnia samobójstwo. Przecież jest czarodziejem. Na pewno skoczy lepiej od tamtej i może nawet przeżyje.
Zeskoczył z podwyższenia prosto w zadbane kwiatki, potem niżej, na mur. W biegu, bez zatrzymywania się, skoczył do wody, starając się nie plasnąć na deskę, bo z takiej wysokości to już na pewno by nie przeżył. Rozłożył szeroko ramiona. Leciał dość długo, ze względu na wysokość. Słyszał krzyk jakiejś kobiety, chyba Idunn. Wzywała pomocy. Myślała, że Loki chce się zabić. Biedna. Długość spadania powoli budziła w nim strach, ale kiedy jego stopy zetknęły się z taflą, obawa natychmiast zniknęła.
Woda była nieprzebranie czarna. Nie było widać nic.
Wtedy Loki przypomniał sobie, że nie nabrał powietrza przez zanurzeniem.
***
- Susan, naprawdę nie wolałabyś potańczyć? Bo mi na przykład jest zimno. - Kobiety właśnie szły ścieżką wzdłuż brzegu osławionego jeziora.
- Naprawdę tak ci się śpieszy do tego tłoku i duchoty? - zapytała z niedowierzaniem Frose zmęczoną już chodzeniem Darcy.
Tamta nie odpowiedziała. Owszem, nie miała ochoty tam wracać, ale bała się zimna i kolejnych petard. I żuli.
- Patrzcie na tego idiotę. - Stark wskazała palcem jakiegoś faceta wynurzającego się z jeziora. Nie mogła dokładnie określić czy to jakiś dzieciak czy dorosły, bo z odległości około trzydziestu metrów (gość pływał kilkanaście metrów od brzegu) i przy marnym świetle lamp nawet jej oczy zawodziły. Zwłaszcza teraz, kiedy były znów niebieskie i krótkowzroczne. Jako Sheera miała ten komfort, że widziała wszystko jak w HD, ale kiedy jej tęczówki były niebieskie, nie było życia bez okularów. W ciągu kilku miesięcy od powrotu z Asgardu zdążyła kompletnie zjechać sobie wzrok.
- Mi się wydaje, czy on właśnie poszedł sobie popływać? - Jane również wygladala na rozbawioną.
- Może mors. - wszystkie trzy zaśmiały się w głos.
***
Widząc światło midgardzkich lamp Loki wyszczerzył się w uśmiechu szaleńca. Zaczął płynąć szybciej. Już niedaleko. Powietrze mu się kończy, ale wytrzyma. Musi.
Wynurzył się, nabierając gwałtownie powietrza. Każdy wdech niemal palił mu płuca. Powietrze było zimne, woda też. Asgardzkie morze było przyjemnie ciepłe, a to... To było lodowate.
Całe szczęście zbiornik nie był zamarznięty. Wtedy to już by było po ptokach. Rozejrzał się, powoli przebierając rękami, żeby się nie utopić. Kilkanaście metrów od brzegu dróżką szły trzy kobiety. Patrzyły na niego, ale nie zatrzymywały się. Loki już chciał zacząć marudzić na znieczulicę, kiedy zauważył strój jednej z dziewczyn. Miała długą do ziemi, złotą suknię. Znajomą suknię. Na plecy opadały długie, lekko pofalowane, ciemnoblond włosy. To nie mógł być nikt inny.
Masz dzisiaj chłopie szczęście, nie ma co.
Podpłynął do brzegu i zmusił się do wyjścia na zimno. Obawiał się, że temperatura może wywołać przemianę w Jotuna, ale całe szczęście tak się nie stało.
Poszedł za trójką dziewczyn. Drugą z nich była ta... No, Pani To-Za-Nowy-Jork. Lokiemu bardzo spodobało się wymyślanie jej przezwisk. Trzeciej kobiety nie znał. Jakaś taka niska brunetka ze skrzeczącym głosem. Nieważne.
Przyjaciółki przystanęły, więc on też. Usyszał ich rozmowę.
- Ej... Ten debil chyba sie utopił. - Loki zmarszczył brwi. Czyżby to było o nim?
- No i co z tego? - To była Susan. Poznał jej głos. - Jak popaprany to ma. Pewnie jutro rano jakaś osiemdziesięciolatka z pieskiem na smyczy znajdzie kukłę pływającą do dołu twarzą i go wyłowią. Pojutrze napiszą o tym w gazecie.
Dziewczyna Thora obróciła się tak, że teraz stała bokiem, a nie tyłem do Lokiego. Zaczęła coś mówić, ale przerwał jej jej własny pisk przerażenia.
- Co jest? - zapytała Frozen, patrząc na nią. Nie obróciła się, by zobaczyć, co ją tak przestraszyło. Nigdy tego nie robiła. Jeśli coś zagrażałoby jej, nie potrzebowałaby się odwracać. I tak zdążyłaby odeprzeć atak.
Brunetka za to spojrzała na Lokiego.
Zlęknięte miny obydwu towarzyszących Susan dziewczyn powoli zmieniły się w asymetrycze uśmiechy, co zmusiło ją do odwrócenia się do powodu ich wesołych min.
Przed nią stał ociekający wodą, trzęsący się z zimna (ogólnie obraz nędzy i rozpaczy), ale wyprostowany i złowieszczo uśmiechnięty Loki.
Przez chwilę wodziła palcem od jeziora do niego, powolutku układając sobie fakty, a potem pobiegła w stronę Laufeysona. Ten otworzył ramiona, gotów przyjąć uścisk.
Ale sie nie doczekał.
Susan zatrzymała się nicałe pół metra od niego i popatrzyła na niego z wyrzutem.
- Chyba nie sądzisz, że dotknę kogoś tak mokrego.
Loki spojrzał na nią z niedowierzaniem.
- To ja ryzykuję życie, korzystając z niepoprawnie funkcjonującego portalu, płynąc bez oddechu przez pół godziny pod wodą, wychodząc na minus trzydzieści stopni, a ty... Trudno. - zarzucił głową tak, że cały zapas wody zachomikowany w jego włosach poleciał na Frozen.
Dziewczyna zrobiła minę typową dla ochlapanej wodą kobiety i natychmiast zaczęła lekko jak na siebie okładać Lokiego po klatce piersiowej. Trickster chwycił ją i przyciągnął do siebie, na co Susan odpowiedziała przeciągłym jękiem zrezygnowania. I pewnie marudziłaby dalej, gdyby Kłamca, nieszczególnie przejmując się przygladajacymi się im kobietami, nie uciszył jej wiadomym i zawsze działającym sposobem. Nie, nie dał jej z sierpowego.
Frozen zarzuciła mu ramiona na szyję i rzeczywiście, przestała ględzić.
Jane i Darcy posłusznie udały zainteresowanie otaczającymi je drzewami, pozwalając parze w spokoju się całować.
I pewnie chwila trwałaby dalej, gdyby nie donośne i bardzo irytujące pikanie dochodzące z nadgarstka Susan.
Dziewczyna wywróciła oczami i z westchnieniem frustracji oderwała usta od warg Lokiego.
- Co to? - zapytał cichym głosem. Nie musiał mówić głośniej, bo twarz Frozen nadal znajdowała się raptem kilka centymetrów od jego.
- Pager. Dzwoni zawsze, kiedy Tony podejrzewa, że nie ma mnie w zasięgu jego wzroku na tyle długo, żebym mogła znów zdradzić planetę.
- No bo zdradzasz. - zamruczał i spróbował znów swoimi ustami odszukać usta Sue.
- Ej ej, starczy już. Bo ci się limit wyczerpie.
- Po co komu limity? - zaśmiał się bóg.
- Susan, przepraszam, ze ten... ale... Tony dzwoni. - Jane wskazała palcem na telefon.
- Ma chłopak tempo. - rzucił Loki i pozowolił już niemal tak samo mokrej jak on Susan wyślizgnąć się ze swoich ramion. - Nie mogę iść z wami, prawda? Bo trochę mi zimno.
- A chodź, może dostaniesz tort na powitanie. I kulkę jako prezent. - zakpiła Frose.
Loki uśmiechnął się tajemniczo.
- Pamiętasz, jak mówiłaś mi kiedyś, że nienawidzisz kotów?
- A co cię wzięło? - Stark spojrzała na niego, jakby właśnie powiedział coś naprawdę głupiego. Dopiero kiedy zobaczyła, że Kłamca nadal patrzy na nią wyczekująco, odpowiedziała na pytanie. - Tak, pamiętam. Ale to, że ich nie lubię, wynika raczej z tego, że one nie lubią mnie. Wiesz, wiedźmińskie właściwości.
Uśmiech Lokiego powiększył się, a sam Loki rozpłynął się w powietrzu.
- Dzięki. - powiedziała przeciągle Susan sarkastycznym tonem i odwróciła się, już mając zamiar odejść, kiedy poczuła, że coś puchatego ociera się jej o kostkę. Odruchowo chciała to kopnąć, ale olśniło ją, zanim to zrobiła. Spojrzała w dół i zobaczyła małego, czarnego kotka patrzącego na nią błekitnymi, radosnymi oczkami. Oczkami z okrągłą, ludzką źrenicą. Zaśmiała się pobłażliwie i wzięła zwierzątko na ręce. Darcy i Jane mało nie popłakały się z tego, jak bardzo kociątko jest słodkie.
- Możemy iść. - powiedziała Susan. Nie musiała zaznaczać, że to, co się stało, zostaje między nimi.
************************
*-Tony i Susan powinni zostać rodzeństwem roku dlatego, że on uwielbia AC/DC, a Susan ich nie cierpi. Tak na ironię <3
Loki kot =D coś pięknego... Rozdział genialny xD Jak zawsze uśmiałam się =P
OdpowiedzUsuńDziękuję za twoją szybką (i zapewne ciężką) pracę ^.^ Jak zawsze mam banana na twarzy~
OdpowiedzUsuńPrzeczytałam dziś wszystkie rozdziały na raz. Skomentuję to jednym słowem: WOW!!! Twój blog jest niesamowity. Nie mogłam się od niego oderwać. Nawet nie wiesz, jakie było me zmartwienie, gdy dotarłam do końca tego rozdziału. Cóż poradzić, wszystko co dobre kiedyś się kończy. Życzę weny i mam nadzieję na następny rozdział pojawi się już za nie długo.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam,
npanka (nowa, wierna czytelniczka)
Zły Odyn... Ja na miejscu Lokiego to bym go najpierw rozjechała kombajnem a potem jeszcze walcem (tak dla lepszego efektu). A Loki jako kotek? Coś super-hiper-mega słodkiego :3 Sama bym takiego chciała :D
OdpowiedzUsuńJeeeeju, kocham Twojego bloga. Świetnie piszesz, świetnie! Nie jest to takie błahe opowiadanie jak większość spotykanych w internecie. Chwała Ci za ten rozdział.
OdpowiedzUsuńOk, nie wiem, czy nawalać serduszkami czy się śmiać. Co to opo ze mną robi? xD
OdpowiedzUsuń