niedziela, 6 grudnia 2015

13. This Darkness is The Light.

https://www.youtube.com/watch?v=BKSip7nZBzw



'We fight every night for something
When the sun sets we're both the same
Half in the shadows
Half burned in flames
We can't go back for nothing
Take what you need say your goodbyes
I gave you everything
And it's a beautiful crime.
This darkness is the light.'





Ta chwila musiała nadejść. Prędzej czy później.
Susan stanęła na ośnieżonej ziemi pełna pewności siebie. Nie to co Loki. On miał nadal wątpliwości.
Z lasu po obu stronach portu, przy którym wysiedli, powoli wysuwały się wojska. Dwa nieszczególnie liczne oddziały Lodowych Olbrzymów, odzianych w biedne stroje i z prowizoryczną bronią w rękach.
Loki, widząc ich, spojrzał na Sigyn.
- To?
- Spokojnie. Mam plan.
- Rozumiem, że oni nie są w niego wtajemniczeni?
- Gdyby byli, to by ich tu nie było. Zdezerterowaliby w nocy. - Uśmiechnęła się. - Wracajmy na statek. Nic tu po nas.


Trzy godziny później było po wszystkim. Tak, trzy godziny. Pierwsza bitwa Ragnaroku trwała krócej, niż przeciętny dzień w szkole.
Loki był, mówiąc delikatnie, wściekły.
- Mówiłaś, że masz plan! To był ten twój plan?! Posłać tysiąc Jotunów na walkę z dziesięcioma tysiącami Einherjarów?!
- Ale ty jednak jesteś głupi - westchnęła Susan. - O to właśnie chodziło. Ile liczą wojska Asgardu?
- Co?
- No pytam. Ile?
- Piętnaście tysięcy.
- No to teraz wyjaśnij mi, jak te dziewięć tysięcy Asów, które zostało z tej twoim zdaniem nieudanej bitwy, ma w ciągu godziny dojść na przeciwległy kraniec Yggdrasilu i zdążyć pomóc pozostałym pięciu tysiącom walczyć z oddziałami Nieumarłych, liczących dwadzieścia tysięcy duszyczek? 
Zamilkła. Loki patrzył na nią jak wryty.
- Rozłożyłaś wojska na dwa fronty - stwierdził po chwili.
- Konkretniej na cztery. Jedna dziesiąta wojsk Jotunów poległa podczas bitwy pod Petersburgiem. To ci chłopi, za których jeszcze przed chwilą się na mnie darłeś. Reszta czeka z Fenrirem w Żelaznym Lesie.
Na mój znak ruszą na Asgard i Walhallę. Trzeci front jest w Wanaheimie. Tam wysłałam Nieumarłych pod dowództwem Hel. Zmierzą się tam z resztką wojsk Asgardu i, ewentualnie, posiłkami Wanów. Rozumiesz już o co mi chodzi? Puściłam plotkę, że na Petersburg wypuszczę cały Jotunheim. Asgardczycy wysłali tam więc swoich najlepszych wojowników w liczbie dziesięciu tysięcy. Na miejscu dopiero przekonali się, że Jotunów będzie grubo mniej i że prawdziwa walka rozgrywa się gdzie indziej, ale było już za późno. 
Czwarty front jest w Bostonie. To bardzo szczególne miejsce i tam uderzymy my. Boston to prawdopodobnie pierwsza wikińska osada w Ameryce Północnej. Jakby tego było mało, znajduje się centralnie w samym środeczku Drzewa Świata. Wyobrażasz sobie, jaką to da nam moc? I co my dzięki niej będziemy mogli zrobić? 

Loki nie mógł uwierzyć w to, co słyszy. Jego żona właśnie okazała się wybitnym strategiem. Przerażał go fakt, jak wiele jeszcze o niej nie wie.

***

Z ust Tony'ego nieprzerwanie od jakichś dziesięciu minut wylatywał ciąg przekleństw i wyzwisk.
Trudno mu się z resztą dziwić. reakcja każdego wyglądałaby podobnie, gdyby nagle zobaczyli, że niebo, które zazwyczaj jest niebieskie, teraz ma kolor ognia. I że chmury tak właściwie to płoną.
- No nieźle. - Usłyszał zniekształcony głos Petera dochodzący z monitora na ścianie.
- No - potwierdził.

***

Sigyn chwyciła dłoń, którą podał jej Loki i zeskoczyła na brzeg, zostawiając okropny statek z ludzkich paznokci za sobą.
Byli w Bostonie.

Susan poszła prosto przed siebie.
- Dokąd idziesz? - Zapytał Loki.
- Nie mam pojęcia - powiedziała.
Loki milczał chwilę, patrząc za oddalającą się kobietą.
- Aha - odezwał się i poszedł za nią.

Susan stanęła dopiero, kiedy znalazła się na samym szczycie wzgórza górującego nad północnym krańcem miasta. Za jej plecami rozciągał się las, a przed nią pole bitwy.

Masy żołnierzy Navy Seals tłukło się z Mrocznymi Elfami i krasnoludami z Nidavelliru, co, trzeba przyznać, wyglądało komicznie. No dobra, wyglądąłoby, gdyby nie fakt, że trawa pod ich stopami była czerwona, a przy każdym kroku spod ich stóp wypływała krew. Ziemia była już nią nasączona.

Loki chwycił Sigyn za rękę. Poczuła, jak przez palce do jej ciała dostaje się chłód. Lodowe igiełki, które czuła, kiedy Loki uczył ją swojej sztuki. Sztuki magii.

Wokół ich wolnych rąk pojawiły się błękitne poświaty.
Unieśli ręce i nagle w całym Midgardzie zapanowała ciemność.

***

Thor wiedział, że nie wytrzyma już długo. Jormungand był silny nawet jako człowiek. Bez problemu parował wszystkie ciosy boga piorunów i atakował z ogromną prędkością.
W końcu zmienił się w węża. Thor wykorzystał chwilę nieuwagi Węża Midgardu i wbił miecz w jego podgardle. Fragment klingi wyszedł z drugiej strony.

Gad padł u jego stóp. Z rany powoli zaczynała wypływać czarna krew.
Thora dziwił tylko jeden fakt. Według przepowiedni miał zginąć od jadu Jormunganda, a ten nie zdążył go nawet ugryźć. Owszem, wiele razy ranił go mieczem, kiedy jeszcze był w ludzkiej formie, ale...

Wtedy Thor zobaczył sylwetkę stojącą kilkadziesiąt metrów dalej. Kobieta w czerni przyglądała się, jak Thor upada na kolana i jak ciało węża zmienia się w człowieka.

Gromowładny usłyszał w głowie przerażający damski głos.
- Ja jestem jadem - mówił. - Ja jestem jadem.

Kobieta w czerni zniknęła.

***


Sigyn nie płakała. Sigyn zawodziła. Sigyn wyła.
Loki trzymał ją w ramionach, przyciskając mocno do siebie. Kiedy tylko rozluźniał uścisk, kobietą zaczynał miotać szloch.
Loki też płakał. Cicho. Po jego policzku ciekły pojedyncze łzy.
Pierwszy z ich synów nie żył.
- Wycofajmy się - powiedział Loki. - Jeszcze nie jest za późno.
- Żartujesz? - niemal krzyknęła Susan. - Mamy tak po prostu pozwolić, żeby im to uszło płazem? Zabili naszego syna, Loki. Thor to zrobił. - Wyrwała się z jego rąk. - I zapłaci mi za to. Jeśli chcesz, możesz sobie tu siedzieć. Poradzę sobie.
- Sigyn, czy ty nic nie rozumiesz? Narażasz Fenrira i Hel. Dobrze wiesz, jaki los wyrocznia przepowiedziała Fenrirowi. Chcesz pozwolić, żeby się dopełnił?
- Nie zamierzam. Ale też nie zamierzam bezczynnie na to czekać.

***

Przerażające widoki się zdarzają. Czasem ktoś zobaczy wypadek samochodowy. Czasem ktoś inny zobaczy sforę dzikich psów rozszarpującą bezdomnego spod bloku. Jeszcze kiedy indziej widzi się skutki trzęsień ziemi, epidemie, choroby.
Ale trzeba przyznać, że zobaczenie odzianej w czerń kobiety w kryształowej koronie, za plecami której ciągnie się sznur pożarów, trąb powietrznych i mrocznych mgieł jest raczej rzadkim widokiem. Zwłaszcza, kiedy z pleców kobiety wyrastają dziesięciometrowe skrzydła z ognia.
A kobieta idzie w twoją stronę.

- Susan, przestań! - Usłyszała krzyk. Tony.
Spojrzała w stronę, z której dochodził głos.
Jej brat stał tam bezbronny, cały poharatany, z ręką wykręconą pod nienaturalnym kątem.
Gdyby nie ciągnąca się za nią łuna, prawdopodobnie nawet by go nie zauważyła. Było zbyt ciemno.
Wokół rozbrzmiewały wrzaski ludzi. Płacze dzieci. Odgłosy walk i agonii.
- Niby dlaczego miałabym przestać? - Zapytała. - Ja się dopiero rozkręcam.
- Tego chcesz? Zniszczyć wszystko? Miejsce, w którym się urodziłaś? Wychowałaś? Wszystkich, których kochasz?
- Jedyną rzeczą, której chcę teraz, to głowy Thora. Nie obchodzi mnie już Ragnarok. Mam to gdzieś. Thor zabił mojego syna. Dacie mi go, a ja odpuszczę.
- Nie ma mowy. Nie wydamy przyjaciela.
- Jak chcesz. - Westchnęła. - W takim razie...
Obok niej pojawiła się druga kobieta. Wyglądała identycznie jak Susan. Jedyną różnicą był strój: Frozen miała na sobie czarną, powłóczystą suknię i koronę na głowie, a tamta ubrana była w skórzany kostium. Dokładnie taki, jaki Susan dostała od Lokiego w dzień, w który zdradziła Mścicieli i Tarczę.
- Loki nauczył mnie rozdzielać się z Sheerą. Teraz możemy funkcjonować niezależnie.
Sigyn kiwnęła głową w bok, patrząc Sheerze w oczy. Żółtooka skłoniła lekko głowę i pobiegła we wskazaną stronę.
Skrzydła Susan zgasły, a płomienie za jej plecami rozbłysły mocniej. Kobieta rozpłynęła się w powietrzu. Tony patrzył jeszcze chwilę na miejsce, w którym przed chwilą stała, po czym odwrócił wzrok w stronę właśnie znikającej za horyzontem Sheery. 

***

- Hel. - Bogini odwróciła się, usłyszawszy swoje imię. Skłoniła głowę widząc nadchodzącą w jej kierunku matkę.
- Pani. 
- I jak?
- Wygrywamy. Asowie padają jeden po drugim. Dobicie ich to kwestia godziny.
- A co z Surtem?
- Na razie nie zanosi się, żeby miał się pojawić. Chyba że przyjdzie na gotowe.
- Lepiej nie. Po wojnie nasi ludzie będą zbyt zmęczeni, żeby z nim walczyć. A tak to wykorzysta się jeszcze resztki sił Asgardu. 

Zza drzew doszedł je niski, donośny dźwięk trąb.
- Co to? - zapytała Hel.
- Valkyrie - odpowiedziała Sigyn. W jej oczach był niepokój.

***

Minęło osiem dni. Wojska Sigyn i Lokiego wygrały bitwy na wszystkich frontach oprócz Midgardzkich. Tam, nie licząc Krwawego Wzgórza (jak nazwano miejsce bitwy pod Bostonem) zginęli głównie cywile. 

Sigyn szła powoli przez Bifrost. Wiedziała, że już więcej nikt nie postawi na nim nogi. 
Za sobą miała Asgard, a przed sobą - siedzibę Heimdalla. Widziała Lokiego walczącego ze Strażnikiem Światów.
Przyspieszyła.
Wyciągnęła przed siebie dłoń i zaczęła skandować zaklęcie. Zamiast normalnej, niebieskiej poświaty wokół jej palców zaczął kłębić się czarny, gęsty dym. Susan to nie zdziwiło. Zaakceptowała fakt, że Kethersar tak naprawdę nigdy jej nie opuścił. Że czekał tylko uśpiony wewnątrz jej ciała, tak jak niegdyś Sheera. Teraz cieszyła się z jego obecności. Wiedziała, że nikt nie może stawić jej teraz czoła. Miała Kamień Nieskończoności. Miała Kamień Duszy. 
Rzuciła zaklęcie w kierunku Heimdalla. Mężczyznę obrosła chmura czarnego dymu, a on sam zaczął wrzeszczeć jak opętany. Czerń wżerała się w jego skórę, wpływała do oczu, nosa, ust i wszystkich ran. Wypalała dziury w jego ciele. 

Loki odstąpił na bok, pozwalając Susan wykończyć Strażnika. 

Kiedy krzyki Złotookiego ucichły, Sigyn szarpnęła ręką, a słup mocy natychmiast wrócił do jej dłoni. Heimdall upadł bezwładnie na ziemię. 

Kłamca patrzył z niepokojem na Susan. 
- To Kethersar, prawda? - Zapytał. W jego głosie był smutek i ból. 
- Tak. Ale teraz jest już lepiej. - Położyła mu dłoń na twarzy. - Teraz to ja nad nim panuję. Jest mi posłuszny. 
- Jesteś pewna? 
- Tak, Loki. Jestem pewna.
- Ja nie. Zmieniasz się. Fizycznie może i opanowałaś Kethersar, ale on włada twoją świadomością. Każe ci robić rzeczy, o których kiedyś nawet byś nie pomyślała. 
- To nie Kethersar, Loki. To gniew. Gniew, który gromadził się we mnie odkąd po raz pierwszy zrozumiałam, kim jestem. Nie wiesz o mnie wielu rzeczy. Nie mówiłam ci o nich, bo uważałam, że nie przeszłość się liczy. Że ważne jest to, co dzieje się tu i teraz. Ale obiecuję ci, że jeśli przeżyjemy Ragnarok, to opowiem ci wszystko. I zrozumiem, jeśli... - Przerwał jej odgłos wycia wilka dochodzący z pałacu. Sigyn ruszyła w tamtą stronę. 
- Jeśli co? - Krzyknął za nią Loki. 
Susan spojrzała na niego smutno przez ramię. 
- Jeśli nie będziesz mnie chciał więcej znać.

***

Susan wpadła do Sali Tronowej. Zobaczyła Fenrira zbierającego się z ziemi i mierzącego w niego włócznią Odyna. 
Wykonała w powietrzu ruch, który niewtajemniczonemu obserwatorowi mógłby się wydać zwykłym odganianiem muchy.  
Z tym że ten ruch wytrącił włócznię z rąk Odyna. 
Wszechojciec spojrzał w jej stronę. 
Zostawił Fenrira w spokoju i ruszył w kierunku kobiety.
Rzucał w nią zaklęciami seidu z niesamowitą szybkością, ale ona odtrącała je bez większego wysiłku.

Nagle do sali wpadł Loki. Dosłownie w p a d ł.  Mówiąc jaśniej: został do niej wrzucony. Za nim wszedł Thor z zakrwawionym młotem w ręce. 
Odyn wykorzystał chwilę nieuwagi Sigyn i uderzył w nią potężną runą. 
Kobietę odrzuciło na drugi koniec pomieszczenia. Upadła na ziemię tuż koło Lokiego. Czuła, jak popękane żebra szurają o siebie przy każdym jej oddechu. 

Fenrir szczeknął i skoczył na Odyna. Ten zdążył jednak przywołać swoje berło i skierował je w stronę wilka. 
Ostry koniec wbił się w pierś zwierzęcia.

Sigyn zapomniała o palącym uczuciu w jej żebrach. Zerwała się z ziemi i podbiegła do Fenrira, opadając na kolana tuż przy jego ciele. 
Zanurzyła palce w jego futrze. Po jej policzkach ciekły łzy. 
Na chwilę wszystko zamarło. Odyn, Thor i Loki patrzyli, jak Sigyn szlocha nad ciałem swojego syna. 

W końcu kobieta umilkła, a atmosfera w pomieszczeniu zgęstniała. 
Susan podniosła wzrok. Jej oczy były całe czarne. 
Do sali weszła Sheera. Spojrzała po zebranych. Zamarła na widok Susan.

Ta z kolei czuła, jak cała wściekłość, jaką kiedykolwiek w sobie stłumiła, zaczyna rosnąć, rozsadzać ją od środka. 
Wstała. 
Rozpostarła ramiona. Jej mleczna skóra była poprzecinana siateczką czarnych żył. 
- Na waszym miejscu to ja bym spieprzała - powiedziała Sheera dokładnie w momencie, kiedy Susan ruszyła w stronę Odyna. 
Wszechojciec miotał w nią zaklęciami, ale te odbijały się od niej jak od tarczy. Stanęła kilka metrów przed nim. Wyciągnęła ramię i ułożyła palce tak, jakby chciała go chwycić za gardło. 
Odyn owinął palce wokół swojej szyi. Z jego ust wydobywały się dźwięki krztuszenia się.
Thor pobiegł w stronę Susan, ale ta odtrąciła go ruchem dłoni wykonanym w powietrzu jeszcze zanim do niej dotarł. 
Siła odrzuciła go pod nogi Lokiego. Wtedy też on się nim zajął. Rzucał na niego kolejno najbardziej bolesne zaklęcia. 
Palce Sigyn były już zwinięte w pięść. W szyi Odyna, w miejscach, w których znajdowałyby się palce Susan, były dziury, z których powoli lała się krew. 
W końcu Susan szarpnęła ręką w dół, rozluźniając dłoń.
Wszechojciec opadł bez życia na ziemię. 
Thor zaczął krzyczeć. Loki specjalnie zdjął z niego zaklęcie, żeby ten mógł patrzeć na śmierć ojca. 
Bóg piorunów podniósł się, zataczając. Zrobił krok w kierunku Sigyn. Zatrzymała go Sheera. Zmieniła się w wilczycę i skoczyła bogowi piorunów do gardła, przyduszając go do ziemi. 
Susan podeszła do Thora i przykucnęła tuż przy jego twarzy. 
- Ja jestem jadem - wyszeptała z uśmiechem na ustach, po czym odeszła w stronę Lokiego, pozwalając Sheerze wykończyć Thora. 
Pomogła Lokiemu wyleczyć rany zadane mu przez brata.
Przerwało jej soczyste bluzgnięcie dochodzące z ust będącej już w ludzkiej postaci Sheery.
Oboje spojrzeli najpierw na nią, a potem w kierunku, w którym patrzyła. 
W ich stronę szedł płonący mężczyzna. Ognisty Olbrzym. 
Surt.
Susan spojrzała na Lokiego. Kiwnął głową. W ich dłoniach pojawiły się miecze. Ich rękojeści wykonane były z platyny. Klingi wykute były z lodu.

Surt nie zatrzymał się. Cały czas szedł równym krokiem w kierunku bogów. 

- Myślicie, że te dwa sopelki coś wam dadzą? 
Sheera znów zmieniła się w wilczycę. Odkąd funkcjonowała jako niezależny organizm rozmiary jej zwierzęcej postaci uległy znacznemu powiększeniu. 
Rzuciła się na Surta, ale zaraz odskoczyła. Jej futro płonęło. Susan chciała jej pomóc, ale Surt zablokował jej drogę płomieniami. 

Loki i Sigyn zostali sami. Ich jedynymi towarzyszami byli Surt i dzikie skomlenie płonącej wilczycy. 
Kiedy Sheera umilkła, Susan poczuła, jak coś wewnątrz niej pęka. Jak coś umiera.

Zza murów pałacu dochodziło dudnienie. 


Pierwszy na wroga ruszył Loki.

Zadał mu cios lodowym mieczem. Olbrzym zgiął się w pół, krzycząc. W tym momencie zaatakowała Susan. Połączyła siłę Kethersaru i żywiołów, nad którymi panowała. Z jej dłoni wystrzeliła wiązka czarnego, lekko tylko przezroczystego lodu. 

Loki dołączył do Susan, zagęszczając sieć żyłek lodu oplatających ciało olbrzyma.

Surt upadł na kolana. Jego wrzaski miały w sobie odgłos, jaki wydaje pożar. Ryk ognia.

Nagle, kiedy wydawało się, że olbrzym już długo nie wytrzyma, dłoń Surta chwyciła za kolumnę lodu wytworzoną przez Sigyn. Płomienie podpełzły do jej dłoni, ale jej nie podpaliły. 
Susan poczuła, jak krew zaczyna się w niej gotować. 
Ogień wypełnił ją od środka. 
I to samo stało się z Lokim. 
Oboje upadli na posadzkę.

Surt zamilkł, również padając bezwładnie na ziemię. 

Sigyn zobaczyła przez rozwarte wrota Sali Tronowej mężczyznę. Wyglądał jak Midgardczyk. Zdawało jej się nawet, że gdzieś już go widziała. 
Obok niego znajdowała się zielona kobieta, niebieski napakowany mężczyzna i szop pracz z karabinem w łapkach.
Susan stwierdziła, że czas się zbierać z tego świata.

Jak na wezwanie po jej ciele rozprzestrzenił się palący ból. Przy każdym oddechu jej płuca płonęły. Z czasem nie była już w stanie nabrać powietrza. 
Spojrzała na Lokiego. Jego oczy były dziko rozbiegane, jakby trawiła go gorączka. Na dobrą sprawę tak właśnie było. 
Loki z trudem przesunął dłoń w jej stronę. Ona zrobiła to samo, ale byli za daleko od siebie. Z całej siły próbowała dosięgnąć dłoni Lokiego, a on z całej siły próbował sięgnąć jej. 

Kiedy ich palce już prawie się stykały, dłoń Lokiego przestała drżeć i opadła bezwładnie. 
Oczy miał wbite martwo w Susan. 
Ta patrzyła na jego twarz. 
Próbowała krzyczeć, wołać, żeby się obudził, ale z jej gardła nie mógł wydobyć się żaden dźwięk.

Zaczęła płakać. 
Ostatkiem sił przyczołgała się bliżej Lokiego. Kosztowało ją to mnóstwo bólu i siły, ale dała radę. Chwyciła go za rękę. 

Koło swojego lewego ucha usłyszała dźwięk kolan uderzających o posadzkę. Nad sobą zobaczyła twarz tego mężczyzny. 
Coś do niej mówił, ale nie rozumiała jego słów. W jej uszach dudnił ogień. 
Czuła, jak mężczyzna wyciera łzy z jej policzków.

Nagle poczuła się jakby lepiej. No, może pomijając fakt, że przed oczami miała trzy twarze tego samego faceta. 
Dudnienie ucichło i usłyszała słowa mężczyzny.
- Błagam cię kobieto, nie rób mi tego. Nie możesz mi teraz zejść, bo twój brat mnie ukatrupi. 
Uśmiechnęła się.

Mężczyzna podniósł ją lekko i położył sobie jej głowę na kolanach. 

Susan zrobiło się zimno, ale równocześnie zalała ją fala spokoju. 

Przymknęła oczy. 

Ostatni skurcz zatrząsł jej ciałem. 

Zawisła bezwładnie w ramionach nieznajomego mężczyzny. 




Dziewiątego dnia Ragnarok się skończył. Dziewięć Światów nie przestało istnieć. Dziewięciu bogów straciło życie. 

I mimo że koniec świata nie nastąpił, dla niektórych świat się skończył. 




KONIEC KSIĘGI TRZECIEJ