https://www.youtube.com/watch?v=V_pbTgXOUZc
https://www.youtube.com/watch?v=bLcjfj5WLnA
"I think we all see ourselves as the heroes in our own lives."
Loki strzepnął niewidzialny pyłek z ramienia.
- Co to miało być? - zapytał oburzonym tonem. - Sabotaż jakiś?
- Nie wiem, bracie. Ale jest ich więcej. - Thor wskazał podbródkiem nadchodzące od strony lasu zastępy Elfów Światła.
- Czy oni przypadkiem nie powinni bić nam pokłonów? Albo chociaż ofiar składać? - Kłamca zrobił niepewną minę.
- Powinni. Ale jak sam na pewno dobrze wiesz, bunt to zdrowie. - Ostatnie słowo zabrzmiało lekko histerycznie, bo Gromowładny akurat brał zamach swoim młotkiem. Stojący na przedzie elf odleciał do tyłu, przy okazji zgarniając kilku swoich kolegów.
Loki szybkimi ruchami wybijał kolejnych atakujących.
- Gdzie masz swoich Einherjarów, panie przyszły królu? Może byś na nich gwizdnął albo coś? - głos Laufeysona robił się coraz wścieklejszy. Od pół godziny wybijali kolejne grupy Elfów Światła. - Ej co oni się tak uwzięli?
***
- Susan, co chciałabyś na Święta? - zapytał Tony wesołym głosem. Udawanym wesołym głosem. Wiedział, że siostra i tak mu nie odpowie.
Miał rację.
Westchnął.
- Jane, zapytaj Susan co chce na Święta. - powiedział zrezygnowanym głosem.
Frozen prychnęła.
- Nie zamykaj tego oka. Zmieni ci się kąt widzenia. Patrz obydwoma. Cięciwa przy ustach. Wyceluj. Teraz.
Metalowa strzała śmignęła z zawrotną prędkością na drugi koniec pomieszczenia i wbiła się w sam środek tarczy.
- Ciekawa jestem, kiedy to przyznasz.
- Co przyznam? - Clint był odrobinę zbity z tropu.
- Że uczeń przerósł mistrza. - uśmiechnęła się zawadiacko i nałożyła kolejną strzałę. - Pogódź się z tym.
Barton zaśmiał się. Choć to raczej niemożliwe, Susan zdawało się, że słyszała w tym śmiechu słowa "Po moim trupie".
Susan rozsiadła się na kanapie z pierwszą lepszą książką wybraną z biblioteczki w dawnym mieszkaniu Lokiego. Toma. Nieważne.
Jane ją kryła. Przysięgła, że Frose będzie u niej. W rzeczywistości siedziała z Darcy w pobliskiej kawiarni. Obie posłusznie czekały, aż Susan skończy odkurzać wspomnienia.
Na księdze nie było żadnego tytułu ani autora. Na pierwszych stronach też nie. Susan przewertowała ją ze znudzeniem. Usłyszała pikanie ekspresu do kawy. rzuciła książkę w kąt sofy i poszła po swoje latte.
Kiedy wróciła, książka była otwarta. Ot, zatrzymała się na losowej stronie. Stark zaczęła w duchu nabijać się z przeznaczenia.
Ale zaraz jej przeszło.
Wszystko zapisane było po staronorwesku. Susan nie wiedziała, skąd to wie. Ale bardziej przejmowała się tym, że rozumie każde słowo.
"Artefakty Wieczności to grupa potężnych substancji stworzonych, by dawać swojemu panu nieskończoną moc. Większość Artefaktów Wieczności powstała z połączenia od dwóch do czterech Klejnotów Nieskończoności (patrz str. 235), w zależności od siły Klejnotu. Na razie wiadomo o istnieniu pięciu Artefaktów, lecz nie ulega wątpliwości, że jest ich więcej. Najpotężniejszym dotychczas odkrytym jest połączenie Aetheru, Tesseractu i Szkatuły Wiecznych Zim o nieznanej nazwie. Więcej wiadomości o tym Artefakcie na stronie 345.
CHARAKTERYSTYKA:
Większość Artefaktów Wieczności nie jest w stanie działać sama z siebie. To znaczy, że by móc przekazać moc swojemu panu, musi najpierw znaleźć obiekt, w którym mogłaby się zagnieździć. Taki obiekt nazywa się Wektorem. Jeśli Wektor jest ciałem ożywionym (a tak jest w czterech na pięć znanych przypadków), Artefakt pobiera od niego siły witalne, jednocześnie przekazując mu swoją energię. W ten sposób obiekt słabnie w normalnym życiu, ale nabiera ogromnej mocy w walce. Jeśli Wektor wytrzyma opętanie, jak nazywamy zagnieżdżenie się Artefaktu, będzie służył panu jako sam Artefakt. Jeśli nie przeżyje, Artefakt wyniesie się z jego organizmu i wstąpi w ciało swojego pana, tym razem nie wyrządzając żadnej krzywdy. Jeśli Wektor zostanie zabity podczas opętania, Artefakt wraca do Szkatuły, czyli do miejsca, w którym czeka na Wektora."
Susan trzęsącymi się dłońmi przewertowała na stronę 345.
"Artefakt Numer Pięć - najpotężniejszy znany Artefakt. Zagnieżdża się wyłącznie w organizmie człowieka, ale nie pochodzenia midgardzkiego, gdyż takowy mógłby opętania nie przeżyć. Powstał z połączenia Aetheru, Tesseractu i Szkatuły Wiecznych Zim. Znajduje Wektora za pomocą krwi: kropla tej tkanki, po zetknięciu ze szkatułą, natychmiast łączy swojego właściciela z Artefaktem.
Artefakt Numer Pięć, dalej nazywany Piątką, ma bliżej nieokreśloną moc. Jedyne, co udało się dotychczas określić, to moc elektryczności i uniezależnienie Wektora od normalnych czynności życiowych. Nie ulega wątpliwości, że tych mocy jest znacznie więcej. Do dzisiaj wystąpiły tylko dwa przypadki opętania Piątką. Najpierw Wektorem został As, a następnie Wan, jednak obydwaj zostali zabici (prawdopodobnie pan Artefaktu chciał szybciej przejąć moc) i Piątka powróciła do szkatuły. "
Susan przeciągle wyjęczała słowo "Boże", po czym szybkim ruchem wrzuciła książkę do torby, którą ze sobą wzięła. Wstając z kanapy przez przypadek rozlała połowę kawy, ale kiedy tylko Frozen spojrzała w stronę plamy, ta natychmiast znikła. Dziewczyna coraz bardziej się trzęsła. Wrzuciła już pustą filiżankę do zlewu i zalała ją wodą.
Wybiegła z mieszkania na chłodne zimowe powietrze i przebiegła przez ulicę.
Kątem okaz zauważyła, że w jej stronę jedzie samochód. Nie zdążyłby wyhamować. Zwolniła i po prostu przeskoczyła przez maskę. A co tam. Yolo.
- Jane? Czy to nie jest przypadkiem..? - Darcy wskazywała przez okno palcem całym w bitej śmietanie, którą właśnie chciała zlizać.
Foster obróciła się i spojrzała w tamtym kierunku. W stronę kawiarni, w której siedziały, biegła Susan cała obsypana śniegiem i wyglądająca na co najmniej umierającą ze strachu.
Chwilę później dziewczyna wpadła do środka.
- Co tak szybko? - zapytała Jane. - Mówiłaś, że trochę pobędziesz.
- Nagła zmiana planów. - powiedziała Frose silnym, choć lekko drżącym głosem. Brak zadyszki i wibrujący tembr zwróciły uwagę Darcy.
- Co się stało? Założył tam jakieś czary ochronne, czy coś?
- Możesz mówić trochę głośniej? Bo wiesz, tamci na drugiej stronie sali jeszcze nie słyszeli.
Lewis zrobiła obrażoną minę i opadła na oparcie krzesła.
- Więc o co chodzi? - tym razem spróbowała Jane.
- Muszę porozmawiać z Thorem.
***
- Powaliło. - to było jedyne, ale i najbardziej trafne słowo, na jakie Loki mógł w tej sytuacji wpaść.
Stali kilkaset metrów od linii lasu, przed nimi leżało kilkadziesiąt ciał Elfów Światła. - Zaraz pewnie dostanę O.P.R. od Odyna za masowy mord na sprzymierzeńcach. Jak coś to ty zacząłeś. Ja i tak mam już przesrane.
- Zawsze mogło być gorzej. - Thor chciał złapać brata za kark i zmierzwić mu włosy, jak za dawnych lat, ale ten bez większego wysiłku wywinął się i spojrzał na niego jak na uciekiniera z zamkniętego zakładu psychiatrycznego.
Obydwoje byli bardzo zdziwieni tym, że Heimdall nie uprzedził ich o najeździe, a Einherjarzy nie ruszyli do walki. Tak jakby to wszystko było specjalnie.
Zrozumieli dopiero jak weszli do pałacu.
Wszystko stało w miejscu. Ludzie stali w bezruchu, a zegar słoneczny w atrium wskazywał tą samą godzinę, co przed ich wyjściem.
Dopiero po minucie wszyscy wrócili do życia. Nagle zrobił się wielki ruch, wybuchła kakofonia dźwięków. Jakby nic się nie stało.
- Nie mówimy im, nie? - zapytał Loki, nadal patrząc zdziwionym wzrokiem przed siebie.
- Nie, lepiej nie. - odpowiedział dokładnie tym samym zajmujący się Thor.
Po chwili Loki celnie skwitował całą sytuację.
- Wykrakałeś.
Kilka kobiet ukłoniło się przed nimi.
***
Steve podszedł do Susan z uśmiechem i już otwierał usta, żeby złożyć jej życzenia.
- Tak tak. Wesołych. - rzuciła dziewczyna i poszła dalej.
Pod choinką leżały sterty, góry i kupy prezentów.
Święta z przyjaciółmi to prosty przepis na plajtę.
- Nie sądzisz, że powinieneś zaprosić też rodziców? - zapytała Susan złośliwym głosem na tyle głośno, by każdy słyszał. Zwracała się bezpośrednio do Tony'ego, co nie miało miejsca od ładnych paru miesięcy.
Mężczyzna spojrzał na nią ze zdziwieniem.
- O czym ty...
- Nie mówiłam ci? O, wybacz. Rodzice żyją i wbrew temu, co myślisz, nikt nie wypłukał im pamięci. Mieszkają na Zanzibarze i jest im bardzo przykro, że nazywasz świętej pamięci wujka Howarda swoim ojcem. Chciałam ich odwiedzić, ale jako złoczyńca roku nie mogę ruszyć dupy poza Stany.
Zebrani zaczęli spoglądać to na Iron Mana, to na opartą o framugę Susan, to na siebie.
Niezręczny moment przerwał Thor, który wparował do pokoju jak zwykle z bananem na twarzy.
Susan niemal natychmiast do niego podeszła.
- Muszę porozmawiać z Lokim.
- Susan, przecież wiesz, że...
- Nie, Thor. Tu nie chodzi o to, że mi się nudzi, że tęsknię i że nienawidzę niemal każdego w tym pokoju. To coś ważniejszego. Wiem co mi jest.
Gromowładny nadal patrzył na nią przepraszającym wzrokiem.
- Wiesz co to są Artefakty Wieczności? - kontynuowała.
Twarz Odynsona zmieniła się. Wpełzło na nią przerażenie.
- Ja nie wiem. - powiedział Stark. - Ktoś chętny, żeby wyjaśnić?
Frozen wywróciła oczami. Nie miała zamiaru odpowiadać. Ponownie zwróciła się do Asgardczyka.
- Nie jestem pewna, ale patrząc na objawy, to... to to jest Piątka.
***
Loki leżał w ogrodzie znudzony jak mops, po raz kolejny czytając przemyconą z Midgardu książkę. Dobra, "Kłamca" jest fajny, ale ile można czytać o sobie jako o pomocniku Aniołów zbierającym pióra? Zwłaszcza, kiedy się umiera z braku następnej części?
Nie mógł nic robić. Jedne, co mu zostało, to czytanie, snucie się po Asgardzie jak smród po gaciach i straszenie Thora znikaniem. I wybijanie Elfów Światła.
W Midgardzie właśnie obchodzili jakieś święto, a że Loki nie za bardzo orientował się w jego założeniach, to wysłał Susan przez Thora kwiaty. Wiedział, że brat i tak ich jej nie przekaże, bo Odyn mu zabroni. Wyrzuci po drodze abo zrobi tak, żeby wyglądały jak kotu z mordy wyjęte i zrzuci na niedogodności podróży. Co Wszechojciec powie, to święte.
W Asagrdzie zablokowane były wszystkie przejścia. Wszystkie, co do jednego. Odyn odebrał Kłamcy moc przenoszenia się z planety na planetę. Dupa blada.
Loki usłyszał jakieś poruszenie w holu przy ogrodach. Coś jakby Thor w biegu zawadził młotkiem o kolumnę. Od niechcenia podniósł się na łokciach i spojrzał w tamtą stronę.
W kolumnie rzeczywiście była wyrwa.
Laufeyson uśmiechnął się asymetrycznie i spokojnie poszedł w stronę, w którą popędził jego brat. łatwo było to ocenić, po wyglądzie dziury w filarze.
Uzdrawialnia?
Stanął w drzwiach pomieszczenia i zobaczył Thora i jego dziewczynę, której imienia nie mógł sobie jakoś przypomnieć, pochylających się nad jednym z łóżek.
Usłyszał głos Tej, Która Mocno Daje z Liścia.
- Tak samo jak w moim przypadku. To to samo, co Aether?
- Nie. To jest silniejsze. Nie wiem tylko dlaczego nie ma całej mocy Piątki. Tak jakby z kimś się dzieliła. - Uzdrowicielka spojrzała na osobę na łóżku.
Uuu, ostro pojechali. Piąty Artefakt? Nieźle.
- To Midgardianka. Piątka nie powinna czepiać się Ziemian. - powiedział Thor. Znowu przywiózł tu jakąś śmiertelniczkę? No ładnie. A mu jednej nie wolno.
- Nie zapominaj, że nie jest normalną Ziemianką. Przy tylu mutacjach ma silniejszy organizm. - Zauważyła... no... ta... Jade! Właśnie. Chyba.
Loki przestał opierać się o framugę i przechylił lekko głowę, marszcząc brwi.
- Ale też ją osłabiły... moment. - przerwał sam sobie - Verdandi, mówiłaś, że dzieli się z kimś energią Piątki. Czy jest możliwe, że kobieta, z którą dzieli ciało, przejmuje część jej mocy?
Kłamca na chwilę przestał oddychać. Puls mu przyspieszył. Zaraz jednak wysilił się na spokojny, nie zdradzający żadnych uczuć głos. W końcu kto to widział, żeby Loki, ten nieczuły i zimny trickster leciał na zbity pysk, rozpychał zebranych i witał się ze śmiertelniczką?
- Przywiozłeś mi prezent, bracie? W Midardzie mają dzisiaj jakieś święta, podczas których się je wręcza, prawda? - zapytał niskim, lekko kpiącym tonem.
Dziewczyna na łóżku podniosła się i wyjrzała zza dość szerokiej zasłony, jaką był Thor.
Loki uśmiechnął się szeroko na widok dużych, ciemnoniebieskich oczu. Martwiła go bladość i wymizerowany wygląd Susan, ale w tej chwili liczyło się tylko to, że znowu jest z nim. Że znowu będzie bezpieczna.
Zeskoczyła z łoża i podbiegła do boga kłamstw. Rzuciła się na niego, a on złapał ją i lekko uniósł, okręcając się dookoła własnej osi. Frozen schowała twarz w zagięciu jego szyi, a on wtulał policzek w jej włosy. Loki spojrzał na Thora. Gromowładny widział niemą wdzięczność w jego oczach.
Chcę więcej~~
OdpowiedzUsuńBędzie więcej :D
UsuńZgadzam się z przedmówczynią.
OdpowiedzUsuńW końcu zostawię ten komentarz. Te historię obserwują niemal od początku, ale jak to ludzie mają w zwyczaju lubię czytać, ale z komentowaniem jest czasem trudno. Ciężko pozbierać myśli żeby napisać coś o poście.
Szczerze mówiąc to nie czytam takich blogów...może inaczej...masz bardzo orginalny styl pisania z jakim się jeszcze nie zetknęłam, ale podoba mi się on. Historia jest nawet ciekawa. ( choć przestałam dawno już czytać jakieś 15 blogów o Lokim i Avengersach, dlatego że historie były do siebie zbyt podobne i robiły się nudne.)
Bardzo przypadła mi do gustu część druga, nie wiem czemu. Może dlatego że Susan się zmieniła, zrobiła taka niedostępna i w ogóle fajna. Taki jeden idiota z drugim się jej pyta Jak się czuje, a ta do niego z nożem - zajebista sytuacja, albo to o Kobiecie Która Wali Mocno Z Liścia - padłam ( masz humor i pomysły, ja bym chyba w życiu nie wpadła na coś takiego, od razu przypomniał mi się Ten Którego Imienia Nie Można Wymawiać), odbiegam od tematu.
Na początku opowiadania nie ogarniałam za bardzo tych przezwisk?, Trickers, Frozen, ( nie za bardzo wiem jaki to ma związek z Susan, pewnie jest to tak jasne że tego nie ogarnęłam - standard w moim przypadku).
Ta Sheera i to że dzieli ciało z Susan, kojarzy mi się trochę z Wolverinem( chyba przez te mutacje) i trochę z Dubhe, bohaterką serii "Wojny świata wynurzonego" ( chyba ta seria?)
Nie wiem co jeszcze napisać. Tak to jest. Jak myślę nad co napisać, to wiem. A jak już pisze to pustka we łbie.
Jak sobie coś przypomnę, to na pewno jeszcze kiedyś o tym nabąkne.
Aha, podoba mi się to że w dość szybkim tempie piszesz posty i je dodajesz.
Pozdrawiam i życzę nawału weny.
Sztyletnica
Dziękuję bardzo za miłe słowa :) Zmiana Susan... powiem Ci że mi tez sie taka bardziej podoba :) jesli chodzi o mojego drugiego męza Voldka to dopiero teraz zauwazylam podobieństwo nazwy :D dzięki :) troche to dziwne że tak wolno kojarzę fakty dotyczące mojego bloga, bo mpj pierwszy fanfick dotyczyl wlasnie Toma Riddle'a, a nadając Lokiemu sobowtora Toma w ogóle tego nie zauważyłam, dopiero mahomo mnie oświeciła :)
UsuńPrzezwiska: trickster to nie pseudonim tylko mitologiczne określenie bóstw-psotników ;)
Frozen chyba wyjaśniałam w ktoryms poscie - wynika to z bezduszności i oziębłości, jaką cechuje się wiedźmińska częśc Susan. W przyszlosci planuje strzelic rozdzialik z dokładnym opisem dziecinstwa Susan i jej *spoiler* zawodu.
Wolverine był tu inspiracją i *większy spoiler* pojawi się w opowiadaniu, ale jeszcze nie w tej ksiedze. Chyba juz raz o nim pisalam ale nie z nazwiska, chociaz glowy nie dam. Wspomnianej serii nie czytalam.
Przepraszam za jakosc wypowiedzi, ale pisze z telefonu :)
Dziękuję jeszcze raz i rowniez pozdrawiam
Sheera.
No, i co ja mam kurcze napisać? :D Wcale nie musiałam tak długo czekać, żeby poczytać :D Z każdym kolejnym rozdziałem robi się coraz ciekawiej - te artefakty (nie powiem, zaintrygowało mnie to) i powiązania - skąd ty bierzesz te wszystkie pomysły? I doczekałam się spotkania Psotnika i Susan! Na końcówce to aż mi się wymsknęło takie epickie "Awww" poczas czytania. To po prostu było... słodkie! <3 *wizualizuje sobie tę scenę, niczym wyrwaną z filmu romantycznego*~... Ekhm *wraca do rzeczywistości*, w każdym razie, oby tak dalej! :) I czekam na dalszy rozwój sytuacji~ :D
OdpowiedzUsuńOk, po tym rozdziale dostałam cukrzycy
OdpowiedzUsuń