KSIĘGA DRUGA
KETHERSAR
https://www.youtube.com/watch?v=LQxXgmnS_yM
https://www.youtube.com/watch?v=Scj4F9XkOgU
- Leż spokojnie, Frose. Zaraz kończymy. - Jane Foster już dawno przestała obawiać się Sheery. Zaprzyjaźniły się z Susan. Należała do trójki osób, które przez zazdrosny S.H.I.E.L.D. sarkastycznie nazywane były Trójcą Błogosławionych. Do trójki osób, do których Susan odzywała się bez dyskretnego, ale jednak widocznego szczerzenia kłów. Ona, Darcy i Thor, chociaż on to pozostawał w jej względnych raczej dlatego, że był jedyną osobą, która umożliwiała jej i Lokiemu kontakt, więc chcąc nie chcąc musiała być miła. W końcu blond piękności lubią strzelać fochy, co tu dużo mówić. I nie chodzi tu o Susan.
Przez Jane i Darcy nazywana była Frose, jak połączenie Frozen i Rose. Tylko im dwóm Sue zdradziła, że Rose to jej drugie imię. Niestety.
Jane była też jedyną osobą, której Susan pozwoliła przeprowadzać na sobie jakiekolwiek badania. Od pięciu miesięcy zdążyła zakumplować się już z anemią, depresją oraz wstępnymi objawami czegoś podchodzącego pod katatonię. O nerwicy nawet nie wspominając. Przy każdej kłótni sięgała ręką do paska, przy którym powinien być sztylet. Non stop wyłamywała sobie palce. I znów zaczęła wybijać nadgarstki. Jak kogoś chciała naprawdę przestraszyć, to była gotowa nawet zgiąć łokieć w drugą stronę albo strzelić kręgami tak, że echo szło przez tydzień.
Susan syknęła.
- Auuu, mogłabyś mi tego nie robić? To boli.
- Łamiesz sobie codziennie kości, a zwykłych elektrod nie możesz przetrzymać? - Zaśmiała się Foster.
- No właśnie tu jest problem, że elektrody, jak sama nazwa wskazuje, wyczuwają impulsy elektryczne. Między innymi. A dobrze wiesz, że mój mózg wytwarza potrójną liczbę impulsów: dla mnie, dla Sheerry i dla... No wiesz. Dla Sheery Dwa.
- I elektrody przywołują impulsy, nagromadzają je pod skórą i powodują, że czujesz rażenie prądem, tak tak. Nie ze mną te bajeczki.
- Doprawdy? - Frozen szybkim ruchem dźgnęła Jane w brzuch, a po jej palcu przebiegły małe zygzaki prądu. - Jestem jak twój kochaś. Prąd się mnie słucha.
Kobieta odskoczyła i spojrzała na młodszą z udawanym wyrzutem.
Zdążyła się już przyzwyczaić.
Susan od powrotu z Asgardu zaczęła mieć takie dziwne... zdolności, niech będzie. Potrafiła dotknąć ściany, pod którą szły przewody, i tym jednym małym ruchem wyłączyć prąd w całym Stark Tower. Raz za namową Darcy nawet spróbowała z całym Nowym Jorkiem, ale ktoś uprzedził Thora i wszystko szlag trafił.
Dlatego też dziewczyna zgodziła się na to, by Jane prowadziła badania. Nie wiedziała, co się z nią dzieje, ale czuła, że ma to związek z tym dziwnym uczuciem, którego doświadczyła w noc po powrocie do Midgardu.
Bała się. Była w stanie przenieść coś z miejsca na miejsce siłą woli, albo spojrzeniem zmusić kogoś do utraty przytomności. Nie żeby nie potarfiła tego wcześniej.
Tak czy inaczej, czuła się coraz gorzej. Nie mogła jeść, bo samo patrzenie na jedzenie doprowadzało ją do mdłości. A mimo tego nie była głodna.
Łatwo domyślić się, że trochę przez to schudła. Już wcześniej była szczupła, ale teraz była po prostu chuda.
Pod oczami miała sińce, chociaż spała jedenaście godzin dziennie. Jej skóra z bladej, ale lekko brzoskwiniowej, zmieniła się w alabastrową. Przez brak jedzenia bardzo uwydatniły jej się kości policzkowe, a jej twarz stała się bardziej pociągła. Chociaż nie powinna już rosnąć, to zauważyła, że z metra sześćdziesiąt osiem podskoczyła do około siedemdziesięciu czterech. Była już wyższa od Tony'ego. No dobra, prawie.
I chociaż wyglądała na wyniszczoną i chorą, i chociaż czuła się słabo, to jej siła rosła. Potrafiła jedną ręką podnieść duży, pięćdziesięciocalowy telewizor.
Większość dnia spędzała w sali treningowej, doskonaląc umiejętności walki sztyletami i mieczem wiedźmińskim. Przy każdym wyjściu z siłowni była prześwietlana w celu sprawdzenia, czy nie zabrała stamtąd żadnej broni. Taki tam mały środek bezpieczeństwa po tym, jak prawie poderżnęła Steve'owi gardło, kiedy zapytał ją, jak się czuje. Ten to jest biedny, jak nie urok to sraczka.
S.H.I.E.L.D. dało się ubłagać. Tony załatwił Susan wolność, choć Fury bardzo chciał ją posadzić za zdradę. Jedyną karą był zakaz wyjazdu z kraju, a już tym bardziej z Ziemi. Jakkolwiek to brzmi.
Jane odpięła elektrody od skroni Susan i pozwoliła jej wstać. Dziewczyna podniosła się i szybkim ruchem zeskoczyła ze stołu operacyjnego, na którym Foster ją badała.
- I co? - zapytała.
- Nic nowego. Generator pola cały czas wariuje, a wskaźnik w mierniku mocy stale idzie w górę. Jak tak dalej pójdzie, niedługo zaczniesz fluoryzować. Może lepiej pozwolić Bruce'owi...
- Nie. - przerwała Susan ostrym tonem. - Nie ma mowy. Znowu mnie nafaszeruje jakimś syfem.
Jane uśmiechnęła się blado i odeszła. Wiedziała, że Susan długo tak nie pociągnie.
To nie było nic, co wcześniej widziała albo o czym chociaż słyszała. Energia Susan była niewyobrażalnie wielka. I rosła. Ostatnio udało jej się podnieść młot Thora. Młot Thora. Ten młot, którego nikt oprócz Gromowłądnego i Odyna nie uniesie.
Trzeba będzie pogadać z Bannerem bez wiedzy Susan.
***
- TATUSIU! - Odyn wywrócił oczami, słysząc to pianie już któryś raz w ciągu ostatnich dziesięciu minut. - Zobacz, starłem ci kurz z tronu. Mogę już iść?
- Robiłeś to minutę temu, Loki. Nawet nie zdążył się zakurzyć. - westchnął starzec.
- W tej twojej zapuszczonej brodzie to pewnie masz go nawet na zapas. - mruknął Loki tak, by Wszechojciec go nie usłyszał.
Podhasał do Odyna i uśmiechnął się do niego przesłodko.
Ten zaśmiał się z politowaniem i wypalił:
- I tak cię nie puszczę.
Kłamcy momentalnie zrzedła mina. Zgarbił dotychczas ściągnięte ramiona i podparł się pod boki.
- Minęło pięć miesięcy. Przemyślałem swoje czyny, jestem grzeczny, od dwóch dni nic nie popsułem, pięć razy dziennie czyszczę ci to twoje krzesełko i jestem na twoje posyłki dwadzieścia pięć przez osiem. Jestem wzorowym adoptowanym synem. Lepszym niż Thor prawdziwym. Jeden dzień, czy o tak dużo proszę? - I tak jak całość jego wypowiedzi była wydeklamowana spokojnym i dystyngowanym tonem, tak ostatnie zdanie było wyciem rozpaczy i zrezygnowania połączonych z bezbrzeżnym zażenowaniem i zmęczeniem.
- Kara to kara. Nigdzie nie jedziesz. Kropka. Do komnaty.
Dobra, to aż za bardzo przypomina sytuację sprzed tysiąca lat, gdy Loki błagał o nowego konia, kiedy Thor dostał już siedem sztuk. Wtedy też Odyna wkurzała dobroć przybranego syna i kazał mu się zamknąć oraz iść do komnaty.
- Ale Thor może. - powiedział z oburzeniem Laufeyson. - Gdzie jest równoup...
- Skończyłem. Komnata. Już.
No dobra.
Spróbujemy ponownie za dwie minuty.
***
<Z PERSPEKTYWY SHEERY>
Powoli, spokojnie.
Tak.
Jest moja.
Czuję, jak moje łopatki unoszą się i opadają na zmianę. Czuję martwe liście na poduszkach moich łap, ale ich nie słyszę. To dobrze.
Widzę kobietę. Stoi na środku polany. Sama. Bezbronna.
Celowo zawadzam ogonem o gałązkę. Głośność jej trzasku niemal doprowadza mnie do furii, ale ona ledwo co go usłyszała.
Rozgląda się. Widzę strach wymalowany w jej oczach. Wie, że nie jest dobrze. Robi się ciemno. Wiatr wieje od niej. Czuję jej perfumy, nieprzyjemnie mocne. Chyba Mugler.
Uwielbiam to. Widok szoku, który powoli i bezceremonialnie wpełza na twarz ofiary, kiedy zauważają parę żółtych ślepi błyszczących w zaroślach. Właśnie następuje ta chwila. Zauważa mnie. Chce krzyknąć, ale nie zdąży. Nie ma szans zdążyć. Nie ma prawa. Krzyk umrze na jej ustach. Razem z nią.
Zrywam się do biegu, który trwa nie więcej jak dwie sekundy. Przyczaiłam się na tyle blisko, że bieg był zbędny, ale liczy się show. Musiał być efekt.
Rzucam się. Skaczę. Dziewczyna zasłania twarz rękami. Czuję jej palce na moim pysku, a potem jej krew na moich zębach.
I już jestem spokojna.
Pozwalam Susan wrócić.
***
Thor właśnie szedł zadowolony Bifrostem w stronę Asgardu, kiedy zatrzymało go to, czego tak bardzo się obawiał.
- Cześć braciszku. - usłyszał za plecami.
Odwrócił się, ale nikogo tam nie było.
- Loki. - powiedział ze zniecierpliwieniem w głosie. - Jak coś chcesz to chociaż nie rób sobie ze mnie jaj.
Jego uszu dobiegło pełne zrezygnowania westchnięcie, a jego brat zmaterializował się tuż przed nim. Thor cofnął się pod wpływem zaskoczenia.
- Nic się bawić nie umiesz, Gromciu. Nic kompletnie. Kiedyś to chciaż się można było z tobą powygłupiać.
- Dorosłem. Nie to co niektórzy.
- Oj daj spokój. Masz mi coś ciekawego do powiedzenia?
Ruszyli ramię w ramię do zamku. Przechodnie otwierali usta ze zdziwienia, niektórzy nawet przystawali. Od dawna nikt nie widział tych dwoje zachowujących się tak... normalnie.
Thor opowiedział Kłamcy o tym, co nowego w Midgardzie. Loki udawał, że jest bardzo zainteresowany tym, jakim super wynalazkiem jest mikrofalówka, którą Odynson określił jako "to dziwne pudełko, do którego wkłada się zimne jedzenie, a jak zaczyna pikać, to jedzenie jest ciepłe". Wiedział, że mimo raczej ujmującej rodowi inteligencji jego brata, Thor prędzej czy później domyśli się, że chodzi mu o informacje na tylko i wyłącznie jeden temat.
Gromowładny speszył się i wbił wzrok w stopy.
- Nie powiem ci nic, czego już nie wiesz. Nadal wygląda jak trup, nie je, odzywa się tylko do mnie, Jane i Darcy, jest nadnaturalnie silna i udaje, że jest mną, bawiąc się elektrycznością. Poza tym nic się nie zmieniło.
Loki wywrócił oczami, jakby rozmawiał z kimś naprawdę bardzo opóźnionym.
Kiedy tylko zeszli z Bifrostu, a Thor skierował się w stronę pałacu, Kłamca odłączył się od niego i szybkim, wyćwiczonym ruchem wsiadł na swojego konia. Bardzo duży, dostojny koń, wyglądem przypominający midgardzką rasę fryzyjską, niemal natychmiast, bez żadnej komendy, ruszył przed siebie.
***
- Znowu tutaj? - usłyszała za swoimi plecami męski głos.
Znowu ktoś. No świetnie po prostu.
Nie odpowiedziała.
Wyprężyła się i z gracją wyrzuciła sztylet przed siebie.
- Rzucasz do ściany? - Clint spróbował ponownie. Podszedł do niej i wytężył wzrok.
- Przyjrzyj się. - Susan uśmiechnęła się półgębkiem i podeszła do wbitego w mur noża. Kiedy go wyciągnęła, Barton zobaczył małą, może dwumilimetrową, czerwoną kropkę.
- Skusiłaś. - zaśmiał się. Dziura po sztylecie znajdowała się dokładnie obok plamki.
- Może troszkę. Gdyby to było serce, nie zrobiłoby to zbyt dużej różnicy.
Clint patrzył, jak Stark odkłada broń na półkę i zastanawia się nad następną.
- Odezwałaś się. - Powiedział bez cienia rozbawienia w głosie.
- Tak jakby.
Stali tak, mierząc się wzrokiem.
W końcu Clint przerwał ciszę.
- Chcesz nauczyć się strzelać z łuku?
***
- Tony, spokojnie, zdążysz. Jeszcze dwa tygodnie. - Pepper starała się uspokoić narzeczonego, ale ten jakby jej nie słyszał.
- Musimy zamówić catering. Tylko skąd? Myślisz, że dowożą z Hiltona? Albo chociaż z Joanne Trattoria?
- Z Joanne na pewno. Ale Tony...
- I jakąś ekipę dekoracyjną...
Potts nie wytrzymała.
- Stark! - Dopiero teraz mężczyzna zaczął sprawiać wrażenie zainteresowanego jej zdaniem. I lekko zszokowanego krzykiem kobiety, która krzyczy raz na millenium. - D w a t y g o d n i e. Zdążymy.
- Ale to Sylwester... - Tony niemal wyjęczał te słowa w swojej rozpaczy. - Wszystko musi być idealne.
- Najpierw Boże Narodzenie. Na tym się skup. Chciałeś mieć największą choinkę w Nowym Jorku, a jak na razie nie masz żadnej.
***
- I jak się sprawuje? - Mauritius uśmiechnął się złowieszczo na widok swojego ziemskiego sojusznika.
- Słabnie, ale także rośnie w siłę. Zachowuje się jak anemiczka. Tak ma być?
- Tak. Bardzo dobrze. Tak dokładnie ma być.
- A Kłamca?
- Co Kłamca?
- Między nimi nadal toczy się wymiana mocy. Mimo, że ich rozdzielono. Nie wiem dlaczego. To dziwne. A jakby tego było mało, ich krew jest zmieszana.
- Coś ty powiedział?! - Liosálfar* gwałtownie obrócił się. Bynajmniej nie wyglądał na Elfa Światła.
- Ja... - Peter zająknął się. - Oni... ich krew musiała się zmieszać. Nie wiem kiedy, ale tak jest. Z tego wynika, że... - przerwał
- ...że Kethersar ma dwóch Wektorów. - dokończył szeptem Mauritius. Zaraz jednak wrócił mu władczy ton głosu. - Zabić Asgardczyka.
**************************
* Liosálfar to inaczej Elfy Światła
Jane odpięła elektrody od skroni Susan i pozwoliła jej wstać. Dziewczyna podniosła się i szybkim ruchem zeskoczyła ze stołu operacyjnego, na którym Foster ją badała.
- I co? - zapytała.
- Nic nowego. Generator pola cały czas wariuje, a wskaźnik w mierniku mocy stale idzie w górę. Jak tak dalej pójdzie, niedługo zaczniesz fluoryzować. Może lepiej pozwolić Bruce'owi...
- Nie. - przerwała Susan ostrym tonem. - Nie ma mowy. Znowu mnie nafaszeruje jakimś syfem.
Jane uśmiechnęła się blado i odeszła. Wiedziała, że Susan długo tak nie pociągnie.
To nie było nic, co wcześniej widziała albo o czym chociaż słyszała. Energia Susan była niewyobrażalnie wielka. I rosła. Ostatnio udało jej się podnieść młot Thora. Młot Thora. Ten młot, którego nikt oprócz Gromowłądnego i Odyna nie uniesie.
Trzeba będzie pogadać z Bannerem bez wiedzy Susan.
***
- TATUSIU! - Odyn wywrócił oczami, słysząc to pianie już któryś raz w ciągu ostatnich dziesięciu minut. - Zobacz, starłem ci kurz z tronu. Mogę już iść?
- Robiłeś to minutę temu, Loki. Nawet nie zdążył się zakurzyć. - westchnął starzec.
- W tej twojej zapuszczonej brodzie to pewnie masz go nawet na zapas. - mruknął Loki tak, by Wszechojciec go nie usłyszał.
Podhasał do Odyna i uśmiechnął się do niego przesłodko.
Ten zaśmiał się z politowaniem i wypalił:
- I tak cię nie puszczę.
Kłamcy momentalnie zrzedła mina. Zgarbił dotychczas ściągnięte ramiona i podparł się pod boki.
- Minęło pięć miesięcy. Przemyślałem swoje czyny, jestem grzeczny, od dwóch dni nic nie popsułem, pięć razy dziennie czyszczę ci to twoje krzesełko i jestem na twoje posyłki dwadzieścia pięć przez osiem. Jestem wzorowym adoptowanym synem. Lepszym niż Thor prawdziwym. Jeden dzień, czy o tak dużo proszę? - I tak jak całość jego wypowiedzi była wydeklamowana spokojnym i dystyngowanym tonem, tak ostatnie zdanie było wyciem rozpaczy i zrezygnowania połączonych z bezbrzeżnym zażenowaniem i zmęczeniem.
- Kara to kara. Nigdzie nie jedziesz. Kropka. Do komnaty.
Dobra, to aż za bardzo przypomina sytuację sprzed tysiąca lat, gdy Loki błagał o nowego konia, kiedy Thor dostał już siedem sztuk. Wtedy też Odyna wkurzała dobroć przybranego syna i kazał mu się zamknąć oraz iść do komnaty.
- Ale Thor może. - powiedział z oburzeniem Laufeyson. - Gdzie jest równoup...
- Skończyłem. Komnata. Już.
No dobra.
Spróbujemy ponownie za dwie minuty.
***
<Z PERSPEKTYWY SHEERY>
Powoli, spokojnie.
Tak.
Jest moja.
Czuję, jak moje łopatki unoszą się i opadają na zmianę. Czuję martwe liście na poduszkach moich łap, ale ich nie słyszę. To dobrze.
Widzę kobietę. Stoi na środku polany. Sama. Bezbronna.
Celowo zawadzam ogonem o gałązkę. Głośność jej trzasku niemal doprowadza mnie do furii, ale ona ledwo co go usłyszała.
Rozgląda się. Widzę strach wymalowany w jej oczach. Wie, że nie jest dobrze. Robi się ciemno. Wiatr wieje od niej. Czuję jej perfumy, nieprzyjemnie mocne. Chyba Mugler.
Uwielbiam to. Widok szoku, który powoli i bezceremonialnie wpełza na twarz ofiary, kiedy zauważają parę żółtych ślepi błyszczących w zaroślach. Właśnie następuje ta chwila. Zauważa mnie. Chce krzyknąć, ale nie zdąży. Nie ma szans zdążyć. Nie ma prawa. Krzyk umrze na jej ustach. Razem z nią.
Zrywam się do biegu, który trwa nie więcej jak dwie sekundy. Przyczaiłam się na tyle blisko, że bieg był zbędny, ale liczy się show. Musiał być efekt.
Rzucam się. Skaczę. Dziewczyna zasłania twarz rękami. Czuję jej palce na moim pysku, a potem jej krew na moich zębach.
I już jestem spokojna.
Pozwalam Susan wrócić.
***
Thor właśnie szedł zadowolony Bifrostem w stronę Asgardu, kiedy zatrzymało go to, czego tak bardzo się obawiał.
- Cześć braciszku. - usłyszał za plecami.
Odwrócił się, ale nikogo tam nie było.
- Loki. - powiedział ze zniecierpliwieniem w głosie. - Jak coś chcesz to chociaż nie rób sobie ze mnie jaj.
Jego uszu dobiegło pełne zrezygnowania westchnięcie, a jego brat zmaterializował się tuż przed nim. Thor cofnął się pod wpływem zaskoczenia.
- Nic się bawić nie umiesz, Gromciu. Nic kompletnie. Kiedyś to chciaż się można było z tobą powygłupiać.
- Dorosłem. Nie to co niektórzy.
- Oj daj spokój. Masz mi coś ciekawego do powiedzenia?
Ruszyli ramię w ramię do zamku. Przechodnie otwierali usta ze zdziwienia, niektórzy nawet przystawali. Od dawna nikt nie widział tych dwoje zachowujących się tak... normalnie.
Thor opowiedział Kłamcy o tym, co nowego w Midgardzie. Loki udawał, że jest bardzo zainteresowany tym, jakim super wynalazkiem jest mikrofalówka, którą Odynson określił jako "to dziwne pudełko, do którego wkłada się zimne jedzenie, a jak zaczyna pikać, to jedzenie jest ciepłe". Wiedział, że mimo raczej ujmującej rodowi inteligencji jego brata, Thor prędzej czy później domyśli się, że chodzi mu o informacje na tylko i wyłącznie jeden temat.
Gromowładny speszył się i wbił wzrok w stopy.
- Nie powiem ci nic, czego już nie wiesz. Nadal wygląda jak trup, nie je, odzywa się tylko do mnie, Jane i Darcy, jest nadnaturalnie silna i udaje, że jest mną, bawiąc się elektrycznością. Poza tym nic się nie zmieniło.
Loki wywrócił oczami, jakby rozmawiał z kimś naprawdę bardzo opóźnionym.
Kiedy tylko zeszli z Bifrostu, a Thor skierował się w stronę pałacu, Kłamca odłączył się od niego i szybkim, wyćwiczonym ruchem wsiadł na swojego konia. Bardzo duży, dostojny koń, wyglądem przypominający midgardzką rasę fryzyjską, niemal natychmiast, bez żadnej komendy, ruszył przed siebie.
***
- Znowu tutaj? - usłyszała za swoimi plecami męski głos.
Znowu ktoś. No świetnie po prostu.
Nie odpowiedziała.
Wyprężyła się i z gracją wyrzuciła sztylet przed siebie.
- Rzucasz do ściany? - Clint spróbował ponownie. Podszedł do niej i wytężył wzrok.
- Przyjrzyj się. - Susan uśmiechnęła się półgębkiem i podeszła do wbitego w mur noża. Kiedy go wyciągnęła, Barton zobaczył małą, może dwumilimetrową, czerwoną kropkę.
- Skusiłaś. - zaśmiał się. Dziura po sztylecie znajdowała się dokładnie obok plamki.
- Może troszkę. Gdyby to było serce, nie zrobiłoby to zbyt dużej różnicy.
Clint patrzył, jak Stark odkłada broń na półkę i zastanawia się nad następną.
- Odezwałaś się. - Powiedział bez cienia rozbawienia w głosie.
- Tak jakby.
Stali tak, mierząc się wzrokiem.
W końcu Clint przerwał ciszę.
- Chcesz nauczyć się strzelać z łuku?
***
- Tony, spokojnie, zdążysz. Jeszcze dwa tygodnie. - Pepper starała się uspokoić narzeczonego, ale ten jakby jej nie słyszał.
- Musimy zamówić catering. Tylko skąd? Myślisz, że dowożą z Hiltona? Albo chociaż z Joanne Trattoria?
- Z Joanne na pewno. Ale Tony...
- I jakąś ekipę dekoracyjną...
Potts nie wytrzymała.
- Stark! - Dopiero teraz mężczyzna zaczął sprawiać wrażenie zainteresowanego jej zdaniem. I lekko zszokowanego krzykiem kobiety, która krzyczy raz na millenium. - D w a t y g o d n i e. Zdążymy.
- Ale to Sylwester... - Tony niemal wyjęczał te słowa w swojej rozpaczy. - Wszystko musi być idealne.
- Najpierw Boże Narodzenie. Na tym się skup. Chciałeś mieć największą choinkę w Nowym Jorku, a jak na razie nie masz żadnej.
***
- I jak się sprawuje? - Mauritius uśmiechnął się złowieszczo na widok swojego ziemskiego sojusznika.
- Słabnie, ale także rośnie w siłę. Zachowuje się jak anemiczka. Tak ma być?
- Tak. Bardzo dobrze. Tak dokładnie ma być.
- A Kłamca?
- Co Kłamca?
- Między nimi nadal toczy się wymiana mocy. Mimo, że ich rozdzielono. Nie wiem dlaczego. To dziwne. A jakby tego było mało, ich krew jest zmieszana.
- Coś ty powiedział?! - Liosálfar* gwałtownie obrócił się. Bynajmniej nie wyglądał na Elfa Światła.
- Ja... - Peter zająknął się. - Oni... ich krew musiała się zmieszać. Nie wiem kiedy, ale tak jest. Z tego wynika, że... - przerwał
- ...że Kethersar ma dwóch Wektorów. - dokończył szeptem Mauritius. Zaraz jednak wrócił mu władczy ton głosu. - Zabić Asgardczyka.
**************************
* Liosálfar to inaczej Elfy Światła
Chcę dalej!!! Nie dość, że na ten rozdział czekałam i czekałam (i prawie oszalałam, bo do cierpliwych to nie należę) to jeszcze w takim momencie...
OdpowiedzUsuńPiszesz po prostu super!!! :D
Chyba sie pogobilam.. Ale wiem ze mnie kochasz i kiedys mi wszystko wytlumaczysz, a jak zabijesz Lokiego to ja zabije Ciebie ;* <3
OdpowiedzUsuńPrzeczytałam i pozwalam sobie stwierdzić, że za szybko się czytało :) Ogólnie troszku się zagubiłam, ale to pewnie dlatego, że sporo rzeczy się wydarzyło w rozdziale (czyt. mój mózg jest w stanie przedśmiertnym w związku z maturami). Oczywiście nie zmienia to faktu, że jestem strasznie ciekawa co będzie dalej... Mam nadzieję, że Lokiemu uda się wyrwać z pod kurateli Odyna, no i ponownie spotkać z Susan :)
OdpowiedzUsuń