piątek, 11 kwietnia 2014

15. Betrayal.

https://www.youtube.com/watch?v=5PuMRNi0j44

Uwaga, będzie słodko i ckliwie, ale Mahomo mówi, że nie jest źle :)

***
<Z PERSPEKTYWY LOKIEGO>


Zobaczyłem kobietę. Stała odwrócona do mnie plecami. Miała na sobie długą do ziemi, zwiewną złotą suknię. Ślubną suknię. Złote włosy zasłaniające odsłonięte plecy ozdabiał drobny, elegancki diadem uformowany na kształt gałązki z listkami. Odwróciła się. Rozpoznałem twarz Ziemianki. Susan. Coś było nie tak. Miała zimną, pozbawioną wyrazu twarz. Patrzyła na mnie stanowczo i tak, jakby miała ochotę mnie zabić.
I w tym momencie uśmiechnęła się. Tak złośliwie, jak to tylko możliwe. Kpiąco. Pobłażliwie. Drwiąco.
Na jej obojczyk wszedł duży, włochaty pająk. Wzdrygnąłem się. Chciałem coś powiedzieć, ale nie mogłem. Poczułem ból rozrywanych mięśni na ustach. 
Były zszyte.
Susan zaczęła się zmieniać. Włosy pojaśniały i zwinęły się w gęste pukle, oczy stały się jaskrawozielone. Jej ciało wydłużyło się, a suknia razem z nią. Jej kształty mocno się zaokrągliły, co wyglądało, moim zdaniem, niezbyt estetycznie. Nienaturalnie małe wcięcia i wielkie wypukłości sprawiały wrażenie plastikowych, jak w midgardzkich serialach. Nie żebym oglądał. Usta rozrosły się, jakby ktoś je napompował. 
Tą kobietę też rozpoznałem, niestety. 
Amora.
Na jej suknię wchodziło coraz więcej pająków, które w końcu utworzyły czarną, ruchliwą powłokę. 
- Pospiesz się, Loki. Sylvie jest zła. Zazdrosna. Zadbaj o swoją śmiertelniczkę. Powiedz jej, co do niej czujesz, bo będzie za późno. A ja perfidnie będę wszystko utrudniać. Jeszcze dziś ją stracisz. Czas ucieka.

Zerwałem się jak poparzony. To nie mogła być prawda. 
Zauważyłem kątem oka ruch na drugim końcu komnaty. Pająk. Błyskawicznie chwyciłem świecznik i rzuciłem nim w niego, ale on i tak uciekł. Wielkie, ohydne bydle.
Koniec tego dobrego, kolego - powiedziałem do siebie. Czas poważnie pogadać z Susan. I prawdopodobnie ratować jej tyłek.
Wstałem z łóżka i zaklęciem zmieniłem szatę nocną na codzienną. Wysłałem krótką myśl zaadresowaną do Frozen. Zapytałem ją gdzie jest, ale nie odpowiedziała. Słyszałem tylko zakłócenia, takie, jakie wywołuje Sheera oraz coś jakby dudnienie. Jakby nasz kontakt się zerwał.
Czar wskazał mi drogę do dziewczyny. Proste zaklęcie, a jak przydatne.
Powinna być na balkonie swojej komnaty. Po tym, jak Odyn dowiedział się o, nazwijmy to, "zerwaniu zaręczyn", natychmiast załatwił Sue spanie w przeciwległym krańcu zamku.
Wszedłem do pomieszczenia i rzeczywiście, była tam. Stała odwrócona do mnie plecami, z dłońmi opartymi o balustradę i długimi włosami zarzuconymi na plecy, wyglądającymi jak płynne złoto w świetle wschodu słońca. Cholera, tak wcześnie wstawać, kto to widział. Jeszcze ona jak ona, tam w Midgardzie mają mniejsze wymagania, ale ja? Książę Asgardu? WSTAWAĆ O WSCHODZIE SŁOŃCA?!
Dobra, koniec, trzeba się opanować. Amora Ltd. nadchodzi.
- Musimy porozmawiać. To znaczy ja muszę ci coś powiedzieć. Miałem sen. Przemyślałem to i owo i doszedłem do wniosku, że... no wiesz. Spędzamy ze sobą dużo czasu i w ogóle... - po raz pierwszy w życiu zacząłem się jąkać. Tak ewidentnie jąkać. Właśnie teraz? Serio? Rany, jak tu gorąco. Serce mi chyba zaraz siądzie. Jestem za stary na takie temperatury. Opanuj się, idioto, to Ziemianka. Odwala mi... - Walczymy po jednej stronie, nie? Oboje nienawidzimy swoich starszych braci i po cichu próbujemy ich zabić. Pomagasz mi, ja pomagam tobie... no wiesz, o co mi chodzi. Nie sądziłem, że kiedykolwiek to powiem, ale chyba zostaliśmy... no, przyjaciółmi tak jakby. - Podszedłem do niej. Stałem teraz może z pół metra za nią. Dziwiło mnie, że się nie odzywa ani nie odwraca w moja stronę. Jakby mnie nie słyszała. Położyłem jej dłoń na ramieniu. - Susan, ja...
- Nie jestem Susan. - przerwał mi niski, warczący głos.
No to dupa.
Sheera odwróciła się, strzepując moje place z jej ramienia. jej żółte oczy lśniły kpiąco i pogardliwie. Zauważyłem, że jej twarz też nieco różniła się od twarzy Susan. Miała ostrzejsze rysy, inaczej, bardziej kanciaście wymodelowane brwi i zdawała się kończyć trochę bardziej spiczastą brodą.
Całe ciało sprawiało wrażenie dłuższego i bardziej wyćwiczonego. Susan miała budowę baletnicy, a Sheera akrobatki. Nie miała odstających mięśni ani nic, ale wyglądem przywodziła na myśl właśnie akrobatkę albo kogoś w ten deseń.
Uśmiechnęła się szyderczo.
- Ale nie przejmuj się, Kłamczuchu. Przekażę. Chociaż nie wiem, czy będziesz tego chciał. - opuściła głowę, udając zainteresowanie złączonymi, obskubującymi siebie nawzajem placami, po czym spojrzała na mnie spod rzęs.
- Co masz na myśli? - zapytałem.
- To, że ona... no, nie przepada za tobą. Nie wiem, ale raczej by cię wyśmiała, więc masz szczęście, że trafiłeś na mnie. Nie lubi cię, Loki. Ma ci za złe to, co zrobiłeś. To, że jest miła, to kwestia opanowania i talentu aktorskiego. Mi możesz wierzyć. Widzę, co czuje. Brzydzi się tym, co robisz. Brzydzi się tobą. Nienawidzi cię i czeka na okazję, by uciec i nie zostawić po sobie śladu. Ma cię dość. Nie czuje do ciebie niczego, na co liczysz. Nie odwzajemnia tego, co chciałeś jej powiedzieć. Nie kocha cię.

Nie odzywałem się. Stałem jak wryty i patrzyłem na Sheerę. Nigdy nie sądziłem, że Susan aż tak bardzo... Nieźle. Bóg kłamstwa dał się oszukać. Uwierzył Ziemiance. Ja - mistrz manipulacji i oszustwa, sam dałem się zmanipulować i oszukać. Midgardiance. Śmiertelniczce.
Czyli Odyn miał rację. Wszyscy mieli. Myślałem, że spotkałem kogoś, kto będzie dla mnie dobry. Kto mi zaufa i mnie zrozumie. Tak jak mama, ale ona nie żyje. Miałem być królem Asgardu, ale jestem Lodowym Olbrzymem. Miałem zawładnąć Midgardem, ale powstrzymała mnie banda idiotów. Miałem zdobyć wszystkie światy z pomocą Frozen, ale zacząłem ją traktować jak kogoś więcej niż zakładniczkę i panienkę od brudnej roboty typu kradzież i usuwanie konkurencji. Susan miała mnie kochać tak mocno jak matka, ale mnie nienawidzi.
Mówi się, że nikt nie rodzi się pechowcem. A jednak. Żywy przykład przed państwem.

Patrzyłem jej w oczy jeszcze chwilę, ale w końcu i tak spuściłem wzrok. Przegrałem.





Szedłem korytarzem, z całą pewnością wyglądając jak obraz nędzy i rozpaczy. A tak śmiałem się z Thora jak chodził zbity po rozłące z tą całą Jane.
Nadal nie mogłem wyobrazić sobie, jakim do jasnej cholery sposobem Susan zadziałała na mnie w taki sposób. Tak nagle. Chociaż nie, może nie nagle. Po prostu dopiero teraz to do siebie dopuściłem. Moje myśli brzmią jak słaba midgardzka latynoska telenowela.



Moje rozmyślania przerwała Susan. Tak, dokładnie ta Susan. Biegła w moją stronę z prędkością pocisku. Wpadła na mnie i objęła mnie mocno, po czym zaczęła spazmatycznie płakać. Na tyle, na ile można spazmatycznie płakać. Dobra, to wszystko zaczyna się robić bardzo dziwne.
- O co chodzi? - zapytałem trochę zimniejszym tonem nić chciałem. - Co się stało?
- Sheera się stała. - odpowiedziała. - Próbowała przejąć nade mną kontrolę. Ledwo udało mi się obronić, ale ona... rozdwoiłyśmy się. Ona została w mojej komnacie, a ja cię szukałam. Gdzie byłeś?
jej głos był dziwny. Wysoki. Wyglądała na przerażoną. Nigdy tak nie reagowała. Sheera musiała naprawdę nieźle zaszaleć...
...więc może chciała też zyskać sprzymierzeńca.
Na przykład mnie. Napuszczając mnie na Susan.



- Loki, musisz coś zrobić. Jedyną opcją jest wtrącenie jej do lochów. Jedyną. Nie wiem, co ona ci o mnie nagadała, ale...
- Skąd wiesz, że z nią rozmawiałem? - zapytałem zdziwiony.
Susan odpowiedziała od razu, ale zdawało mi się, że mimo to się waha.
- Nie wiedziałam. Ale zachowujesz się, jakby już chciała cię ustawić przeciw mnie...
- Spokojnie. Jeszcze dziś będzie w lochach.

***


Susan i Sheera szły ku sobie korytarzem, podczas gdy Loki zajęty był organizowaniem po cichu więzienia dla tej drugiej.
Stanęły twarzą w twarz i uśmiechnęły się. Złowieszczo. Psychopatycznie.
- Przywołaj Lorelei. - powiedziała Sheera, po czym odeszła.
Ich plan się spełniał.






2 komentarze:

  1. Ale ze co? o_O dawaj dalej! I moze troche szybciej?! Bo z tych Twoich oboetnic nic nie ma, post mial byc w zeszla sobote.. :( + to jest 15, a nie 16 post ;*

    OdpowiedzUsuń
  2. Czy on serio uwierzył Sheery? Sorry, ale kto jak kto, Bóg kłamstw powinien ją rozgryźć

    OdpowiedzUsuń