piątek, 16 października 2015

11. I don't fear the acid.

Winter is coming.

***


Raeven ukłonił się, najpierw w kierunku Królowej, potem jej dzieci.
- Wasza Miłość - powiedział. - Tak jak prosiłaś, wojska są gotowe. Co mamy robić dalej?
Jej Wysokość nie odpowiedziała od razu. Przyglądała się mu ze znudzeniem. Włosy o kolorze ciemnego popiołu miękko spływały po jej ramionach. Była sfrustrowana. Długie, pomalowane na czarno paznokcie stukały o poręcz tronu, a ciemnofioletowe usta były zaciśnięte.
- Już mówiłam. Znajdźcie mojego męża - odpowiedziała. - Sprawdźcie, gdzie jest i mnie powiadomcie.
- Jak sobie życzysz, Wasza Wysokość.
Ponownie przyklęknął, po czym odwrócił się i odszedł. Właśnie dostał prawdopodobnie najważniejsze zadanie swojego życia.
Miał odnaleźć swojego Króla.
Króla Lokiego, boga kłamstw i ognia. Męża Sigyn, Królowej Śniegu, Lodu i Mrozu, Władczyni Jotunheimu. Bogini wierności, a od niedawna także zniszczenia i chaosu, Pani Żywiołów.

***

Ziemia zatrzęsła się po raz kolejny. Iron Man zachwiał się. W ostatniej chwili chwycił się drzewa.
- Weźcie te dzieci! - Krzyknął. - Ukryjcie je w bunkrze. Każcie wolontariuszom znaleźć ich rodziców.

...I tak od tygodnia.
Kiedy oficjalnie potwierdzono informację o Ragnaroku, świat wpadł w panikę. Rozpoczęły się akcje ukrywania i zabezpieczania ludności. Avengers również włączyli się do tej inicjatywy, pomagając jak tylko się dało.
Tony Stark zorganizował zapasy środków do życia dla niemal wszystkich największych bunkrów w USA. Steve i Bucky przeszkolili mężczyzn w technikach obrony, a Natasha pomogła kobietom.
Wanda rozpostarła magiczne blokady, które miały osłabić skutki Ragnaroku.
Bruce pracował nad lekami przeciwko ewentualnym epidemiom i zakładał szpitale polowe.
Thor zaś cały czas był w Asgardzie, próbując zatrzymać wszystko stamtąd. Wojska Einherjarów patrolowały już miejsca, w których mogły zostać otwarte przejścia z innych światów.
- Nie mamy szans - powtarzał często. - Nie damy rady. Ona jest za silna. Za mądra. Wyrżnie nas wszystkich.
Podczas jednego z tego rodzaju monologów boga burzy otworzyły się wrota do Sali Tronowej, przez które wszedł posłaniec.
- Wszechojcze - powiedział. W jego głosie był strach.
- Tak?
- Oddziały Jotunów krążą po Nidavellirze. Są bardzo blisko Jaskini Węża. Co mamy robić?
Thor przymknął oczy.
- Nic - jęknął ze zrezygnowaniem.

***

- Myślisz, że już takie zostaną? - Zapytała Sigyn, bawiąc się delikatnie pasemkiem swoich włosów.
- Nie wiem, pani. Ostatnio ciemnieją coraz szybciej. - Odpowiedziała jej Hel.
- Tak, ale dziś na przykład zjaśniały. Może to dlatego, że znaleźli Lokiego. Takie są ładne. Mogłyby być.
Nagle konie bogiń stanęły dęba, o mało nie zrucając ich z grzbietów.
Do szalejących zwierząt natychmiast podbiegli Olbrzymi.
- To tutaj - powiedział jeden z nich. - Konie dalej nie pójdą. Tak jak i my. Są tu za mocne bariery. Nie damy rady.
Susan zsiadła z konia i dotknęła dłonią pola siłowego.
Już nie z takimi problemami sobie radziła.
Zamknęła oczy i spróbowała powtórzyć to, co robiła kilka dni temu. Poczuła, jak fala zimna zalewa jej ciało. Nacisnęła ręką na barierę, która nadal nie chciała ustąpić.
Zacisnęła zęby. Było coraz zimniej.
- Pani? - Usłyszała głos Hel. Głos odległy. Jakby dochodził zza ściany.
Poczuła lekkie ukłucie prądu przeszywające jej ramię i idące jak dreszcz po kręgosłupie. Jej mocno naciskająca na barierę dłoń straciła oparcie i bezwładnie poleciała do przodu.
Sigyn otworzyła oczy. Słyszała szepty i głośne oddechy swoich poddanych.
Bez problemu przeszła przez pole siłowe.
Zamrugała intensywnie oczami i poczuła, jak znów przybierają niebieską barwę. Jak odpływa z nich czerń.
Odwróciła się do swoich poddanych. Patrzyli na nią z dziwnym wyrazem oczu.

***

W jaskini było ciemno jak w d... no. Wszyscy wiemy gdzie.
Sigyn szła powoli. Słyszała kapanie wody i szum górskiego strumyka żłobiącego korytarze gdzieś w skale po jej lewej stronie.
Nagle usłyszała krzyk. Potworny wrzask bólu i rozpaczy, który powoli przemienił się w urywane wołania o pomoc, a potem całkiem zniknął.
Ruszyła szybciej, potykając się o długą suknię.
Dźwięk sprawił, że jej ciałem zaczęły miotać dreszcze.
Zatrzymała się na chwilę, żeby opanować dygotanie.

Ciemności nie pozwoliły jej zobaczyć, że wyszła już z korytarza i znalazła się w czymś na kształt komnaty. Zauważyła to dopiero dzięki pozostałym zmysłom. Usłyszała, że echo jej kroków odbija się od dalej położonych ścian i wyczuła zmianę ciśnienia. Doszedł ją też czyjś ciężki oddech.

Nie miała pewności, czy to on. Czuła, że tak jest, ale bała się ryzykować. Nie teraz, kiedy jest wrogiem numer jeden w Asgardzie, Nie chciała ryzykować wpadania w pułapkę, więc nie zapaliła ognia, który oświetliłby pomieszczenie.

Schyliła się i zaczęła się skradać. Stanęła dopiero w momencie, kiedy usłyszała, że dźwięk oddechu rozlega się tuż przy jej uchu.

Spróbowała wysłać Lokiemu jakąś wiadomość. Nie miała co prawda medalionu, który kiedyś jej to umożliwiał, ale teraz była boginią. Jej mąż nauczył ją tego rodzaju przydatnych zaklęć. Jedynym warunkiem było to, że musiała znajdować się blisko niego, żeby się z nim skontaktować. Jej moc była jeszcze zbyt słaba, by mogła robić to na odległość.

Pomyślała jego imię.
Podskoczyła, kiedy mężczyzna obok niej zerwał się nagle, nabierając głęboko powietrza, jakby obudził się z koszmarnego snu.
Usłyszała jak wyszeptał jej imię. Jego głos był przepełniony rozpaczą.

Teraz miała pewność.
To on.
Jej dłonie natychmiast rozżarzyły się ogniem. Mężczyzna odruchowo odwrócił twarz. Poznała go.
To on.
Jego skóry nie była blada. Była biała. Biała, poprzeplatana ranami i siniakami. Usta miał fioletowe, a z kącika warg wyciekała zaschnięta strużka krwi. Włosy miał potargane i przypruszone pyłem.
Ciernie bijały się w jego ciało. Niektóre żebra sterczały pod naprawdę niewłaściwym kątem.

Potem zobaczyła węża wiszącego nad jego twarzą.
Gad podniósł głowę i spojrzał na nią, sycząc wściekle.
- Sigyn. - Rozległ się słaby głos Lokiego. Tym razem gorycz w jego brzmieniu została stłumiona przez nadzieję i radość.
Susan usiadła obok niego, głaszcząc jego twarz. Po raz pierwszy od - jak jej się zdawało - wieków po jej policzkach popłynęły łzy a jej twarz wyraziła jakieś uczucie.
Loki patrzył na nią w sposób, jakiego jeszcze nigdy u niego nie widziała. W jego oczach było błaganie, miłość, czułość i wdzięczność, a to wszystko zmieszane ze sporą domieszką cierpienia.
Nagle jednak oderwał od niej wzrok i spojrzał na węża. Jego twarz przybrała wyraz strachu.
Słabym głosem powiedział do Sigyn, żeby zabrała rękę.
Nie zrobiła tego.
Kropla jadu spadła na jej dłoń, natychmiast wyżerając w niej dymiącą i syczącą dziurę.
Kobieta krzyknęła przez zaciśnięte zęby.
Ból był nie do wytrzymania.
Ale Susan pamiętała gorszy.

Wstała. Ruszyła gwałtownie dłonią, wyrywając ze ściany jaskini kawałek skały. Kamień wpadł w jej czekającą dłoń, natychmiast formując się na kształt misy. Uklękła przy Lokim i umieściła naczynie nad jego twarzą.
- Sigyn, nie - powiedział. - Odejdź. Nie możesz tu zostać. Nie możesz tak czekać przez wieczność.
Susan spojrzała na niego spokojnie.
- A właśnie, że mogę.

***

Nie wiedziała, ile dni minęło odkąd znalazła Lokiego. Nie była w stanie policzyć - do jaskini nie docierało światło słoneczne.
Przez ten czas zdążyła opowiedzieć Lokiemu o wszystkim, co się wydarzyło.
O jej ucieczce z Asgardu i o tym, jak poznała Hel, Jormunganda i Fenrira. Jak Jotunowie mianowali ją ich królową. Razem śmiali się ze zbieżności jej midgardzkich kryptonimów z tym, jak teraz rzeczywiście była nazywana.
Opowiedziała mu o swoich zmartwieniach. Zapytała, co symbolizują zmiany zachodzące w jej wyglądzie i zachowaniu. Nie powiedziała mu tylko o tym, że znowu czuje w sobie czyjąś moc. Że je oczy coraz częściej znów stają się czarne.
W tym czasie Kłamca przybierał na sile. Sigyn karmiła go (co prawda niezbyt pożywnie, bo jedyną rzeczą, jaką dysponowała, były roślinki) i dawała mu pić. Cały czas trzymała nad jego twarzą misę i zbierała do niej jad kapiący z paszczy węża. Raz na jakiś czas musiała wylewać zawartość, a wąż - wykorzystując ten moment - natychmiast pluł na Lokiego swoim kwasem.
Susan całowała rany na twarzy męża, a on uparcie twierdził, że naprawdę mu to pomaga.
Ręce bolały Sigyn niemiłosiernie. Z czasem zaczęła podpierać łokieć na piersi Kłamcy, żeby chociaż trochę ulżyć mięśniom.

Próbowała zmusić ciernie oplatające ciało Lokiego do zwiędnięcia. Jako władczyni żywiołów nie powinna mieć z tym problemów, ale na roślinę nałożone były zbyt potężne zaklęcia, by mogła sobie z nimi poradzić.

Próbowała też zabić jakoś węża. Raz nawet prawie go udusiła, ale ten ugryzł ją w palec, zmuszając do rozluźnienia uścisku. Ogień się go natomiast jakimś cudem nie imał.

W końcu bogini straciła cierpliwość. Rzuciła misą o skałę.
- Sigyn? Co ty robisz? - zapytał niepewnie Loki.
Spojrzała na niego z determinacją.
A potem przeniosła jaskrawożółte oczy na węża.
Gwałtownie zmieniła się w czarną wilczycę i skoczyła w stronę gada. Wbiła kły w jego cielsko, rzucając nim mocno w bok.
Poczuła ból w pysku. Tego się z resztą spodziewała. Tylko strach przed otruciem powstrzymywał ją od zlecenia zabicia węża Sheerze już na samym początku.
Wąż wygiął się na ziemi.
Wilczyca skoczyła i znowu go ugryzła. Jedną część jego ciała przytrzymała łapą, a drugą szarpnęła, tym samym rozrywając gada na pół.
Poczuła, że traci grunt pod nogami. Szybko zmieniła się z powrotem w człowieka.
Jad rozchodził się po jej ciele. Kręciło jej się w głowie i widziała podwójnie.
Podeszła do Lokiego, zataczając się i upadając co chwila.
Mężczyzna coś do niej krzyczał, ale nie rozumiała jego słów.
Ostatkami sił chwyciła się oplatających jego ciało cierni i wyrwała je z podłoża, sama zdziwiona swoją siłą.

Zachwiała się i poczuła, że upada.
Ostatnie, co poczuła, to zimna skóra rąk, które ją złapały i jeszcze zimniejszy odcisk warg na jej czole.

******************************************************************
Dzień dobry Pańswtu, witam serdecznie.
Na początku przepraszam za opóźnienie w pisaniu. Niestety, "Król Edyp" (bardziej jak Edup) sam się nie przeczyta, a genetyka molekularna sama się do łba nie wtłoczy. A szkoda.
Także no. Mam nadzieję, że mnie zrozumiecie :)

Czekałam na ten rozdział odkąd tylko wykminiłam, że Susan będzie Sigyn. Dla osób niezaznajomionych z mitologią nordycką zamieszczam informację, że scena zbierania jadu węża przez Sigyn do misy, którą bogini trzyma nad twarzą Lokiego jest symbolicznym i jednym z najbardziej rozpoznawalnych momentów w tej mitologii.

Jak co rozdział wspomnę, że Ragnarok zaraz będzie. Progozuję wszem i wobec, że za jakiś jeden - dwa rozdziały. Także róbcie konserwy i szykujcie piwnice, żebyście się gdzie chować mieli.
(Co prawda tak na serio Ragnarok miał być niecałe dwa lata temu i nie było, ale kij z tym).

Dodatkowa informacja: kóniec z dodawaniem linków do muzyki. Jest to dość nieporęczne dla osób czytających z telefonu, więc dodam po prostu playlistę w tle, tak jak to było na moim poprzednim ff. Nie mam co prawda pewności, że to rozwiązanie będzie działać na telefonie, ale... no. Przynajmniej muzyczka będzie leciała przez cały czas czytania bloga, a nie tylko przez pięć minut.

Planuję też zmienić szablon, bo ten jest syfiasty. Obawiam się, że już mi nigdy żaden tak nie wyjdzie jak ten z Lily Collins jako Susan *płacze w kącie*.

No dobra. Ja zmykam, bo zaraz będzie jutro. Papa :*