sobota, 8 sierpnia 2015

9. At your command.

https://www.youtube.com/watch?v=Ow_qI_F2ZJI

So you can throw me to the wolves
Tomorrow I will come back
Leader of the whole pack.
Beat me black and blue
Every wound will shape me
Every scar will build my throne.

The sticks and stones that
You used to throw have
Built me and empire.


***

...ale tego nie zrobił.

Duma mu na to nie pozwoliła. Przez butę i arogancję skazał się na wieczne cierpienie. Brawo on.
Pierwsza kropla jadu zawisła nad jego twarzą. Odchylił głowę najdalej, jak pozwoliły mu na to okalające ją gałęzie i ciernie. Żrący płyn opadł na jego policzek, a Loki zawył z bólu wyginając plecy w łuk. Zacisnął zęby i stłumił krzyk.

Zapowiadał się świetny dzień.
I następny.
I następny.
I nas-cholera-jasna-tępny.

***

- Servia znajduję się w Niflheimie, w Platynowej Twierdzy. Heimdall nie wie, że to ty pytasz, tak jak prosiłaś.
- Dobrze. Teraz wyciągnij jakąś kartkę i pisz, co ci powiem.
- W porządku.
- Mitt navn er Sigyn, jeg er hans kone Loke og motbeviste dronningen av Asgard. Jeg finner meg selv i fengsel i Asgard, fortalte Loki meg å trekke denne saken for deg. Angivelig du vet hva du skal gjøre med det. Hjelp meg. Vi har ikke tid. - Sigyn dyktowała powoli, tak, by Jane mogła nadążyć z pisaniem.
- Skończyłam. Co to znaczy?
- Nic ważnego. Zwykłe odnowienie kontaktów, pytanie o zdrowie i te sprawy. Musiałam użyć jej języka, bo innego nie zna. - Susan wypuściła spokojnie powietrze z płuc. - Wyślij to do niej, bardzo cię proszę. Użyj mojego kruka, wystarczy, że powiesz mu adres. Trafi. Zrobisz to dla mnie?
Jane kiwnęła głową. Nawet nie zastanawiała się nad odpowiedzią. Sigyn jej na to nie pozwoliła.
- Nie ma problemu. Przepiszę tylko na czysto i zaraz wyślę.
- Dobrze. W takim razie... Jak przepiszesz, to pamiętaj, że wersja, której nie wyślesz, musi zostać zniszczona.

***

- Ej, to chyba nie jest zbyt normalne.
- Znaczy co?
- No trzęsienie. Znaczy trzęsienie jak trzęsienie, czasem się trafi, ale nie trzecie w przeciągu trzech dni. Nie tu. Nie żyjemy na połączeniu żadnych pieprzonych płyt tektonicznych.
- Dobra, Clint, spokojnie. Może to przez... wiesz. Globalne ocieplenie.
- Co może mieć globalne ocieplenie do trzęsienia ziemi? - Zaperzył się Hawkeye.
- Tony po prostu nie dopuszcza do siebie jednej myśli - wtrącił się Fury.
- Zamknij się - burknął Stark.
- Jakiej? - Zapytała Natasha.
Przez chwilę nikt jej nie odpowiedział. W końcu Steve zdecydował się zabrać głos.
- Że właśnie rozpoczęło się interludium do Ragnaroku.

***

Servia usłyszała krakanie. Wyszła na balkon. Na balustradzie siedział ogromny, niemal nienaturalnie czarny kruk. Podeszła do niego. Ptak wystawił nogę w jej stronę, a ona odwiązała przyczepioną do niej karteczkę.
Przeczytała jej treść. Była napisana w staronorweskim, ale z kilkoma słowami, których znaczenia mogła się tylko domyślać. Brzmiały one podobnie do tych, które znała, ale ich pisownia była zniekształcona, jakby... unowocześniona. 
No tak, pomyślała. Przecież Lodowa Królowa nie może znać tego języka. Król na pewno nauczył ją nowej, bardziej przydatnej wersji. 
Z resztą nieważne, upomniała siebie samą.
Ważne jest jedno.
Królowa prosiła o pomoc.

Servia ruszyła w stronę Głównej Sali, w której jej podopieczni właśnie spożywali posiłek.
Kiedy weszła, książęta spojrzały na nią.
Kobieta skłoniła się.
- Wasze Książęce Mości - zaczęła nie mogąc opanować podekscytowania. - Nadszedł czas, byście spełnili swoje przeznaczenie.

***

Minął miesiąc. Pełen miesiąc na dwudziestu metrach kwadratowych. Pełen miesiąc pogardy i najgorszego możliwego traktowania. Pełen miesiąc udawania, że wszystko jest w porządku i dumnego trzymania głowy. 
Głowy, na której kiedyś była korona.
Trzydzieści dni była zamknięta w celi. Dwadzieścia dwa dni czekała na odpowiedź od tej całej Servii. 
I nic. 
Aż do teraz.

***

- Pospiesz się, sieroto. Nie mamy całego dnia - powiedziała ubrana na czarno dziewczyna, opatulona za dużym kapturem zasłaniającym prawie całą jej twarz. Zwracała się do czarnowłosego chłopaka, może parę lat młodszego od niej. 
- Jesteś moją siostrą, więc nazywając mnie sierotą, nazywasz tak także siebie samą.
- Smarki, zamknąć się. Jesteśmy tu po kryjomu - do rozmowy wtrącił się wysoki, dobrze zbudowany blondyn o wężowych oczach i pociągłej, mrocznej twarzy. Najstarszy z rodzeństwa. 
- Sam jesteś smark. - Dziewczyna i młodszy chłopak warknęli niemal równocześnie.
Wężowy wywrócił oczami i obydwóch zdzielił lekko po głowach.
- Idziemy. Królowa czeka.

***

Heimdall poczuł, jak włoski na karku powoli mu się podnoszą. Odwrócił się, a jego wszystkowidzące oczy zamgliły się szukając osoby, która wywołała u niego tą reakcję. 
W głowie ufromował mu się obraz trzech młodych, ubranych w szaty z kapturem ludzi. 
Grupka natychmiast wzbudziła jego obawy. Byli dziwni.
Kobieta miała twarz ukrytą za ogromnym kapturem. Była średniego wzrostu, a spod płaszcza kaskadą spływały jej po ramionach długie, bardzo ciemne włosy. 
Obok niej szedł mężczyzna o jasnobrązowych, lekko złocistych włosach. Miał groźną, gadzią twarz i lodowatoniebieskie oczy. Był najwyższy i, zdaje się, najstarszy z trójki. Jego twarz zdobił kilkudniowy, starannie przycięty zarost. Wyglądał na silnego.  
Trzeci z nich wyglądał najgroźniej. Miał czarne włosy i - o ile to możliwe - jeszcze ciemniejsze oczy. Jego twarz była niemal cała ogolona na gładko. Niemal, bo nad ustami zapuścił krzaczaste wąsy, które prawdopodobnie nie pasowałyby do żadnej innej urody niż jego. Nadawały twardości i powagi jego młodzieńczemu wyglądowi. 
Heimdall nie był pewien co do kobiety, ale mężczyzn bez wahania uznał za braci. Chociaż byli zupełnie inni, mieli w sobie coś, co kazało mu tak myśleć. Nie wiedział co. Może kości policzkowe. Wysokie i wyraźne, takie, które mogłyby ciąć papier. Takie, które gdzieś już kiedyś widział, ale nie mógł przypomnieć sobie gdzie, co bardzo go martwiło. 

Trójka szła lekko pochylona, skradając się w kierunku pałacu. Heimdall podbiegł do podestu na środku    "przedpokoju", jak kulistą salę, z której otwierano Bifrost nazywali niektórzy bogowie.

Włożył miecz do przeznaczonego do tego otworu odblokowując Tarczę Asgardu.
Wokół pałacu zaczęła rosnąć złota kopuła.
Heimdall zaczął znów szukać myślami podejrzanej trójki. 
Jego serce niemal stanęło, kiedy nigdzie ich nie znalazł.

***

- Ukryjcie Jane. Zwielokrotnijcie liczbę żołnierzy pełniących warty. Zabezpieczcie lochy. I przede wszystkim, znajdźcie ich. - Thor był bardzo zaniepokojony pojawieniem się intruzów w Asgardzie. Normalnie nie zareagowałby tak gwałtownie, ale teraz stali na progu Ragnaroku i jako władca Dziewięciu Światów nie mógł pozowolić sobie na jakiekolwiek niedopatrzenie. - Heimdallu, co udało ci się ustalić?
- Niewiele, panie. Było ich trzech. Dwóch mężczyzn i kobieta. Później dostrzegłem jeszcze jedną, schowaną w lesie. To była... Zaraz. To ta, o którą pytała mnie Jane. 
Thor spojrzał na ukochaną marszcząc brwi.
- Jane?
Kobieta przez chwilę nie odzywała się. Dopiero po chwili powiedziała:
- Kontaktowałam się z Servią, moją przy... Przyjaciółką.
- Masz przyjaciółki w Niflheimie? - Zapytał podejrzliwie Thor. 
Jane Foster znowu zamilkła na jakiś czas, po czym rozpłakała się.
- Przepraszam, to wszystko moja wina. Servia to przyjaciółka Susan, nie moja. Nigdy się nie widziały, ale korespondowały i Susan chciała tylko wysłać list... Przepraszam, naprawdę.
Thor przytulił Jane, ale jego twarz była surowa.
- Dlaczego to zrobiłaś, Jane? Susan jest w tej chwili naszym najniebezpieczniejszym więźniem! Skąd wiesz, kim jest ta Servia? Może Susan cię oszuk...
- Nie! Nie zrobiłaby tego. 
- Nie bądź głupia - przez Salę Tronową przebiegła grupka Einherjarów. - Sigyn jest potężna i zdaje się, że jej nie docenialiśmy. Jest bardzo mądra i dobrze wie, jak zamotać w głowie bezbronnym, dobrym ludziom. Co ci w zamian obiecała? Materiały do badań?
- Nie... - Jane zarumieniła się i spuściła wzrok. - Obiecała, że... 
- To nie jest teraz ważne - wtrąciła się Sif. Ważne jest to, co było w tym liście.
- Było po norwesku - powiedziała Jane. - Zdaje się, że mam jeszcze to, co mi podyktowała.
Wyciągnęła kartkę z kieszeni sukni.
- Kazała mi to zniszczyć, ale zapomniałam. - Pokazała kartkę Thorowi. Volstagg, Fandrall, Hogun, Heimdall i Sif oblegli ich, żeby zobaczyć treść listu.
Kiedy skończyli czytać spojrzeli po sobie, a w ich oczach malował się strach.
- I co? Co tu jest napisane? - Zapytała Foster.
Thor zwrócił wzrok w jej stronę.
- Że pisze do niej na prośbę Lokiego. Że jest obaloną królową Asgardu i że potrzebuje pomocy. I... I że nie mają już czasu.
Jane pobladła, a Fandrall krzyknął do Einherjarów:
- Zbierzcie pięć tuzinów ludzi i biegnijcie do lochów. Ona nie może uciec.

***

Sigyn leżała z przymkniętymi oczami na ciemnozielonej, w miarę wygodnej kanapie bardzo przypominającej leżaki w gabinecie psychiatrycznym.
Usłyszała hałas. Jakby ktoś się bił.
Wstała i podeszła do bariery. Zobaczyła trójkę zakapturzonych ludzi idących w jej stronę szybkim krokiem. Dwóch mężczyzn zostało kawałek dalej, a kobieta podeszła do jej celi.
- Czy ty jesteś Sigyn, bogini wierności i pani żywiołów? - zapytała. Jej głos brzmiał jak wycie wiatru podczas śnieżycy.
- Tak. A o co chodzi? I kim ty jesteś? 
- Teraz to nieważne. Za chwilę pojawi się tu stado Einherjarów i wszystko pójdzie na marne. Przyszliśmy, aby cię uwolnić, pani.
Sigyn serce podskoczyło do gardła. 
Wreszcie.
- Jesteście od Servii, tak? - Zapytała Susan, kiedy kobieta zaczęła zdejmować barierę. Pole siłowe gniło i rozpadało się pod jej spojrzeniem, opadając coraz niżej. 
- Servia się nami opiekowała - przytaknęła dziewczyna. - Czekaliśmy tam na naszych rodziców. -  Susan zauważyła, że pół jej twarzy jest poorane bliznami. Gdzieniegdzie przypalona, osmalona skóra odchodziła małymi płatami. Wzdrygnęła się. 
- Kim są wasi rodzice? - zapytała.
Nikt jej nie odpowiedział. Ciemnowłosa dziewczyna uśmiechnęła się tylko, używając do tego zdrowej części twarzy.
Jeden z mężczyzn, ten czarnowłosy, podszedł i podał jej rękę, kiedy wychodziła z celi. Pomógł jej zeskoczyć z podestu, na którym się znajdowała. 
Susan spojrzała mu w oczy. Oczy, które znała. Oczy Starków, pomyślała. W jej rodzinie było tylko parę osób, których oczy nie były smolistoczarne. 

Usłyszeli dźwięk dziesiątek stóp. Einherjarzy już po nich biegli.
- Chwyć mnie za rękę! - Powiedziała dziewczyna.
- Moment. Muszę coś jeszcze zrobić.
- Pani, nie! - Krzyknął czarnowłosy. - Nie mamy czasu!
Chwilę potem Susan podbiegła do nich i złapała za nadgarstek kobiety.

W momencie, kiedy wrota lochów rozwarły się, Sigyn i trzech intruzów już nie było.

***

Fandrall podbiegł do największej celi, przeznaczonej dla wrogów politycznych. Celi, w której kiedyś swoją karę odbywał Loki, a teraz Sigyn.
Zatrzymał się i opuścił ręce. Cela pozbawiona była bariery, a wewnątrz nikogo nie było. 
To przeraziło Fandralla, ale nie tak, jak to, co dostrzegł ułamek sekundy później.

Ścianę lizały płomienie układające się na kształt ogromnych skrzydeł, a jęzory ognia przeplatane były kryształkami lodu.

***

Sigyn podniosła się z ośnieżonej ziemi otrzepując cienką suknię. 
- Gdzie jesteśmy? - zapytała.
- W Jotunheimie, pani.
Susan jęknęła ze zrezygnowaniem. 
- Jak się tu dostaliśmy?
- Przeniosłam nas. Tak jak ty władasz żywiołami, ja władam czasem i przestrzenią. 

Przez ścianę padającego śniegu Susan zauważyła jakąś dużą postać zmierzającą w ich stronę. 
Podniosła się, gotowa do ataku. Chwilę później zobaczyła, że nieznajomy jest Lodowym Olbrzymem. Trochę odechciało jej się walczyć. Była słaba. Mogła walczyć z kimkolwiek, ale nie z Olbrzymem. Nie teraz.
Okazało się, że całe szczęście nie będzie musiała walczyć.
- Kim jesteście? - zapytał stwór.
- Żniwiarzami Ragnaroku. Przyprowadziliśmy Królową - powiedziała ciemnowłosa dziewczyna.
To "przyprowadziliśmy" nie spodobało się Sigyn. Zanim jednak zdążyła cokolwiek powiedzieć, Olbrzym padł przed nią na kolana, chyląc głowę.
- Wasza Wysokość - powiedział z największą pokorą. 
Sigyn spojrzała zdziwiona na tych, którzy przed chwilą nazwali się Żniwiarzami. 
- O co mu chodzi? - zapytała. 
- Pani - odezwał się Jotun. - Jego Wysokość Loki, pierworodny syn Laufeya Wielkiego jest naszym królem, a ty, Wasza Miłość, jako jego żona, jesteś naszą Królową. Jesteśmy na twoje rozkazy.
Twarz Sigyn nie wyrażała niczego oprócz głębokiego szoku. Ona? Królową Jotunów?
- Chodźmy - po raz pierwszy odkąd go poznała odezwał się brunet z zarostem. - Jeszcze dzisiaj musi odbyć się koronacja. 
- Chwila - zatrzymała się Frozen. - Najpierw powiecie mi, kim jesteście.
Jej wybawiciele cofnęli się powoli w jej stronę.
Kobieta z poranioną twarzą powiedziała:
- Ja jestem Hel, bogini śmierci. To jest Jormungand, wąż Midgardu - powiedziała, wskazując na bruneta. - A to - pokazała na czarnowłosego - jest Fenrir, król wilków. Jesteśmy twoimi dziećmi.

***********************************************

Notka od autora: 

BOOYAH.
Loki i Sigyn: 1
Thor i reszta: 0

:)