wtorek, 18 listopada 2014

3. Oh, Sweet Catastrophe...

https://www.youtube.com/watch?v=qOsb57f-ylw
https://www.youtube.com/watch?v=1izctHJ7FAQ



"Oh, sweet catastrophe
Where have you been?
I've looked for you so desperately
Inside of this pen
You're the answer I've needed
The question I've feared
I know light is your mother
But darkness I fear
Sits inside of you silently
Just waiting to crawl
It's way back to the surface
Like an infected scar
I feel balance is over
The balance is gone
Please somebody save us
Please somebody come
Oh, catastrophe
Leave me to fade out the light
And uncage the night"

***


Susan otworzyła oczy. Jaskrawe światło paliło, więc odwróciła twarz, krzywiąc się. Podniosła się, ale ból w żebrach zmusił ją do ponownego ułożenia się na leżance. Warknęła.
- Jak się czujesz?
Słysząc to zerwała się z miejsca, tym razem ignorując wszelkiego rodzaju uciski i kłucia. Fury. Niedobrze.
- Czego chcesz? - zapytała, zadziornie unosząc brodę.
Czarnoskóry zaśmiał się, wstając z krzesła.
Znajdowali się w białym pomieszczeniu z jednym łóżkiem i jednym krzesłem pośrodku. Niezliczona ilość jarzeniówek prawdopodobnie służyła jako wstęp do tortur.
- Myślę, że winna jesteś nam wyjaśnienia. Mnie, twojemu bratu i przyjaciołom.
- Nic nie jestem nikomu winna. Robię co muszę, tyle.
- Nie sądzisz, że trochę przesadzasz? Najpierw zdradziłaś nas dla Lokiego, okazałaś się Wiedźminką i czymś a'la wilkołak, potem umierająca opuściłaś Ziemię, chociaż wyraźnie tego zabroniliśmy, a teraz przedstawiasz nam się jako Królowa Śniegu, ikona morderców. Jeszcze jakieś plany na przyszłość?
Susan zaśmiała się perfidnie.
- Jak już się zacznie, to trudno przestać.
- Wzruszające. Jaśniej poproszę.
- Odpyskowałabym ci, ale nie jestem rasistką, więc się powstrzymam.
- Miło z twojej strony. Więc?
- Myślę, że najprościej będzie, jeśli powiem to tak: to wszystko jest wypadkową istnienia Sheery. Ona mnie do tego zmusza. Ja nie jestem zła, Fury. Nie naprawdę. Ale jeśli nie będę takiej udawać, to ona mnie pożre. A do tego nie mogę dopuścić.
- Fajnie masz. Nie sądzisz, że mimo wszystko byłoby ci łatwiej, gdybyś komuś powiedziała? Pomoglibyśmy ci.
- Jasne. Nie pomogła mi Hydra, to i wy nie pomożecie. W porównaniu z nimi to jesteście jeszcze w średniowieczu. - Stark prychnęła i wstała z łóżka.
- Zatrzymaj się. - rzucił Nick.
Dziewczyna wykonała polecenie, zadziornie przewracając oczami.
- Coś jeszcze, panie dyrektorze? - zapytała, kładąc nacisk na ostatnie dwa słowa.
- Tak. Dlaczego?
Susan zaśmiała się, tym razem naprawdę paskudnie. Śmiała mu się w twarz, trzymając się za brzuch i zginając się w pasie. Kiedy skończyła, powiedziała:
- Wybacz, ale to było tak bardzo śmieszne... - otarła niewidzialną łzę spod oka - Dlaczego? Dlaczego? Nie udawaj nieporadnego bachora, Fury. - jej głos zmienił się w warkot. - Bo tak mi się podobało. Ja nie jestem taka jak mój brat. On jest przejrzysty, można z niego czytać jak z popularnej książki, którą ciągle ktoś wypożycza w bibliotece. Na jego życiu są tysiące odcisków palców, zagięć, plam po jedzeniu i zagubionych włosów. Ja? Ja jestem białym krukiem. Mnie nikt jeszcze nie przeczytał. I nikt tego nie dokona. Jestem sobie w antykwariacie, ukryta gdzieś pod stertami innych pozycji, które bardziej zachęcają okładką i tytułem. Nikt mnie nie czyta, bo nikt o mnie nie wie. Z drugiej strony jestem też jedną książką występującą pod tysiącem różnych nazw. Mówisz, że przesadzam? Nie Fury. To wy macie za słabą głowę, żeby mnie pojąć. Nie wiecie nawet o jednej dziesiątej tego, co mogę. Zdziwiliście się, że to ja jestem Królową Śniegu? A kto inny mógłby nią być? Kto byłby lepszy niż pozbawiona serca mutantka, która od czasu do czasu zmienia się w dziką, pozbawioną rozumu, żyjącą tylko dzięki instynktowi wilczycę? Jeszcze nic o mnie nie wiecie. I niech tak zostanie.
I odeszła, trzaskając drzwiami.



Wpadła do dawniej swojego pokoju i zaczęła się pakować. Wrzucała do torby wszystko, co wpadło jej pod rękę. Dopóki nie usłyszała szmeru przy drzwiach. Wyprostowała się i spojrzała w tamtą stronę.
Natasha.
- Nie boisz się mnie? - zakpiła Susan. - Słyszałam, że Królowa Śniegu to twój największy koszmar.
- Boję się jej, nie ciebie.
Odpowiedziała spokojnie, bez mrugnięcia okiem.
- Przyszłam, żeby ci coś powiedzieć. - kiedy nie doczekała się odzewu ze strony wiedźminki, zaczęła mówić dalej. - Właściwie... to bardziej prośba. Zostań. Nie idź stąd. Jesteś nam potrzebna.
- Jako kto? Jako Enigma? Ktoś, kogo postawicie na przedzie legionów, żeby zmieniając się co chwilę w kogoś innego, odwrócił uwagę przeciwnika od reszty?
- Nie. Po prostu cię kochamy. Nie chcemy, żebyś odchodziła.
- Ty nie chcesz, Tasha. To jedyne, w co jestem w stanie uwierzyć. Tony chyba wpadł w schizofrenię, kiedy po raz enty dowiedział się, że jego martwa siostra jednak żyje, Bruce już mnie nie lubi, bo chyba uszkodziłam mu kark, Clintowi zwisa wszystko co go otacza, łącznie ze mną, Thor ma focha, bo jako jedyny wiedział najwięcej, a był pewien, że wie najmniej, gdyż zabroniliście mu odwiedzać Jane, i nie wiedzieć czemu uważa że to moja wina. A o Steve'ie chyba nie muszę wspominać. Tak jak łasił się do mnie jak mnie poznał, tak teraz idzie rzygać jak mnie widzi. Bo co? Bo tyle razy mi się żalił, jak to on bardzo tęskni za Buckym, a ja ani słowa o tym, że da się załatwić, żeby wrócił. Jakieś pytania?
- Susan...
- A, zapomniałam jeszcze o tej nowej, jak jej tam było. Odkąd zaczaiła, że nikt nie będzie jej bił pokłonów za to, że umie czarować, chodzi nadęta jak ryba kolczasta, a jeszcze jak ja się zjawiłam i stałam się centrum zainteresowania, to już w ogóle ją szlag trafił.
Susan wrzuciła do torby ostatnią książkę i zarzuciła ją na ramię, podchodząc do Natashy.
- Przepraszam. - powiedziała już spokojniej. - Gdyby to chodziło tylko o ciebie, zostałabym. Wiesz, to, że cię tak przedziurawiłam pięć lat temu... byłam w pracy i musiałam robić, co każą.
Uśmiechnęła się krzywo.
- Wiem. Z resztą byłaś wtedy jeszcze smarkulą.
- Tym bardziej powinnaś nad tym ubolewać. Przegrałaś z szesnastolatką.
Zamilkły na chwilę, po czym objęły się.
Susan odeszła.



- Zbieramy się, stary. - Susan weszła pewnym krokiem do miejsca, w którym znajdowała się szklana klatka w kształcie walca.
Zimowy Żołnierz uniósł głowę i spojrzał na nią zdziwionym wzrokiem.
- No już, spierniczanko. - Susan pogmerała chwilę przy przyciskach, wyłączając zapadnię. Chwyciła jakiś stojak, który akurat miała pod ręką, i z zamachu uderzyła nim w szklaną ścianę. Rozległ się alarm. - Cóż. Można się było tego spodziewać.
Westchnęła i ruszyła wyjątkowo spokojnie w stronę wyjścia, po czym wcisnęła przycisk otwierający właz. Powietrze wdarło się do wnętrza z ogromną siłą, Susan jednak stała niewzruszona. Żołnierz mógł gołym okiem zobaczyć spięte mięśnie na jej nogach, odbijające się na idealnie dopasowanym skórzanym kombinezonie Królowej Śniegu.
- Idziesz? - odwróciła się, patrząc na Bucky'ego.
Podbiegł do niej, chwytając za rękę.
Skoczyli.
Dokładnie w momencie, w którym do pomieszczenia wbiegł Tony.



- I co masz zamiar teraz zrobić? - zapytał Bucky, rozcierając korzonki i strzepując z siebie grudkę ziemi.
Wiedźminka podniosła się z ziemi i rozciągnęła ramiona.
- Uciec tam, gdzie nikt mi już nie będzie zawracał dupy.
- Nic nie rozumiem.
Dziewczyna westchnęła i podeszła do Zimowego Żołnierza, chwytając go za zdrową rękę. Ani trochę jej to nie krępowało. Był dla niej jak brat. A na pewno był jej bliższy niż Tony.
- Wracam do Asgardu, do Lokiego. Nie mogę tu zostać. W sumie i tak czeka mnie zdrowy ochrzan, bo uciekłam bez jego zgody. Ale mam na niego argumenty, więc jakoś dam sobie radę. Może i jest bogiem kłamstwa, zła i nieoficjalnie ciętej riposty, ale ja i tak go zaginam. - zaśmiała się.
- Skoro nie możesz tu być, to... po co wróciłaś?
- Wiesz, gdyby zapytał mnie o to kto inny, to powiedziałabym tylko o jednym powodzie. Bo chciałam uwolnić ciebie. Mi udało się uciec, nie chciałam, żebyś ty dalej gnił w Hydrze. Ale skoro mówię o tym tobie, to jest jeszcze jeden powód. - spojrzała w bok, lekko spuszczając głowę. - Tęskniłam za rozgłosem, Bucky. Znasz mnie. Zawsze podobało mi się to, że mówi się o mnie z szacunkiem i strachem. Królowa Śniegu, ta, która pokona każdego. Chciałam tylko przypomnieć światu, że istnieję. Nie spodziewałam się, że przy okazji ujawnię, że połowa "most wanted" S.H.I.E.L.D.u to ja.
Bucky patrzył na nią chwilę, po czym mocno przytulił ją do siebie. Wiedział, że więcej jej nie zobaczy.
- Moja mała Królewna Śnieżka - zaśmiał się cicho prosto do jej ucha. Zawsze ją tak nazywał, kiedy się z nią droczył.
- Nie pozwól już więcej się złapać, Bucky. Z początku będzie ci ciężko. Będziesz chciał wrócić, byle tylko wymazali wspomnienia, wiem. Ale musisz to zwalczyć. Dasz radę. Skoro ja dałam... - Pocałowała go w policzek. - Weź te rzeczy i je sprzedaj, będziesz miał trochę kasy. Sama nie wiem po co się stamtąd spakowałam, ale byłam tak wściekła, że nie myślałam, co robię. Żegnaj, Bucky.
Kiedy spojrzała w niebo i powiedziała coś, co nie do końca zrozumiał, widział łzy szklące się w jej ciemnoniebieskich oczach.
Po chwili spadł na nią snop światła, coś a'la tęcza, a ona zniknęła.
Wtedy przestał się hamować i z całą siłą, jaką dawała mu proteza ręki, uderzył w najbliższe drzewo, łamiąc je wpół.




Susan szła z udawanym spokojem przez asgardzką część Bifrostu. W rzeczywistości wszystko się w niej gotowało. Już rozgrzewała rękę, żeby przyłożyć Lokiemu.

Weszła do miasta, będąc stale obserwowana przez oglądających się za nią nieśmiertelnych. Rozpoznawali jej twarz, ale dziwne, skórzane ubranie i zmierzwione, przycięte do obojczyków włosy kazały im myśleć, że to ktoś inny, niż im się zdawało.
Nie fatygowała się do Odyna, od razu poszła w kierunku komnaty, którą od jakiegoś czasu dzieliła z Lokim.
Weszła do niej, zastając wszystko dokładnie tak, jak było, kiedy pod nieobecność Kłamcy uciekała z Asgardu.
Oprócz tego, że tym razem na łóżku z twarzą w poduszkach leżał Loki.
- Nie wiem, jak ty, kimkolwiek jesteś, ale ja nie słyszałem, żebym mówił proszę.
- Nie wymagam proszę, wymagam przepraszam.
Kiedy usłyszał głos Susan, zerwał się i obrócił w stronę drzwi. Widząc jej twarz podbiegł do niej i przytulił ją, tylko po to, żeby zaraz zacząć się wydzierać, krzycząc o tym, jak to się bardzo o nią martwił i jak to głupio postąpiła.
Przerwała mu, uderzając go z liścia w twarz.
- A to za co? - zapytał zdziwiony.
- Takie pozdrowienie, na Ziemi używamy go, kiedy chłopak powie o swojej dziewczynie, że jest martwa. - warknęła, wymijając go.
Loki pobladł, otwierając szerzej oczy.
- Nie chciałem, żeby więcej cię ranili... - powiedział cicho.
- Ale mogłeś sobie wymyślić lepszą historyjkę.
Patrzyli na siebie przez dłuższy czas. Loki obserwował, jak złość w oczach Susan powoli znika.
Dziewczyna przymknęła powieki i westchnęła głośno.
- Chyba mam wahania nastrojów. - zaśmiała się cicho, spuszczając nieśmiało wzrok.
Również się zaśmiał, podchodząc do niej.
- Moja mała Katastrofa.
Mocno ją przytulił. Susan odchyliła się i delikatnie pocałowała go w policzek. On uśmiechnął się i wkrótce wiedźminka poczuła jego zimne wargi na swoich. Resztki złości natychmiast się ulotniły. Nie umiała się na niego gniewać.
Czuła, jak powoli przestaje się czymkolwiek przejmować. Jak wszystkie problemy znikają. Zapomniała o swoim bracie, eks-przyjaciołach, o Buckym i o całym Midgardzie. Była tylko ona i Loki.
I zapach asgardzkich kwiatów passiflory.

Tamtej nocy opowiedziała mu o wszystkim, co stało się w Midgardzie.
A Loki coraz bardziej się w niej zakochiwał. Może to głupie, ale wydawała mu się idealna. Z każdą kolejną postacią coraz bardziej perfekcyjna.
Po raz pierwszy, odkąd ją znał, otwarcie powiedział jej, że ją kocha.
I że kiedyś będzie królem, a ona jego królową.


*********************

No to napisałam. Przepraszam, naprawdę przepraszam, że musieliście tyle czekać. Ale wiecie - kartkówki, wejściówki, sprawdziany, egzaminy i konkursy. Huehuehue.

Ten rozdział to przejściówka, nie jestem z niego przesadnie dumna, ale jest niezbędny i czasami takie być muszą, żeby później było co rozkręcać.

Tak jak obiecałam, odpowiadam na komentarz Neluki. Co prawda pisałam już dwa razy, ale blogger stwierdził, że mogę napisać jeszcze raz.

Przyznaję bez bicia, że z początku myślałam, że Mary Sue to przezwisko, które wymyśliłaś dla Susan. Dopiero później przez przypadek trafiłam gdzieś na terminologię ff i zobaczyłam, że Mary Sue to taka trochę moja Susan: wszystko w jednym.
Wiem, że może to być trochę irytujące. Pisząc rozdziały zastanawiałam się nad tym, czy nie przesadzam, ale w końcu stwierdziłam, że końcowy efekt tego wszystkiego jest tego warty. Bo mimo tego, że napisałaś, iż wygląda to na niezaplanowane działanie, wszystko ma swój cel - ostatnie rozdziały czwartej księgi. To, że Susan jest tym wszystkim - jest metaforą, której sensu nie mogę teraz zdradzić. Aha, i jeszcze jedno - Ciri nie była wiedźminką, nie przeszła Prób i Zmian. tak się na nią tylko mówiło ;)
Napisałam w komentarzu, że rozważę, czy pogmatwać trochę osobą Odyna - nie wiem, dlaczego myślisz, że to dowód niezaplanowania. Mam gotowy zarys, ale zawsze mogę go zmienić - jako autor mam do tego prawo. J.K. Rowling (chociaż nie śmiem się do niej porównywać) przepisywała połowę jednej z części Harry'ego, bo zrobiła błąd w fabule. Każdy autor kilkukrotnie zmienia treść swojego opowiadania/powieści.
Przeczytałam sobie dokładnie dwa ostatnie rozdziały, żeby sprawdzić, gdzie rzeczywiście zrobiłam jeden z wytaczanych przez Ciebie błędów. I chciałam zapytać, kiedy kapitan olewa Żołnierza dla Susan?
Kapitan znał Susan nie kilka miesięcy, lecz ponad dwa i pół roku.
Kapitan Ameryka popełnił samobójstwo, bo nie był w stanie skrzywdzić przyjaciela? Przecież kiedy Steve wpakował samolot w warstwę lodu/wody, Bucky już dawno nie żył.
I jakie 30 mln ludzi?
Oprócz tego, nie pisałam nic o tym, że Steve wyszedł spokojnym krokiem z sali przesłuchać, gwiżdżąc wesołą melodyjkę i odbijając piłeczkę tenisową. tam była m a s a ludzi. Go wypchnięto.
Na pytanie dlaczego Bucky wrócił odpowiadam tak - on nie wrócił. Go znaleziono i zniewolono siłą. I to Susan wróciła dla niego.
W momencie,w którym Bucky został sam z walczącymi, zapomniałaś o jednym. Bucky też człowiek. Zmodyfikowany ciutkę, ale zawsze. Kaszlał histerycznie - kto by nie kaszlał widząc zielonego potwora jakieś dwa i pół raza wyższego od siebie i wilka mierzącego metr siedemdziesiąt uszy wliczając?

W każdym razie dziękuję za komentarz. Przynajmniej widzę, jak dokładnie i starannie czytacie rozdziały ;)

Pozdrawiam, Sheera.