piątek, 3 stycznia 2014

2. Kind of weird as hell, but this is only spell.

- Szybciej, szybciej! Nie obijaj się! Wróg nie zapyta czy masz zakwasy czy nie, dalej!
Susan spojrzała na Tony'ego wzrokiem pełnym nienawiści. Nauczyła się patrzeć w ten sposób od Sheery. 
Półobrót. Wyskok. Atak. Posiniaczoną i poranioną nogą po raz kolejny rozbiła ruchomą tarczę wyciętą z drzewa dębowego. 
- Może być. Powtórz.
Susan jęknęła. 
- Nie mogę dostać przerwy w ramach nagrody? Przecież kiedy pokonam wroga to na pewien sposób dostanę odpoczynek w nagrodę, prawda? - Uśmiechnęła się do brata. On, pełen rezygnacji, westchnął.
- Kto cię nauczył tak pyskować, młoda damo?
- Oj, już nie bądź taki skromny.
Prychnął udając, że się obraził.
- Panie Stark? - Do pokoju wszedł wysoki, szczupły chłopak. Ze dwie dychy może miał. Brązowe włosy i ciemne, niemal czarne oczy. Prawie takie jak Tony. Uwagę Susan natychmiast przyciągnęły bardzo mocno zarysowane kości policzkowe. Był dziwny. Mimo, że wyglądał na miłego chłopaka, dziewczyna wyczuła, że ma w sobie coś, co powinno ją zaniepokoić. Jeszcze tylko nie wiedziała co.
Iron Man w każdym razie tego nie zauważył.
- O co chodzi... Peter? - Całe zdanie miało mieć charakter pytający, ale w rzeczywistości tylko imię tak zabrzmiało. Typowy Tony.
- Tom.
- No, blisko byłem. Na pewno masz na drugie Peter.
- Anthony.
- Oj tam oj t... Ej, to tak jak ja! No cóż, to musi zostać między nami. Nie używaj tego imienia, jeśli możesz. Przeżyjesz, nie? No więc po co przyszedłeś?
- Doktor Banner prosił, bym przyprowadził do niego Susan. - Mężczyzna puścił uwagę dotyczącą jego imienia mimo uszu.
- Po co? - Tony'emu wyraźnie nie spodobała się wizja przerwania treningu.
- Nie powiedział mi tego. Prosił tylko, żeby przyszła.
Stark zawarczał, aż Susan na niego spojrzała ze zdziwieniem i lekkim strachem. Co jak co, ale ona tu była od warczenia. A no tak. Nikt o tym nie wiedział. I całe szczęście.
- No to leć. Wracasz jak tylko skończycie pracę nad tymi waszymi molekułami. A dowiem się, że się szwendasz po helicarrierze to ci taki wycisk zafunduję, że do trzydziestki będzie ci w kręgosłupie strzykać! - Z każdym słowem mówił coraz głośniej będąc głęboko zraniony faktem, że jego siostra ma go w głębokim poważaniu i odchodzi już z... Tomem, tak? Chyba.
- Nie chodzi o Bannera, prawda? - Zapytała Susan kiedy tylko znaleźli się poza zasięgiem słuchu jej brata.
- Powiedzmy, że nie wyłącznie o niego. Chciałem też porozmawiać. Intrygujesz mnie.
- Yyy... W porządku. Tylko nie próbuj wyrzucać mnie z pokładu, bo gwarantuję ci, że to ty spadniesz.

Uśmiechnął się, ale tylko połową ust. Ktoś już się tak uśmiechał. Skleroza nie boli? Aha, akurat.

Doszli do laboratorium, po którym szamotał się zapracowany Banner pochłonięty pracą tak bardzo, że nie zauważył, że mu koszula wyszła ze spodni. A on zawsze to zauważał.
- Oto zjawiam się by zbawić cię w twej udręce spędzania czasu w pracowni beze mnie właśnie. - Susan użyła tego samego tonu, którego używała podczas wystawiania sztuk szekspirowskich w szkole celowo wysławiając się zawile i lekko bez sensu.
Banner roześmiał się na jej widok i delikatnie ją przytulił. Zawsze tak się z nią witał. Był jedyną osobą, której w pełni ufała i dlatego traktowali się jak rodzeństwo. Zastępował jej brata, kiedy myślała, że ten prawdziwy nie żyje. Nawet przez te kilka lat gdy się nie widywali ich przyjaźń nie osłabła. Nadal byli bardzo zżyci.
- Będziesz mi potrzebna. Posłuchaj, pamiętasz jak zajmowaliśmy się badaniami nad promieniowaniem gamma?
- A pamiętasz jak dostałeś palpitacji kiedy ci powiedziałam, że jestem bliska odkrycia promieniowania delta?
- Dobra, dobra. Nie bądź taka do przodu. Wracając do tematu. Znaleźliśmy coś, co może odmienić losy ludzkości. - Z przejęciem chwycił ją za nadgarstki. - Tom, poszedł stąd! No. Izotop. A dokładniej izotop ununoktu. Znajduje się w...
- Yellowstone przy najmniejszym kraterze. Mówiłeś. - Przerwała mu.
- ...No właśnie. Mówiłem?
- Tak. W zeszłym tygodniu, kiedy Sheera napadła na Avengersów.
- Nieważne. Kiedy połączy się go z...
- Jonem wolframu i manganianu potasu. Też mówiłeś.
Bruce odchrząknął i uśmiechnął się, na co Susan odpowiedziała tym samym.
- Dokładnie. Po połączeniu tych pierwiastków możemy uzyskać związek, nietrwały co prawda, działający jednorazowo, ale silnie. Według przeprowadzonych przeze mnie badań może on zachować właściwości czegoś, co działa tylko w jednym miejscu i co traci te właściwości zaraz po tego miejsca zmianie. Domyślasz się co to może być?
- Japońska herbata. Jestem tego stuprocentowo pewna. Wszędzie taka sama ale długowieczność daje tylko Japończykom. Trollowanie innych narodowości level hard.
- Eee... nie bardzo. Czytałaś może mitologię skandynawską?
- Nie, Thor wypożyczył ostatnią. Cham jeden.
Banner westchnął unosząc wzrok do nieba. Zachodzące słońce odbiło się w jego okularach.
- Asgardczycy są nieśmiertelni. Coś musi im to dawać, prawda? Mają tam takie owoce. Jabłka bogini Idun.
- A tak, o nich słyszałam. Ale Idun daje je tylko mieszkańcom Asgardu. Tylko bogom.
- A Thor nim jest. Obiecał nam, że jedno przemyci.
- Ale one działają tylko w Asgar... aaa. To po to wam izotopy. Cwane. Ale trzeba by było zaaplikować izotop jeszcze w Wiecznym Królestwie.
- Tak też zrobimy. Polecę z Thorem i tam spróbuję zakonserwować jabłko.
- No dobrze, ale jedno jabłko ludzkości nie zbawi.
- I w tym jest problem. Dopóki jabłko nie zostanie zjedzone, wszystko będzie cacy. Izotop jest tak rzadki, że z bidą starczy na jedną sztukę. Ale o to będziemy się martwić, jak już będziemy mieli w pełni działający owoc u nas.
- No dobra. A jaka w tym moja rola?
- Będziesz ze mną pracować nad połączeniem izotopu z jonami.
- Wiesz, że to może wywołać niekontrolowaną reakcję jądrową?
- No i co z tego? My przetrwamy, a reszcie pies mordę lizał.
- Banner, nie poznaję cię. Coś ty brał?
- Swego czasu lubiłem siedzieć w pracowni rentgenowskiej, to chyba dlatego.
- Spadaj. Ej, tu nie ma wi-fi? Jak ja tu przetrwam? Nigdy nie byłam na survivalu.
- Spokojnie, zorganizuję ci ładny pogrzeb. Chciałaś czarne róże, nie?
- Czarne róże miały być na ślubie.
- Bez różnicy. - Popatrzyli na siebie i momentalnie wybuchli śmiechem.
- To było mocne. - Powiedziała Susan przez łzy, ledwo trzymając się na nogach.
- Nic tylko typowy pogląd faceta o posiadaniu żony. Trochę nieładnie z mojej strony...
- ... Ale śmiesznie, więc nie ma problemu. I tak wiem, że tak nie myślisz. Po tym, co pokazałeś sześć lat temu swojej... Jak jej tam?
- I teraz zamazuje ci się pamięć, wyobraź sobie. Do widzenia pani.

I na tym skończyli swoje spotkanie.

Ledwo jednak dziewczyna wyszła na korytarz, już natknęła się na Toma.
- Już? - Zapytał wesoło. Ktoś już mówił w ten sposób. Zaczął ją powoli szlag trafiać. Wszystko wydawało jej się znajome, ale nie mogła sobie tego przypomnieć.
- Tak. Słuchaj, czy ja cię skądś znam? W sensie, widzieliśmy się gdzieś poza helicarrierem?
- Nie sądzę. Nie jestem ze Stanów.
- Ja też nie. Znaczy, tu się urodziłam, ale nie mieszkałam tu przez długi czas.
- Będziesz teraz członkinią S.H.I.E.L.D.? - Zmienił temat.
- Już jestem. Jestem jedną z Avengersów, więc nie muszę nosić identyfikatora.
- Jak to się stało?
- Ale co?
- No, że się tu znalazłaś.
- Długa historia. Strasznie długa i strasznie nudna. Zwłaszcza jeśli ja ją opowiadam. - Zaśmiała się.
- Kiedyś mi opowiesz, zobaczysz. To prawda, że wypuściłaś Lokiego?
- Wolę wersję, że mi perfidnie uciekł. Ale tak. Wypuściłam.
- Nieźle. Cud, że żyjesz. Normalnie Fury by cię posiekał jak pietruszkę do zupy.
- Jestem siostrą Iron Mana, chyba należą mi się jakieś przywileje, nie?

I tak spędzili ze sobą resztę dnia. Rozmawiali cały czas. Tony nie doczekał się powrotu Susan więc sam też sobie poszedł. Ona zaś towarzyszyła Tomowi podczas jego pracy. Dziwnie łatwo jej się z nim rozmawiało. Jakby znała go od lat. Nie była tym zachwycona, bo życie nauczyło ją, by nikomu ni ufać. No, oprócz Bannera. Ale na chwilę odsunęła od siebie tę myśl chcąc cieszyć się chwilą.


Tak mijały tygodnie. Treningi, praca w laboratorium i rozmowy z Tomem. Później doszły jeszcze narady.

Wszystko było dobrze. A to znaczy, że nadchodziły kłopoty.




Niby normalny poranek. Susan z kawą i grubym notesem siedziała w pokoju narad. Przeglądała swoje notatki z badań. Jej marzenie o zostaniu chirurgiem nie przeszkadzało jej w byciu naukowcem. Gdyby nie irytujący pan, który zaaplikował jej pewną jeszcze bardziej irytującą osóbkę, czytaj Sheerę, do organizmu, pewnie już dawno miałaby Nobla za odkrycie nowego rodzaju promieniowania. Ale nie. Ona musiała spędzać życie kłócąc się z dziewczyną-drapieżnikiem, która na siłę próbowała zawładnąć jej ciałem. Bosko po prostu.

Do pomieszczenia wszedł Tom. Oboje cierpieli na WSWWwW, czyli Wpieniający Syndrom Wczesnego Wstawania w Weekendy. Co sobotę spotykali się tu i razem pili kawę. On espresso, ona latte.

- Susan?
- Yhym. - Była zaczytana. A jej się nie przeszkadza, kiedy jest zaczytana. I tak wtedy nie słucha.
- Mogę cię o coś spytać?
- Yhym.
- Dlaczego mówisz o Sheerze w osobie trzeciej? Przecież ona to... tak jakby ty.
- Mówiłeś coś? - Poderwała głowę kompletnie nieświadoma tego co się dzieje.
- Tak. - Westchnął. - Pytałem dlaczego mówisz o Sheerze w trzeciej osobie skoro Sheera to ty.
Susan zamyśliła się lustrując Toma wzrokiem.
- Sheera to nie ja. Jesteśmy dwiema różnymi osobami. Ona po prostu we mnie żyje. To tak jakbyś mówił, że tasiemiec w twoim przewodzie pokarmowym to ty. Ona tylko na mnie pasożytuje. Wykorzystuje moje ciało do własnych celów.
- No dobrze, ale...
- Nie ma ale, Tom. Ona to ktoś inny i ja to ktoś inny.
- Susan... twoje oczy...
- Nie mów że żółte, błagam.
- Nooo... są jakby lekko niebieskawe, ale żółte się robią.
- No to wiej.
- Dlaczego?
- Posłuchaj. Wyobraź sobie, że idziesz przez las i widzisz, dajmy na to, wilka. Nie boi się ciebie i toczy pianę. Co robisz?
- Uciekam?
- No właśnie. No to spierniczaj w podskokach.
- Ale...
- No już! - Zerwała się, przewracając krzesło.
Tom podszedł do niej i chwycił ją za ramiona.
- Puść mnie. Tom, to niebezpieczne.
- Nic mi nie będzie. Co się dzieje?
- To Sheera. Zabije cię. Dawno nie dawała o sobie znać.
- Chcę to zobaczyć.
- Nie, Tom! Nie rozumiesz? To jest bestia, ona nie zna litości. Idź stąd.
- Nic mi nie będzie. - Powtórzył.
- Boże, jaki ty jesteś uparty. Jak osioł co myśli, że koniem jest, a mówią mu inaczej.
- Spokojnie.
- Wyjdź.- Głos Susan się zmienił i to mu się nie spodobało. Zaczął się zastanawiać, czy nie lepiej jednak sobie pójść.
- Ale...
- Powiedziałam wyjdź.

No to wyszedł.


*******

No to mamy drugi rozdział. Nie ma tu może zbyt wiele akcji, typowy rozdział przejściowy. W następnym będzie wrzało, aż już mnie trzęsie :)
Witam nowe czytelniczki, SITKO i Kelly Stark. Dziękuję Wam za miłe słowa i polecamy ię na przyszłość ;) 
Komentujcie :)
Do następnego :)



9 komentarzy:

  1. No to jedziemy..
    Nie wiem czy ja jestem tak ograniczona, ale nic nie rozumiałam z tej naukowej części. Moja reakcja na te słowa to WTF? Co to jest. Moja kasa dopiero się zaczyna się uczyć o izotopach i jonach, więc proszę o wyrozumiałość... Bo i tak nic z tego nie zrozumiem. ( Fizyka i chemia to ZŁO!)
    Co do rozdziału...
    Tom- niezwykle oryginalne imię... Haha... Czy tylko mnie od razu skojarzył się z Voldziem? <3
    Co do samej postaci... Nie wiem co o nim myśleć. Jest zbyt... podejrzany. Ja bym się miała na baczności.
    No to tyle,co mam do powiedzenia. Będę obserwować i i komentować tego bloga... Bo mogę.. :P

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. hhaha wiedziałam że się nabierzesz na to imię muahahhah <3
      *Makłowicz gada o mitologii nordyckiej na dwójce yay <3*
      no ale dobra. Nie mogłam znaleźć imienia dla tego gostka, więc zrobiłam tak: TOM Hiddleston - aktor grający Lokiego <3 ANTHONY Hopkins- no chyba każdy wie kto to <3 Hannibal <3 Odyn <3 itd itd :3
      potem zauważyłam że wychodzi na Voldzia i uznałam że jeszcze lepiej :)
      a z tymi terminami to się nie martw, specjalnie tak pisałam żeby nie szło zrozumieć. KOCHAM FIZYKĘ CHEMIĘ I BIOLOGIĘ <3 Tak wiem no comment :)
      A Tom... ma byc podejrzany :) sam tekst "Chcę to zobaczyć" zamiast "Boże ratuj co ci się dzieje pomogę ci zobaczysz nic ci nie będzie uratuję cię" może być trochę dziwny :)
      Do niego odnosi się tytuł posta ;)
      Pozdrawiam :)

      Usuń
  2. Czy Tom to Loki? ^^ W sensie, że Loki się zmienił w Toma. Nie oczekuje, że mi powiesz, nawet tego nie chce, ale takie są moje podejrzenia. Fajnie, czekam na dalsze rozdziały! U mnie już wkrótce, myśle, że jutro albo w poniedziałek :)
    Pozdrawiam,
    SITKO ^^

    OdpowiedzUsuń
  3. No no. Zaczyna mi sie podobac. Oczywiscie bardzo dziekuje za osobiste powiadomienie o nowym wpisie :*
    By the way, orginalne imie widze ;) no coz. Cos Cie jednak jeszcze ciagnie do Pottera ;P

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. trochę :) już ci pisałam o tym imieniu :3

      Usuń
    2. No wiem, wiem, ale napisalam to zanim sie Ciebie zapytalam ;p

      Usuń
  4. Jak ty to z tą nauką?? Ty to umiesz czy co? Ha Ha
    Mogłabyś mnie nauczyć pisać takie świetne dialogi? Ja to mam jak kluchy w oleju...a twoje! Mistrzowskie! Po prostu leje ze śmiechu ( rodzice chcą mnie wysłać do psychologa ).
    A Tom to Loki?? Pachnie, pachnie...hue hue
    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. powiedzmy, że wybieram losowe słowa z podręcznika od chemii i składam je tak, żeby brzmiało jak najgorzej :3 a dialogi to kwestia wprawy, czym więcej piszesz, tym lepsze. Ja jak nie mam weny to mam tragiczne dialogi ;__;
      Również pozdrawiam :*

      Usuń
  5. Fajnie ci to wyszło, serio. W prawdzie już na samym początku skojarzyłam że Tom to L (tak go czasem w skrócie nazywam), ale w porządku. Masz moje uznanie. A uwierz mi, jestem wybredna, jeśli któryś rozdział mi choć trochę podpadnie jestem w stanie przerwać w trakcie czytania i zapomnieć że w ogóle zaczęłam. Więc... Gratulacje, zainteresowałaś mnie, teraz staraj się to utrzymać.

    OdpowiedzUsuń