niedziela, 17 sierpnia 2014

8. Aesina.

"Jeśli nie namówię niebios, to poruszę piekło."
"Jedni się rodzą dla radości, inni dla nocy i ciemności."

http://www.youtube.com/watch?v=ohXmIcCHT9o
"Hold me close, don't let go, watch me burn."

http://www.youtube.com/watch?v=mxxWhEY8Z2o
"We stare at broken clocks, the hands don't turn anymore.
The days turn into nights, empty hearts and empty places.
The day you lost him, I slowly lost you too.
For when he died, he took a part of you.

If only sorrow could build a staircase, our tears could show the way.
I would climb my way to heaven, and bring him back home again.
Don't give up hope, my friend, this is not the end.

Death is only a chapter, so let's rip out the pages of yesterday.
Death is only a horizon. And I'm ready for the sun, I'm ready for the sun, to set.

We would do anything to bring him back to you.
We would do anything to end what you're going through.
If only sorrow could build a staircase, our tears could show the way.
I would climb my way to heaven, and bring him home again.
I would do anything to bring him back to you.
Because if you got him back, I would get back the friend that I once knew."

http://www.youtube.com/watch?v=_NFzDSudw10
"Do you think the silence makes a good man convert?

We all have our horrors and our demons to fight.
But how can I win, when I'm paralyzed?

They crawl up on my bed, wrap their fingers round my throat.
Is this what I get for the choices that I made?

Don't go
I can't do this on my own
Don't go
No I can't do this on my own

Save me from the ones that haunt me in the night.
I can't live with myself, so stay with me tonight.

Don't go
Don't go

If I let you in
You'll just want out
If I tell you the truth
You'll fight for a lie
If I spilt my guts
it would make a mess we can't clean up.

If you follow me
you will only get lost.
If you try to get closer
We'll only lose touch
But you already know too much
And you're not going anywhere

Tell me that you need me cause I love you so much
Tell me that you love me cause I need you so much
Tell me that you need me cause I love you so much
Say you'll never leave me cause I need you so much

Don't go
I can't do this on my own
Don't go
No I can't do this on my own
Save me from the ones
that haunt me in the night.
I get scared so stay with me tonight

Don't go
I can't do this on my own
Don't go
Save me from the worst
And hold me in the night.
Save me from the ones that haunt me in the night.
Don't go."


Cytatów dużo, bo to ostatni rozdział tej części, więc musi być z pompą. 
Dałam adresy do trzech piosenek, każdy jest na początku tekstu do niej. Pierwsza i trzecia są lżejsze, druga jest mocniejsza, ale najsmutniejsza i bardzo mi tu pasowała. 

No to jedziem.

P.S. W tekście ukryty jest spoiler do Trzeciej Księgi ;) 😈

***************************


Gdyby paparazzi wiedzieli, że Iron Man jest w Asgardzie, i gdyby mieli jakikolwiek pomysł, jak się tam dostać, Einherjarzy mieliby mnóstwo roboty. Bo w końcu nie zawsze widzi się wielkiego Anthony'ego Starka we łzach, prawda? 
Albo Kapitana Amerykę.
Albo wspaniałego Hulka.
Albo Czarną Wdowę.
Albo Sokole Oko. 
Albo Lokiego. Tego złego, okropnego półboga bez serca. 
Tak, on wyglądał najgorzej. Wory pod oczami jak po ziemniakach, włosy rozpaczliwie błagające o szczotkę. Oczy ledwo widoczne spod nisko opuszczonych, sinych i zapuchniętych powiek.
Tak to jest, jak umiera antybohater. Niby taki zły i w ogóle, a i tak wszyscy ryczą. 
Ale Susan nie umarła, więc nie powinno być tak źle, prawda? A było. Było gorzej.

- Możemy ją zobaczyć? - Tony zmusił się do wyduszenia z siebie tego krótkiego pytania. 
Loki powoli skinął głową i usunął się na bok, odgradzając przejście do ogromnych, złotych drzwi.

I oto ona. Piękna, z wyrazem niezmąconego spokoju na twarzy. Z czarnymi żyłami prześwitującymi przez cienką jak papier skórę na przedramionach. Z powoli i nisko unoszącą się klatką piersiową. Z zamkniętymi oczami. Z włosami układających się w koronę dookoła jej głowy. Otoczona ogromną kopułą ze złotego pyłku. Susan. Sheera. Wiedźminka. Mutantka. Królowa Podziemi. I Bóg raczy wiedzieć, kto jeszcze. 

Przez chwilę w sercu Starka zaiskrzyła nadzieja. Zobaczył, że prawe ramię siostry jest wysunięte w stronę krawędzi łóżka bardziej niż lewe. Liczył, że to ona nim poruszyła. Kłamca jednak szybko strącił wzlatującą radość. Usiadł na fotelu obok łoża i wsunął dłoń w rękę Susan. To on ją tak ułożył, nie ona.

Do sali wszedł Thor, trzymając za ramiona trzęsącą się od płaczu Jane. Ona płakała najbardziej. Wyrwała się i przytuliła do nieruchomego ciała. Natasha zaczęła głaskać ją po plecach. 
- Ta bariera... - zaczął Steve.
- Utrzymuje ją przy życiu. Nie blokuje ani nie broni. - uciął Loki. Fragment jego ramienia też znajdował się wewnątrz kopuły.

Stali tak dość długo. Odyn patrzył na nich, ukryty pod iluzją. 

Potem wyszli.
Loki został sam. 
Chciał spać, ale wiedział, że chcieć to on sobie może. Bał się zamknąć oczy. 
Więc siedział.
Wspominał.
W jego głowie pojawiła się myśl, że wolałby już, żeby Susan umarła. Zaraz potem jednak potrząsnął głową i znów zaczął płakać. 

Gdzie wtedy była siła Sheery?
Pewnie, był wilczycy wdzięczny. Gdyby nie ona, Susan nie wyrzuciłaby Kethersaru tak szybko. I byłoby jeszcze gorzej. Sheera wypchnęła Poąty Artefakt. Kłamca wiedział jednak, że żółtooką stać było na więcej. Był na nią zły.
Sheera.
Sheer...
Jego oczy otworzyły się szerzej. 
Sheera.
Sheera! 
Zerwał się i wybiegł z komnaty. 
W ułamku sekundy teleportował się na Ziemię i nałożył na siebie iluzję wypoczętego i beztroskiego faceta. Wiedział, gdzie iść. Nie miał pojęcia skąd, ale wiedział.

Norwegia. 
Zimno jak cholera. 
Ale co to dla Lodowego Olbrzyma?
Jego oczom ukazał się ogromny bunkier, zasypany śniegiem i ukryty (przynajmniej jak na oczy bóstwa) niezbyt starannie między świerkami. 
Nie pukał. I tak nikogo nie było. Nie próbował wejść. Po prostu się teleportował. To nie S.H.I.E.L.D., żeby mieć zabezpieczenia antymagiczne.
Na chwilę przystanął. To tutaj. To tutaj Susan stała się Sheerą. 
Srebrne szpitalne łóżko, mnóstwo wyłączonych wskaźników i monitorów, jakiś syf obcy dryfujący w żelowatej wodzie, którą wypełnione było coś na kształ akwarium wbudowanego w ścianę. 
Na łóżku kilka stalowych kajdan, w miejscach, gdzie miały znajdować się nadgarstki, kostki u nóg, głowa i brzuch. 
Loki wzdrygnął się. Podszedł do lodówek wypełnionych fiolkami. Starannie czytał etykiety na każdej z nich, szukając znajomej nazwy.
Jest.
Gen Enigmy.
Srebrna, gęsta ciecz.
Zaraz obok DNA27. Pływające w bliżej nieokreślonym czymś maleńkie, połyskujące niteczki. 
Wziął po jednej probówce z obydwóch rodzajów. 
Mógł wracać. 

W Asgardzie znów przybrał swoją zmęczoną, żałobną skórę.
Minął kilka kłaniających mu się i paplających o współczuciu kobiet. 
Zganił się, że za mocno trzyma fiolki. Rozluźnił pięść, zamiast tego zaciskając szczęki.
Poszedł przez ogrody. Chciał zerwać dla Susan jej ulubione kwiaty. Błękitno-czarne kwiaty passiflory. Frozen zawsze sie nimi zachwycała, bo, jak mówiła, w Midgardzie mają tylko fioletowe.
Kłamca uśmiechnął się na myśl, że praktycznie odkąd zaczęli współpracować, Susan rzadko kiedy nazywała swoją planetę Ziemią. Zawsze mówiła 'Midgard'. 

Już miał skręcić w stronę pałacu, kiedy coś przykuło jego uwagę. 
Kobieta.
Drobna, niemal białowłosa, tańcząca między drzewami z koszem złotych jak słońce jabłek.
Iduun.
Przygryzł dolną wargę, walcząc ze sobą. Nie chciał tego robić, ale perspektywa spędzenia wieczności z Frozen była zbyt kusząca.
Przełknął ślinę i ruszył w stronę niczego nieświadomej bogini.
Poczekał, schowany za drzewem, aż kobieta się odwróci w jednym ze swoich piruetów.
Błyskawicznie skoczył w jej stronę. Chwycił ją jedną ręką za głowę i uderzył nią mocno o pień drzewa. Kobieta zjechała po chropowatej korze, opadając na ziemię.
Loki rozejrzał się i chwycił szybko jedno jabłko. 
Wbiegł do komnaty, upewniając się, że Susan oddycha i że nic się nie zmieniło pod jego nieobecność.
Teraz musiał działać szybko. 
Bariera zdusiłaby działanie jakiegokolwiek podanego dożylnie leku. Wziął głęboki wdech i dłonią zmusił ją do opadnięcia.
Klatka piersiowa Susan natychmiast zastygła w miejscu. 
Loki rzucił się do niej, wyciągając z kieszeni zabraną z Midgardu strzykawkę. Jednym z podstawowych zaklęć zmienił jabłko w sok, mieszając go z Genem Enigmy i DNA27.
Zacisnął powieki i wbił igłę w przedramię Frose. Nacisnął na tłoczek.
Otworzył oczy.
Nic. 
Panika to pierwsze, co poczuł.
Szybko zaczął podnosić barierę, licząc, że naprawi błędy.
I wtedy zobaczył, że pięść Susan się zaciska.
Zamarł w bezruchu. Patrzył, jak powoli, jakby odmrażając się, Frozen zaczyna się poruszać. 
Na jego twarzy pojawił się szeroki, niemal szaleńczy uśmiech. Chwycił Susan za przedramię. Czarne żyły stopniowo wracały do dawnego koloru i przestawały być widoczne.
Zobaczył piękne, ciemnoniebieskie oczy i już chciał się cieszyć, gdy uświadomił sobie, że są pełne bólu.
Z ust Susan wydobył się krzyk. Kręgosłup wygiął się, by zaraz potem rozluźnić się bezwładnie. Jej oczy nadal były otwarte, z tym że żółte. Dziewczyna oddychało ciężko, cały czas cierpiąc. 
Przeniosła wzrok na Lokiego. 
- Co... się stało? - zapytała łamiącym się, zmęczonym głosem.
Trickster uśmiechnął się, głaskając Susan po włosach.
- Nic, kochanie, nic. Po prostu... Bardzo mocno spałaś. Bardzo mocno i bardzo długo. Wszystko w porządku. - Obawiał się, że zacznie beczeć jak koza, a w obecności przytomnej Susan nie mógł sobie na to pozwolić, dlatego profilaktycznie mówił szeptem. 
Usłyszał szybkie kroki na korytarzu.
- Nic teraz nie mów, dobrze? Zaraz wracam. 
Wybiegł na korytarz, zamykając za sobą drzwi.
Zobaczył biegnących w jego stronę Avengersów. Wszystkich z wyjątkiem Thora. Pewnie siedział gdzieś z Jane, próbując ją pocieszyć. 
W głowie boga kłamstw natychmiast ufromował się zgrabny plan. 
- Nigdy więcej już jej nie skrzywdzicie, (tu padło niecenzuralne słowo). - Mruknął pod nosem, przybierając twarz męczennika i wymuszając kilka łez.
- Co się stało? Słyszałem jej wrzask! Co się... - Tony miał wyraźne objawy histerii.
Loki przerwał mu.
- Susan... - powiedział łamiącym się głosem. - Susan umarła.

Wewnętrzne dziecko śmiało się w nim szaleńczo, ale jego twarz pozostawała godna żałobników nad żałobnikami. Nad żałobnikami. 

Napawał się zszokowanymi minami tych "bohaterów", tym, jak ich oczy powoli napełniają się łzami, jak ich twarze bledną.

- Oddajcie nam ciało. - Zarządał cicho Iron Man.
- Nie. Tu odeszła, więc tu zostanie pochowana. A wy precz. Nie chcę was więcej widzieć. Dobrze wiecie, że to przez was. Celowo czyniliście ją słabszą, dlatego nie przeżyła. To wasza wina! - ostatnie zdanie wykrzyczał.
Nie mógł, po prostu nie mógł sobie odmówić zrzucenia winy na nich. W oczach Starka była wściekłość, ale nie protest.
- Nigdy... Nigdy więcej żaden Asgardczyk nie postawi nogi na Ziemi. Łącznie z Thorem. Nie zabierzecie nam już nikogo więcej. - Banner wtrącił się. Był zły, a to dobrze nie wróżyło. 
Loki piszczał w środku ze szczęścia. Jeszcze tylko paniusia Foster i...
- Co się stało? - zapytała Jane, wbiegając między zebranych. Thora przy niej nie było, o dziwo.
Kłamca, mimo całej swej sławy aktora i perfekcyjnego kłamcy, ledwo zdusił w sobie wrzask radości i to pełne wyższości, dzikie "HA!" człowieka, który dał popalić drugiemu człowiekowi.
- Idziemy. - warknął Rogers. 
- Ale...
- Susan nie żyje, koniec tematu. Wracamy. 
Oczy Jane stały się wielkie jak spodki, z jej gardła zaczął wydobywać się płacz. 

I odeszli. Pełni smutku i wściekłości. 

Loki uśmiechnął się pobłażliwie i wrócił do komnaty.
Susan siedziała na łóżku.
Ku uciesze Lokiego miała niebieskie oczy.
- Co się stało? - zapytała.
- Twoi kompani odeszli. Powiedzieli, że nigdy więcej nikt z Asgardu nie ma prawa pojawić się w Midgardzie. A ty teraz jesteś jedną z nas. Jesteś Azyną, Susan. 
- Jak to? - zapytała z niedowierzaniem.
- Zasłużyłaś się dla państwa. Wiesz, zniszczyłaś Kethersar i te sprawy. 
Tu akurat nie kłamał. Odyn już w drodze powrotnej z wojny obiecywał, że jeśli tylko Frozen przeżyje, stanie się pełnoprawną obywatelką Asgardu. Może tylko żeby pocieszyć zawodzącego Lokiego, ale co tam. Pierwsze słowo do dziennika. 
Do sali wbiegł Thor.
- Jest tu Ja... Susan! Ty...
- Żyje. Powiem nieskromnie, że dzięki mnie. - wtrącił Loki.
- Dlaczego miałabym nie żyć?
- Ten sen, o którym ci opowiadałem, był niebezpieczny. Zapadają na niego tylko nieśmiertelni, to dzięki niemu żyjemy tak długo. Wszyscy bali się, że coś ci sie stanie. 
- Nie wszyscy, jak widać. - mruknęła Frose, spuszczając oczy. 
- Gdzie wszyscy? - zapytał Thor.
- Mógłbyś być bardziej taktowny, bracie. - syknął trickster. - Odeszli, razem z twoją Jane. Powiedzieli, że nigdy więcej nie chcą tam widzieć nikogo z nas. Pod groźbą śmierci.
Gdyby Loki nie był zbyt zajęty byciem bogiem kłamstwa, pewnie zostałby objazdowym bajarzem.
Susan wtuliła się w jego pierś. Uśmiechnął się i pocałował ją we włosy. 

Show skończone. Reżyser jak zwykle niezawodny. A główna aktorka tylko jego. 


                             
                                                           KONIEC KSIĘGI DRUGIEJ



1 komentarz:

  1. Boże, czytając to nie wiedziałam kogo mi bardziej szkoda. Lokiego? Susan? Starka?
    Nikczemny Loki... Tak oszukać Avengersów. Nie ładnie, nia ładnie XD
    Ciekawi mnie jedna rzecz. Odyn obserwował ich pod iluzjom. Może widział piękny teatrzyk Lokiego?

    Rozdział cudowny, wydarzenia niesamowite. Czekam na szybki next i przepraszam za nieskładną wypowiedź XD
    Pozdrawiam,
    Viv

    OdpowiedzUsuń