https://www.youtube.com/watch?v=l1CTbE3u0PQ
- Daj mi spokój. - Elsa również nie była w najlepszym nastroju.
Szybkim krokiem weszli do siedziby Hydry, w rękach niosąc maski.
Dziewczyna wyciągnęła metalowe ramię w stronę mężczyzny.
- Teżbym chciał móc swoje odczepić. - powiedział, zdejmując srebrną powłokę i uwalniając chudą, bladą jak śnieg rękę.
Elsa nie odpowiedziała.
- No proszę, proszę, kogo mu tu mamy.
Zacisnęła zęby. Mogła się tego spodziewać.
Restless, szkoleniowiec. Zarządca jej działu. Działu zabójców, potworów i żywych tajnych broni.
- Nasza Covergirl wróciła. - podbił zgiętym palcem jej podbródek, na co ona odpowiedziała gardłowym warczeniem. - Łołołoł, spokojnie, dzikusko. To jak brzmi twoja historia?
- Nie twój interes, Sheißless. - Celowo przekształciła jego pseudonim.
Uderzył ją w twarz.
Rzuciła się na niego, znacząc jego policzek krwią za pomocą długich, zaostrzonych paznokci.
Bucky chwycił ją i odciągnął, próbując jakoś unieruchomić jej wierzgające nogi.
- Spokój. - Zebrani zamarli, słysząc władczy głos przełożonego Lacroixa.
Królowa Śniegu uniosła oczy.
- Wróciłaś. - powiedział Francuz. - Dlaczego?
- Bo chciałam pomóc Buck... Zimowemu Żołnierzowi.
- I myślisz, że uda ci się uciec drugi raz? - zakpił Restless, przykładając białą szmatkę do rozoranego policzka.
- Oczywiście. Jesteście zbyt głupi i słabi, by utrzymać tu mutantkę. Musielibyście zrozumieć mój tok myślenia i znaleźć kogoś, kto byłby w stanie mnie pokonać.
Bucky jęknął.
- To była najgłupszą rzecz, jaką kiedykolwiek przy mnie powiedziałaś. - powiedział.
Na twarz Lacroixa wpełzł złowieszczy uśmieszek.
Pstryknął palcami. Do Żołnierza natychmiast podbiegli ludzie odpowiedzialni za zabiegi medyczne na bestiach Hydry. Szarpnęli nim, odciągając w stronę gabinetu, który był mu aż do bólu dobrze znany.
Z gardła Elsy wydobył się okrzyk wściekłości. Dziewczyna rzuciła się w stronę przyjaciela.
Jednego z medyków uderzyła łokciem w skroń, drugiego ścisnęła mocno za szyję. Tymczasem otaczali ich następni i następni.
Dostali rozkaz wymazania pamięci Żołnierza i wzmocnienia go, więc musieli go wykonać.
Ktoś chwycił Elsę za włosy, szarpiąc nimi tak, że poleciała z impetem na podłogę.
Wtedy to poczuła.
Znajome mrowienie w oczach.
Nawet się ucieszyła. Nie miała sił po ostatniej walce z S.H.I.E.L.D.em.
Nie zdążyła jednak uwolnić Drugiej. Rozległ się głośny huk.
Razem z Żołnierzem odruchowo założyli maski.
Wszyscy stanęli jak wryci. Na salę wbiegli agenci.
S.H.I.E.L.D.
Ostatnią rzeczą, jaką Elsa zapamiętała, był ból pod żebrem. Ból zatrutej neurotoksyną strzały na wiedźminów.
***
Obudziło ją mocne uderzenie w twarz. Kolejne już, z resztą. Warknęła. Oprawca był wysokim, czarnoskórym mężczyzną. Zaraz za nim stała krucha dziewczyna, z wyglądu Angielka, z wyrazem jednocześnie przerażenia i współczucia w oczach. Kurczowo przyciskała jakieś papiery do piersi.
Elsa rzuciła się w krześle, ale powstrzymały ją kajdany ściskające jej ręce za oparciem. Spojrzała na Bucky'ego. Też był przytomny. Jego wzrok wyrażał smutek.
Rozejrzała się. Byli w dość dużym jak na salę przesłuchań pomieszczeniu, wyłożonym granatowymi sześciokątami tak, że nie można było znaleźć drzwi.
- Zdejmij maskę. - usłyszała z ust mężczyzny.
- Ciekawe którą ręką. - Wraknęła w odpowiedzi.
- Nie obchodzi mnie to.
- Zdejmj ją sam.
Angielka zmarszczyła brwi i nerwowym krokiem podeszła do Królowej. Delikatnym ruchem zdjęła maskę. Jej ręce drżały.
- Jemma, uważaj. Ona gryzie.
- Drapie i wbija noże w plecy też. - odpowiedziała Elsa.
Jemma, jak nazwał ją facet, podeszła do Żołnierza. Jemu też zdjęła maskę. Również nie bez strachu.
Wtedy do pomieszczenia wparował agent Coulson i zamarł.
Elsa wywróciła oczami.
- Co... Ty... O Boże.
- No co pan, wystarczy Wasza Wysokość. - udała nonszalancję.
- Simmons, dzwoń po Starka. I po resztę.
Angielka przytaknęła i wytruchtała z sali.
Coulson wziął głęboki wdech i stanął przy stole oddzielającym przesłuchujących od przesłuchiwanych.
- Masz zamiar to wyjaśnić? - zapytał prawie szeptem, siadając.
- Nie w tym towarzystwie.
- Triplett, wyjdź.
Czarnoskóry wyszedł.
Coulson spojrzał na Elsę wyczekująco.
- Co, że już niby? - zaśmiała się. - Nie ma mowy. Nie będę się spowiadać przy nim.
Kiwnęła głową w stronę Bucky'ego, który spojrzał na zdziwiony.
- Nie masz wyboru. Jeśli nic nie powiesz z własnej woli, to podamy ci serum prawdy.
- Dobrze wiesz, że i tak na mnie nie działa. Jak nic, co ludzkie, prawdę mówiąc.
- Nie zapominaj, z kim masz do czynienia.
- Ty też nie. - szarpnęła do przodu, zrywając kajdanki i opierając się łokciami o stół.
Phil wstał i odszedł kilka kroków, wyciągając z kieszeni Icera i celując nim w nią.
- Nie karz mi tego robić, Frozen.
- Przesłuchujesz mnie jako Frozen czy jako cholerną morderczynię stulecia?! - wrzasnęła, zbliżając się do niego.
- Boże. - dobiegło ich ciche westchnienie od strony wejścia. Spojrzeli tam.
Elsa przymknęła oczy i odchyliła głowę.
- Ty... Ty...
- Może. - powiedziała, a na jej twarz wpełzł naprawdę paskudny uśmiech.
Stojący w drzwiach Tony sprawiał wrażenie, jakby zaraz miał jednak przestać stać. I jakby bardzo mocno potrzebował krzesła.
- Ktoś mi wyjaśni, co tu się dzieje? - po raz pierwszy odezwał się Żołnierz.
- Nie. - warknęła Elsa, zdejmując gumkę z włosów i zarzucając nimi mocno. Były idealnie proste. Jak od żelazka. i ścięte na krótko.
- Chyba jednak będziesz musiała, Susan. - powiedział Coulson. Do sali przesłuchań zaczęli wchodzić kolejni ludzie. Natasha, Clint, Bruce, a na końcu Steve.
- Wiedziałem. - powiedział.
- Słucham? - zapytali prawie wszyscy w pokoju równocześnie.
- Wiedziałem, że znam ten wzrok. Nie mogłem sobie tylko przypomnieć skąd.
- To już wiesz, królewiczu. - Powiedziała Elsa i powolnym, bardzo kobiecym krokiem zaczęła zbliżać się do drzwi.
Bucky chrząknął, jako jedyny będąc osobą siedzącą i czując się dość niezręcznie. Metalowe ramię ześlizgiwało się po kajdankach i uniemożliwiały ich zerwanie.
Elsa nie zareagowała.
- Zdziwieni, prawda? - zaczęła, a jej głos zjechał o co najmniej pół oktawy w dół. - Nie chcieliście tu więcej Asgardczyków, a tu bum. Zleciała do was jedna i od razu robi party hard z flakami zamiast konfetti i krwią w roli bitej śmietany. Co teraz zrobicie? - stanęła tuż przed stojącym na czele Rogersem, patrząc mu jacowicie w oczy. - Zabijecie mnie?
- Dlaczego mielibyśmy...
- Nie udawaj debila większego niż jesteś, padalcu! - przerwała bratu, najwyraźniej próbującemu wyjaśnić sprawę. - Dobrze wiesz o czym mówię! Leżałam ledwo żywa, przezroczysta jak papier, a wy zostawiliście mnie, wyraźnie przy tym zaznaczając, że nie chcecie mnie tam więcej widzieć. Dobrze wiedzieliście, że po przebudzeniu stanę się Azyną, i wykorzystaliście to jako świetną okazję do pozbycia się problemu!
- Zostawiliście? Zostawilście?! - ryknął Bruce, wyłaniając się zza tłumku Avengersów. Przy drzwiach sali zaczęli zbierać się gapie. - Twój ukochany powiedział nam, że nie żyjesz i kazał nam wynosić się z Asgardu! To dlatego nie pozwolił nam zabrać ciała! Bo ty żyłaś! Ta świnia okłamała nas wszystkich, łącznie z tobą!
Susan zamilkła na chwilę. Jej oczy powoli robiły się żółte.
- Dla mojego dobra. - rzuciła w końcu, ale jej głos nie był jż taki stanowczy jak przedtem.
- Dla twojego dobra?! - wrzasnął Banner. Stojący dookoła niego ludzie powoli zaczęli go uspokajać.
Zimowy Żołnierz już nie chrząkał znacząco. Zamiast tego kaszlał histerycznie, próbując w jakiś sposób zwrócić na siebie uwagę. Bez skutku.
- Niech ktoś przyniesie kaftan. Trzeba ją zamknąć. - Powiedział ktoś z korytarza bardzo cichym głosem. Na jego nieszczęście Elsa usłyszała.
Rzuciła się na Coulsona i wykręcając mu rękę, zaczęła na oślep strzelać Icerem.
I tak oto, drodzy Państwo, robi się chaos.
Banner ryknął (znowu), tym razem znacznie głośniej i znacznie mniej ludzko.
Zielona bestia rozpechnęła na boki ludzi ją otaczających i ruszyła na Susan.
- Wszyscy wyjść z pomieszczenia! Teraz! - padały komendy.
Sufit znajdował się jakieś dziesięć centymetrów nad głową Hulka.
Z gardła Frozen wydobyło się przeciągłe warknięcie. Parę osób odwróciło się, by popatrzeć.
W momencie, kiedy Hulk robił zamachnął dziewczynę, ta znikła, a na jej miejscu pojawił się wielki wilk o sierści czarnej jak smoła, a oczach żółtych jak jad.
Wtedy gapie rozmyślili się, decydując, że jakoś wytrzymają bez patrzenia, i pouciekali.
Został tylko Hulk i Sheera.
I Żołnierz.
Wilczyca, widząc strach w oczach przyjaciela, rzuciła się w jego stronę, tym samym sprawiając, że Bammer zarył w ścianę. Szarpnęła zębami, a kajdany uległy jak zrobione z nitki. Bucky przez chwilę patrzył wilczycy w oczy, po czym przejechał dłonią po jej futrze na pysku. Ta wskazała łbem na drzwi.
Żołnierz chciał pomóc, ale znał Sheerę. Znał tą wilczycę chyba bardziej niż ktokolwiek inny. Walczył z nią wiele razy, jeszcze jako trener Susan w siedzibie Hydry. I wiedział, że jak każe iść, to trzeba zbierać dupę w troki i spieprzać w te pędy.
Tak też zrobił, zamykając za sobą drzwi.
Hulk wykorzystał moment nieuwagi Sheery i chwycił ją za kark, ciskając o ścianę. Z gardła wilka wydobył się cichy pisk, który zaraz potem przekształcił się w głośne, agresywne szczekanie.
I tu go miała. Znała Bannera długo i wiedziała, że Hulk jest bardzo wrażliwy na donośne, krótkie dźwięki.
Zielona bestia zgięła się, zakrywając uszy wielkimi dłońmi.
Wilczyca odbiła się od ziemi i skoczyła Hulkowi do gardła.
***
Kamery w sali przesłuchań przekazywały obraz walki prosto na wielki ekran, przed którym zebrało się już chyba z pół budynku.
- Rozpylcie tam gaz usypiający. - zakomenderował Fury, który dopiero co pojawił się w centrum dowodzenia.
Agent Fitz posłusznie nacisnął przycisk, a widzowie wstrzymali oddech.
Niemal od razu można było zauważyć, jak ruchy walczących spowalniają się, jak czas reakcji jest coraz dłuższy, aż w końcu jak Hulk pada na ziemię. Jak Sheera próbuje jeszcze do niego doskoczyć, ale również uderza z impetem o ziemię w pół kroku.