niedziela, 24 sierpnia 2014

2. "This Is Your Wilderness."

https://www.youtube.com/watch?v=l1CTbE3u0PQ




- Co to miało być? - Bucky był wyraźnie wściekły. - Mało brakowało a leżałabyś tam martwa! Myślisz, że co, że nieśmiertelna jesteś? .
- Daj mi spokój. - Elsa również nie była w najlepszym nastroju. 
Szybkim krokiem weszli do siedziby Hydry, w rękach niosąc maski. 
Dziewczyna wyciągnęła metalowe ramię w stronę mężczyzny.
- Teżbym chciał móc swoje odczepić. - powiedział, zdejmując srebrną powłokę i uwalniając chudą, bladą jak śnieg rękę.
Elsa nie odpowiedziała. 
- No proszę, proszę, kogo mu tu mamy.
Zacisnęła zęby. Mogła się tego spodziewać.
Restless, szkoleniowiec. Zarządca jej działu. Działu zabójców, potworów i żywych tajnych broni.
- Nasza Covergirl wróciła. - podbił zgiętym palcem jej podbródek, na co ona odpowiedziała gardłowym warczeniem. - Łołołoł, spokojnie, dzikusko. To jak brzmi twoja historia?
- Nie twój interes, Sheißless. - Celowo przekształciła jego pseudonim. 
Uderzył ją w twarz.
Rzuciła się na niego, znacząc jego policzek krwią za pomocą długich, zaostrzonych paznokci.
Bucky chwycił ją i odciągnął, próbując jakoś unieruchomić jej wierzgające nogi. 
- Spokój. - Zebrani zamarli, słysząc władczy głos przełożonego Lacroixa. 
Królowa Śniegu uniosła oczy. 
- Wróciłaś. - powiedział Francuz. - Dlaczego?
- Bo chciałam pomóc Buck... Zimowemu Żołnierzowi. 
- I myślisz, że uda ci się uciec drugi raz? - zakpił Restless, przykładając białą szmatkę do rozoranego policzka. 
- Oczywiście. Jesteście zbyt głupi i słabi, by utrzymać tu mutantkę. Musielibyście zrozumieć mój tok myślenia i znaleźć kogoś, kto byłby w stanie mnie pokonać.
Bucky jęknął.
- To była najgłupszą rzecz, jaką kiedykolwiek przy mnie powiedziałaś. - powiedział.
Na twarz Lacroixa wpełzł złowieszczy uśmieszek. 
Pstryknął palcami. Do Żołnierza natychmiast podbiegli ludzie odpowiedzialni za zabiegi medyczne na bestiach Hydry. Szarpnęli nim, odciągając w stronę gabinetu, który był mu aż do bólu dobrze znany.
Z gardła Elsy wydobył się okrzyk wściekłości. Dziewczyna rzuciła się w stronę przyjaciela. 
Jednego z medyków uderzyła łokciem w skroń, drugiego ścisnęła mocno za szyję. Tymczasem otaczali ich następni i następni.
Dostali rozkaz wymazania pamięci Żołnierza i wzmocnienia go, więc musieli go wykonać.
Ktoś chwycił Elsę za włosy, szarpiąc nimi tak, że poleciała z impetem na podłogę. 
Wtedy to poczuła.
Znajome mrowienie w oczach.
Nawet się ucieszyła. Nie miała sił po ostatniej walce z S.H.I.E.L.D.em. 
Nie zdążyła jednak uwolnić Drugiej. Rozległ się głośny huk. 
Razem z Żołnierzem odruchowo założyli maski.
Wszyscy stanęli jak wryci. Na salę wbiegli agenci.
S.H.I.E.L.D.
Ostatnią rzeczą, jaką Elsa zapamiętała, był ból pod żebrem. Ból zatrutej neurotoksyną strzały na wiedźminów.

***

Obudziło ją mocne uderzenie w twarz. Kolejne już, z resztą. Warknęła. Oprawca był wysokim, czarnoskórym mężczyzną. Zaraz za nim stała krucha dziewczyna, z wyglądu Angielka, z wyrazem jednocześnie przerażenia i współczucia w oczach. Kurczowo przyciskała jakieś papiery do piersi. 
Elsa rzuciła się w krześle, ale powstrzymały ją kajdany ściskające jej ręce za oparciem. Spojrzała na Bucky'ego. Też był przytomny. Jego wzrok wyrażał smutek. 
Rozejrzała się. Byli w dość dużym jak na salę przesłuchań pomieszczeniu, wyłożonym granatowymi sześciokątami tak, że nie można było znaleźć drzwi. 
- Zdejmij maskę. - usłyszała z ust mężczyzny.
- Ciekawe którą ręką. - Wraknęła w odpowiedzi. 
- Nie obchodzi mnie to. 
- Zdejmj ją sam. 
Angielka zmarszczyła brwi i nerwowym krokiem podeszła do Królowej. Delikatnym ruchem zdjęła maskę. Jej ręce drżały.
- Jemma, uważaj. Ona gryzie.
- Drapie i wbija noże w plecy też. - odpowiedziała Elsa. 
Jemma, jak nazwał ją facet, podeszła do Żołnierza. Jemu też zdjęła maskę. Również nie bez strachu.
Wtedy do pomieszczenia wparował agent Coulson i zamarł.
Elsa wywróciła oczami.
- Co... Ty... O Boże. 
- No co pan, wystarczy Wasza Wysokość. - udała nonszalancję.
- Simmons, dzwoń po Starka. I po resztę. 
Angielka przytaknęła i wytruchtała z sali. 
Coulson wziął głęboki wdech i stanął przy stole oddzielającym przesłuchujących od przesłuchiwanych.
- Masz zamiar to wyjaśnić? - zapytał prawie szeptem, siadając.
- Nie w tym towarzystwie. 
- Triplett, wyjdź. 
Czarnoskóry wyszedł.
Coulson spojrzał na Elsę wyczekująco.
- Co, że już niby? - zaśmiała się. - Nie ma mowy. Nie będę się spowiadać przy nim. 
Kiwnęła głową w stronę Bucky'ego, który spojrzał na zdziwiony.
- Nie masz wyboru. Jeśli nic nie powiesz z własnej woli, to podamy ci serum prawdy.
- Dobrze wiesz, że i tak na mnie nie działa. Jak nic, co ludzkie, prawdę mówiąc.
- Nie zapominaj, z kim masz do czynienia. 
- Ty też nie. - szarpnęła do przodu, zrywając kajdanki i opierając się łokciami o stół.
Phil wstał i odszedł kilka kroków, wyciągając z kieszeni Icera i celując nim w nią. 
- Nie karz mi tego robić, Frozen.
- Przesłuchujesz mnie jako Frozen czy jako cholerną morderczynię stulecia?! - wrzasnęła, zbliżając się do niego.
- Boże. - dobiegło ich ciche westchnienie od strony wejścia. Spojrzeli tam. 
Elsa przymknęła oczy i odchyliła głowę. 
- Ty... Ty... 
- Może. - powiedziała, a na jej twarz wpełzł naprawdę paskudny uśmiech.
Stojący w drzwiach Tony sprawiał wrażenie, jakby zaraz miał jednak przestać stać. I jakby bardzo mocno potrzebował krzesła.
- Ktoś mi wyjaśni, co tu się dzieje? - po raz pierwszy odezwał się Żołnierz.
- Nie. - warknęła Elsa, zdejmując gumkę z włosów i zarzucając nimi mocno. Były idealnie proste. Jak od żelazka. i ścięte na krótko.
- Chyba jednak będziesz musiała, Susan. - powiedział Coulson. Do sali przesłuchań zaczęli wchodzić kolejni ludzie. Natasha, Clint, Bruce, a na końcu Steve. 
- Wiedziałem. - powiedział.
- Słucham? - zapytali prawie wszyscy w pokoju równocześnie.
- Wiedziałem, że znam ten wzrok. Nie mogłem sobie tylko przypomnieć skąd.
- To już wiesz, królewiczu. - Powiedziała Elsa i powolnym, bardzo kobiecym krokiem zaczęła zbliżać się do drzwi. 
Bucky chrząknął, jako jedyny będąc osobą siedzącą i czując się dość niezręcznie. Metalowe ramię ześlizgiwało się po kajdankach i uniemożliwiały ich zerwanie.
Elsa nie zareagowała.
- Zdziwieni, prawda? - zaczęła, a jej głos zjechał o co najmniej pół oktawy w dół. - Nie chcieliście tu więcej Asgardczyków, a tu bum. Zleciała do was jedna i od razu robi party hard z flakami zamiast konfetti i krwią w roli bitej śmietany. Co teraz zrobicie? - stanęła tuż przed stojącym na czele Rogersem, patrząc mu jacowicie w oczy. - Zabijecie mnie? 
- Dlaczego mielibyśmy...
- Nie udawaj debila większego niż jesteś, padalcu! - przerwała bratu, najwyraźniej próbującemu wyjaśnić sprawę. - Dobrze wiesz o czym mówię! Leżałam ledwo żywa, przezroczysta jak papier, a wy zostawiliście mnie, wyraźnie przy tym zaznaczając, że nie chcecie mnie tam więcej widzieć. Dobrze wiedzieliście, że po przebudzeniu stanę się Azyną, i wykorzystaliście to jako świetną okazję do pozbycia się problemu! 
- Zostawiliście? Zostawilście?! - ryknął Bruce, wyłaniając się zza tłumku Avengersów. Przy drzwiach sali zaczęli zbierać się gapie. - Twój ukochany powiedział nam, że nie żyjesz i kazał nam wynosić się z Asgardu! To dlatego nie pozwolił nam zabrać ciała! Bo ty żyłaś! Ta świnia okłamała nas wszystkich, łącznie z tobą!
Susan zamilkła na chwilę. Jej oczy powoli robiły się żółte.
- Dla mojego dobra. - rzuciła w końcu, ale jej głos nie był jż taki stanowczy jak przedtem.
- Dla twojego dobra?! - wrzasnął Banner. Stojący dookoła niego ludzie powoli zaczęli go uspokajać. 
Zimowy Żołnierz już nie chrząkał znacząco. Zamiast tego kaszlał histerycznie, próbując w jakiś sposób zwrócić na siebie uwagę. Bez skutku.
- Niech ktoś przyniesie kaftan. Trzeba ją zamknąć. - Powiedział ktoś z korytarza bardzo cichym głosem. Na jego nieszczęście Elsa usłyszała. 
Rzuciła się na Coulsona i wykręcając mu rękę, zaczęła na oślep strzelać Icerem. 
I tak oto, drodzy Państwo, robi się chaos.
Banner ryknął (znowu), tym razem znacznie głośniej i znacznie mniej ludzko.
Zielona bestia rozpechnęła na boki ludzi ją otaczających i ruszyła na Susan. 
- Wszyscy wyjść z pomieszczenia! Teraz! - padały komendy. 
Sufit znajdował się jakieś dziesięć centymetrów nad głową Hulka.
Z gardła Frozen wydobyło się przeciągłe warknięcie. Parę osób odwróciło się, by popatrzeć.
W momencie, kiedy Hulk robił zamachnął dziewczynę, ta znikła, a na jej miejscu pojawił się wielki wilk o sierści czarnej jak smoła, a oczach żółtych jak jad. 
Wtedy gapie rozmyślili się, decydując, że jakoś wytrzymają bez patrzenia, i pouciekali. 
Został tylko Hulk i Sheera.
I Żołnierz.
Wilczyca, widząc strach w oczach przyjaciela, rzuciła się w jego stronę, tym samym sprawiając, że Bammer zarył w ścianę. Szarpnęła zębami, a kajdany uległy jak zrobione z nitki. Bucky przez chwilę patrzył wilczycy w oczy, po czym przejechał dłonią po jej futrze na pysku. Ta wskazała łbem na drzwi.
Żołnierz chciał pomóc, ale znał Sheerę. Znał tą wilczycę chyba bardziej niż ktokolwiek inny. Walczył z nią wiele razy, jeszcze jako trener Susan w siedzibie Hydry. I wiedział, że jak każe iść, to trzeba zbierać dupę w troki i spieprzać w te pędy.
Tak też zrobił, zamykając za sobą drzwi.

Hulk wykorzystał moment nieuwagi Sheery i chwycił ją za kark, ciskając o ścianę. Z gardła wilka wydobył się cichy pisk, który zaraz potem przekształcił się w głośne, agresywne szczekanie. 
I tu go miała. Znała Bannera długo i wiedziała, że Hulk jest bardzo wrażliwy na donośne, krótkie dźwięki.
Zielona bestia zgięła się, zakrywając uszy wielkimi dłońmi. 
Wilczyca odbiła się od ziemi i skoczyła Hulkowi do gardła.

***
Kamery w sali przesłuchań przekazywały obraz walki prosto na wielki ekran, przed którym zebrało się już chyba z pół budynku.
- Rozpylcie tam gaz usypiający. - zakomenderował Fury, który dopiero co pojawił się w centrum dowodzenia. 
Agent Fitz posłusznie nacisnął przycisk, a widzowie wstrzymali oddech.
Niemal od razu można było zauważyć, jak ruchy walczących spowalniają się, jak czas reakcji jest coraz dłuższy, aż w końcu jak Hulk pada na ziemię. Jak Sheera próbuje jeszcze do niego doskoczyć, ale również uderza z impetem o ziemię w pół kroku.





wtorek, 19 sierpnia 2014

1. Snow Queen.

                                                         KSIĘGA TRZECIA
                                                    Sempiternal






https://www.youtube.com/watch?v=HV2aZV_HTY0
https://www.youtube.com/watch?v=Jr5rzSMNmRM

"No matter how far, or how fast you run. The world isn't big enough to hide you from me."
"To fight evil, a hero will turn to darkness."
"Ostatecznie dla należycie zorganizowanego umysłu śmierć to tylko początek nowej wielkiej przygody"






Steve patrzył niewidzącym wzrokiem przed siebie. Od śmierci Susan minęło już pół roku, a on dalej nie mógł się pozbierać.
Przed nim stał Nick Fury, cierpliwie czekając na jakąkolwiek oznakę zainteresowania ze strony Kapitana Ameryki. 
W końcu odchrząknął.
Rogers zwrócił oczy w jego kierunku. 
- Chcę go odnaleźć. - Powiedział na dzień dobry.
Fury wiedział o kim mowa.
- Myślę, że będziesz miał okazję. - do pomieszczenia weszła Czarna Wdowa. - Ale najpierw będziesz musiał rozprawić się z tą panią. 
W odpowiedzi na pytające spojrzenie dyrektora podsunęła mężczyznom teczkę. Kapitan otworzyłpatrząc to na Nicka, to na Natashę. 
Na zdjęciu była kobieta. I Bucky. Jego najlepszy przyjaciel, którego mu odebrano. 
Oboje zamaskowani w ten sam sposób, oboje z metalowym ramieniem - on z lewym, ona z prawym. I tak jak spojrzenie Zimowego Żołnierza było spokojne i skupione, tak wzrok dziewczyny wyrażał wściekłość i dzikość, desperacko zasłaniającą tęsknotę za wolnością. 
- Kto to? - zapytał.
- Królowa Śniegu, przez Hydrę nazywana Elsą. Na pewno nie jest to jej prawdziwe imię, tylko raczej kryptonim czy coś w tym stylu. Jej aktywność datuje się na dwa tysiące dziewiąty - jedenasty rok. Zniknęła tuż przed twoim odmrożeniem. Według biegłych działała od piętnastego do siedemnastego roku życia. Poza tym nie wiemy o niej wiele. Myśleliśmy, że zginęła, albo że ją zamrozili. Może uciekła, bo od zawsze sprawiała Hydrze problemy. Nie była taka posłuszna jak Żołnierz, a zawsze było po niej więcej sprzątania. Była jak ci Berserkerzy, których niedawno udupiła ekipa Coulsona. Kiedy dostawała do ręki sztylet, wpadała w amok i siała rzeź. - Wdowa opowiadała to ze śmiertelnie poważną miną.
- Teraz wróciła i znów zabija. Razem z twoim ukochanym Żołnierzem. Działają tak jak kiedyś: on strzela, ona dźga. Jest mistrzynią sztyletów, mieczy, noży kuchennych i wszystkiego co jest choć trochę ostre. Mówi się o niej, że jest w stanie zabić golarką do zarostu albo kartką z zeszytu. - Dokończył Fury.
- Jak wygląda? - zapytał Steve.
- Trudno powiedzieć. Nikt nie widział jej z bliska, a to zdjęcie, które widzisz, to jedyne wykonane z odległości mniejszej niż trzysta metrów, na którym widać fragment twarzy. Zbliżenia bardzo się rozmazują. Reszta fotografii to głównie jej plecy. Tutaj mamy profil, więc też nie jest to spełnienie marzeń, ale możemy określić parę cech. Wiemy tyle, że ma niebieskie oczy i żółtozłote włosy obcięte przy ramionach, zwykle w stanie podobnym do włosów Żołnierza, czyli, nazwijmy to, "artystycznie zmierzwionym". Wiemy jeszcze jedną rzecz. Wydał nam to członek Hydry, którego udało nam się przechwycić. Powiedział, że oboje, to znaczy Zimowy Żołnierz i Królowa Śniegu, mają taki sam tatuaż. Jest to coś, co nazywają kwiatem życia, mierzący niecałe dziesięć centymetrów okrąg wypełniony mniejszymi okręgami. Tatuaż jest ledwo widoczny i jego środek znajduje się mniej więcej na mostku. Jednak z później uzyskanych informacji wiemy, że Bucky'emu tatuaż usunięto lub zasłonięto po zniknięciu Elsy. 
Steve milczał przez chwilę.
- I ja mam ją złapać, tak? 
- Nie sam i nie tylko ją, ku twojej uciesze. Pomoże ci w tym ekipa Coulsona, Agenci S.H.I.E.L.D.u. Waszym celem jest parka, nie jedno. Ważna rzecz, nie próbujcie ich rozdzielać. Są niesamowicie zżyci. Prawdopodobnie razem byli szkoleni, albo Bucky szkolił Elsę. I nie obracajcie ich przeciwko sobie. I tak nic wam to nie da. - Mówiąc to Natasha odwróciła się i zaczęła zmierzać w stronę wyjścia znajdującego się za plecami Kapitana.
- Dlaczego? - Steve odwrócił się w krześle.
Romanov uśmiechnęła się do niego przez ramię.
- Bo znają swój każdy ruch. Są wyszkoleni tak, że żadne nie jest w stanie zabić drugiego.

I wyszła.

***

*Perspektywa Steve'a*



Może nie było tego po mnie widać, ale nie przepadałem za tym kostiumem. Przypominał mi o starych czasach, których nie chciałem pamiętać. Ten jaskrawy błękit, krwista czerwień zdawały się być coraz bardziej kiczowate w moich oczach, a ja coraz częściej dopytywałem się, kiedy odnowiona, całą granatowa wersja wróci z naprawy.
No ale cóż.
Razem z Melindą May i Coulsonem wysiedliśmy z samochodu - komputera, zostawiając Skye i duet Fitz-Simmons samym sobie. Niby nie brali udziału w walce, ale pełnili niemal tak samo ważną jak my funkcję: mieli nadzorować wszystko dzięki dronom i informować nas o nagłych zmianach zachowań czy frontów walki naszych celów.
Odetchnąłem głęboko. Dziś znów miałem spotkać się z Buckym. Ciekawe, czy znowu wyprali mu mózg i czy znowu będzie próbował mnie zabić. Mam nadzieję, że nie. Jest dla mnie jak brat i każda krzywda, którą mu zadaję, odbija się na mnie podwójnie. 
Rozejrzałem się. Byliśmy w środku lasu, ktory od kilku dni był odizolowany i zamknięty. Czekaliśmy ukryci przy wejściu na polanę. Wiedzieliśmy, że tu będą.

***

*Perspektywa Elsy*



- To nie jest dobry pomysł, S. - Bucky wydawał się być bardziej zdenerwowany niż ja. Ręce trzęsły mu się przy zapinaniu obudowy z vibranium na moim ramieniu. 
- To, że nie walczyłam od jakiegoś czasu, nie zmienia faktu, że nadal jestem tą samą osobą. Nie ma się o co martwić. Ci idioci zostali przechytrzeni przez Hydrę już kilka razy. Co było z Wardem? "Najlepszy z agentów Coulsona, bla bla bla". - zakpiłam. - Pokazali mi swoje sztuczki. Ufali mi. Nikt się nie spodziewał, że ja to ja, mimo że było to niemal oczywiste. Tak samo jak nikt się nigdy nie skapnął, że "Hannibal" rymuje się z "kanibal". 
- Daj spokój. 
Drzwi ciężarówki otworzyły się. Wyostrzony słuch zanotował szmer dronów nad naszymi głowami, kilka komend w krótkofalówkach, dźwięk ładowania broni.
Założyliśmy maski.
Warknęłam, wychodząc po opuszczonej klapie przyczepy. Powstrzymałam rosnącą wściekłość, zamykając już mrowiące oczy. Nie, kochana, nie teraz. Wracamy do historii.

Rozległ się dźwięk karabinów. Jeden dochodził tuż zza moich pleców. Bucky mnie osłaniał. 
Odpięłam zza paska granat dymny i rzuciłam nim o ziemię.
Kiedy dym opadł, trzymałam May za gardło.

***

*Perspektywa Steve'a*



Zamurowało mnie. Dym unosił się w powietrzu przez nie więcej niż piętnaście sekund, a ta dziewczyna już zdążyła zaatakować May. A to jest sztuka. Nie wiem, czy komukolwiek kiedykolwiek udało się tak załatwić Kawalerię. 
W słuchawce słyszałem okrzyki i piski technicznych, zwłaszcza Skye. 
I wtedy zobaczyłem jego. 
Celował prosto we mnie z ogromnej broni, powoli się zbliżając, chociaż zdawał się mnie nie widzieć.
Rozległ się dźwięk ostrzału.
Posiłki.
Bucky skulił głowę gwałtownym ruchem i doskoczył do Elsy, ciągnąc ją za metalowe ramię. Zmusił ją do puszczenia May i pociągnął w stronę drzew. Na chwilę zniknęli z polany.
- Co, do cholery? - warknął głos Fury'ego w słuchawce. - Gdzie oni poleźli?!
Nikt mu nie odpowiedział, więc można było spodziewać się masowych zwolnień po zakończeniu misji. 
Dokładnie w momencie, w którym o tym pomyślałem, rozpętało się piekło.

***

- Co ty robisz? - Elsa syknęła. - Już ją miałam! Nie pamiętasz, czego cię uczyli? Kawaleria z głowy, S.H.I.E.L.D. z głowy! 
- Nie mogę, rozumiesz?! Ostrzelają nas z góry. Zabiją cię!
- Dlaczego tylko mnie? - warknęła. - Puść mnie. 
Wyrwała się i pobiegła w stronę polany. Bucky uniósł oczy ku niebu i ruszył za nią. Nie mógł jej pozwolić dać się zabić.

Dogonił ją i wbiegli na polanę równocześnie, on strzelając, mogłoby się zdawać, że na oślep, ona rzucając shurikenami i sztyletami. 

Po chwili May wskoczyła jej na plecy. Elsa zaczęła rzucać się i kłapać zębami, co wyglądało dość przerażająco.
Kapitan ledwo powstrzymał się przed wyjściem z ukrycia.
Towarzyszka Bucky'ego z całej siły rzuciła Melindą o ziemię. Rozległ się dość głośny, nieprzyjemny trzask. Co najmniej cztery żebra. 
Wtedy do akcji wkroczyły posiłki lądowe. Mnóstwo wyspecjalizowanych wojowników S.H.I.E.L.D.u zaatakowało Królową Śniegu równocześnie. 
Ku przerażeniu Steve'a, żaden z nich nie utrzymał się na nogach dłużej niż trzydzieści sekund.
Obezwładniała i zabijała ich kolejno, jakby nie byli dla niej żadnym kłopotem. W jej ciemnoniebieskich oczach malowała się wściekłość.
- Teraz. - Kapitan usłyszał w słuchawce i wybiegł z ukrycia.
Walcząca z kolejną porcją agentów Elsa zamarła w miejscu, unikając obezwładnienia wyłącznie dzięki interwencji Bucky'ego. Mężczyzna warknął coś do niej po rosyjsku.
Przez kilka sekund jej wzrok wyrażał zdziwienie. Zaraz potem przybrał jednak wyraz zimnej furii. Jakby przeskoczyła w nich jakaś nakładka.
Jakby coś sobie przypomniała.
Ruszyła biegiem na Kapitana. W biegu wyjęła z cholewy buta długi sztylet i już brała zamach, kiedy Zimowy Żołnierz chwycił ją mocno za ramię i zawrócił. Nad nimi zawisł helikopter, z którego po chwili wypadła drabina linowa. Bucky pomógł wejść Elsie, po czym oboje wdrapali się na górę.
Kapitan stał bez ruchu, zbyt zszokowany by strzelać, a tak się złożyło, że był ostatnią osobą z karabinem, która trzymała broń o własnych siłach. 
Bucky go pamiętał. Zawrócił Elsę, żeby nie zaatakowała Steve'a. Obronił go.

Rogers nie słuchał wrzasków wściekłego Fury'ego, który właśnie wypadł z ciężarówki. Nie słyszał nic. Myślał tylko o tym, że Bucky go pamięta i o tym, jaki wyraz miały oczy Elsy. 
Zdawało mu się, że gdzieś już te oczy widział. 
Ale za cholerę nie mógł sobie przypomnieć gdzie.

niedziela, 17 sierpnia 2014

8. Aesina.

"Jeśli nie namówię niebios, to poruszę piekło."
"Jedni się rodzą dla radości, inni dla nocy i ciemności."

http://www.youtube.com/watch?v=ohXmIcCHT9o
"Hold me close, don't let go, watch me burn."

http://www.youtube.com/watch?v=mxxWhEY8Z2o
"We stare at broken clocks, the hands don't turn anymore.
The days turn into nights, empty hearts and empty places.
The day you lost him, I slowly lost you too.
For when he died, he took a part of you.

If only sorrow could build a staircase, our tears could show the way.
I would climb my way to heaven, and bring him back home again.
Don't give up hope, my friend, this is not the end.

Death is only a chapter, so let's rip out the pages of yesterday.
Death is only a horizon. And I'm ready for the sun, I'm ready for the sun, to set.

We would do anything to bring him back to you.
We would do anything to end what you're going through.
If only sorrow could build a staircase, our tears could show the way.
I would climb my way to heaven, and bring him home again.
I would do anything to bring him back to you.
Because if you got him back, I would get back the friend that I once knew."

http://www.youtube.com/watch?v=_NFzDSudw10
"Do you think the silence makes a good man convert?

We all have our horrors and our demons to fight.
But how can I win, when I'm paralyzed?

They crawl up on my bed, wrap their fingers round my throat.
Is this what I get for the choices that I made?

Don't go
I can't do this on my own
Don't go
No I can't do this on my own

Save me from the ones that haunt me in the night.
I can't live with myself, so stay with me tonight.

Don't go
Don't go

If I let you in
You'll just want out
If I tell you the truth
You'll fight for a lie
If I spilt my guts
it would make a mess we can't clean up.

If you follow me
you will only get lost.
If you try to get closer
We'll only lose touch
But you already know too much
And you're not going anywhere

Tell me that you need me cause I love you so much
Tell me that you love me cause I need you so much
Tell me that you need me cause I love you so much
Say you'll never leave me cause I need you so much

Don't go
I can't do this on my own
Don't go
No I can't do this on my own
Save me from the ones
that haunt me in the night.
I get scared so stay with me tonight

Don't go
I can't do this on my own
Don't go
Save me from the worst
And hold me in the night.
Save me from the ones that haunt me in the night.
Don't go."


Cytatów dużo, bo to ostatni rozdział tej części, więc musi być z pompą. 
Dałam adresy do trzech piosenek, każdy jest na początku tekstu do niej. Pierwsza i trzecia są lżejsze, druga jest mocniejsza, ale najsmutniejsza i bardzo mi tu pasowała. 

No to jedziem.

P.S. W tekście ukryty jest spoiler do Trzeciej Księgi ;) 😈

***************************


Gdyby paparazzi wiedzieli, że Iron Man jest w Asgardzie, i gdyby mieli jakikolwiek pomysł, jak się tam dostać, Einherjarzy mieliby mnóstwo roboty. Bo w końcu nie zawsze widzi się wielkiego Anthony'ego Starka we łzach, prawda? 
Albo Kapitana Amerykę.
Albo wspaniałego Hulka.
Albo Czarną Wdowę.
Albo Sokole Oko. 
Albo Lokiego. Tego złego, okropnego półboga bez serca. 
Tak, on wyglądał najgorzej. Wory pod oczami jak po ziemniakach, włosy rozpaczliwie błagające o szczotkę. Oczy ledwo widoczne spod nisko opuszczonych, sinych i zapuchniętych powiek.
Tak to jest, jak umiera antybohater. Niby taki zły i w ogóle, a i tak wszyscy ryczą. 
Ale Susan nie umarła, więc nie powinno być tak źle, prawda? A było. Było gorzej.

- Możemy ją zobaczyć? - Tony zmusił się do wyduszenia z siebie tego krótkiego pytania. 
Loki powoli skinął głową i usunął się na bok, odgradzając przejście do ogromnych, złotych drzwi.

I oto ona. Piękna, z wyrazem niezmąconego spokoju na twarzy. Z czarnymi żyłami prześwitującymi przez cienką jak papier skórę na przedramionach. Z powoli i nisko unoszącą się klatką piersiową. Z zamkniętymi oczami. Z włosami układających się w koronę dookoła jej głowy. Otoczona ogromną kopułą ze złotego pyłku. Susan. Sheera. Wiedźminka. Mutantka. Królowa Podziemi. I Bóg raczy wiedzieć, kto jeszcze. 

Przez chwilę w sercu Starka zaiskrzyła nadzieja. Zobaczył, że prawe ramię siostry jest wysunięte w stronę krawędzi łóżka bardziej niż lewe. Liczył, że to ona nim poruszyła. Kłamca jednak szybko strącił wzlatującą radość. Usiadł na fotelu obok łoża i wsunął dłoń w rękę Susan. To on ją tak ułożył, nie ona.

Do sali wszedł Thor, trzymając za ramiona trzęsącą się od płaczu Jane. Ona płakała najbardziej. Wyrwała się i przytuliła do nieruchomego ciała. Natasha zaczęła głaskać ją po plecach. 
- Ta bariera... - zaczął Steve.
- Utrzymuje ją przy życiu. Nie blokuje ani nie broni. - uciął Loki. Fragment jego ramienia też znajdował się wewnątrz kopuły.

Stali tak dość długo. Odyn patrzył na nich, ukryty pod iluzją. 

Potem wyszli.
Loki został sam. 
Chciał spać, ale wiedział, że chcieć to on sobie może. Bał się zamknąć oczy. 
Więc siedział.
Wspominał.
W jego głowie pojawiła się myśl, że wolałby już, żeby Susan umarła. Zaraz potem jednak potrząsnął głową i znów zaczął płakać. 

Gdzie wtedy była siła Sheery?
Pewnie, był wilczycy wdzięczny. Gdyby nie ona, Susan nie wyrzuciłaby Kethersaru tak szybko. I byłoby jeszcze gorzej. Sheera wypchnęła Poąty Artefakt. Kłamca wiedział jednak, że żółtooką stać było na więcej. Był na nią zły.
Sheera.
Sheer...
Jego oczy otworzyły się szerzej. 
Sheera.
Sheera! 
Zerwał się i wybiegł z komnaty. 
W ułamku sekundy teleportował się na Ziemię i nałożył na siebie iluzję wypoczętego i beztroskiego faceta. Wiedział, gdzie iść. Nie miał pojęcia skąd, ale wiedział.

Norwegia. 
Zimno jak cholera. 
Ale co to dla Lodowego Olbrzyma?
Jego oczom ukazał się ogromny bunkier, zasypany śniegiem i ukryty (przynajmniej jak na oczy bóstwa) niezbyt starannie między świerkami. 
Nie pukał. I tak nikogo nie było. Nie próbował wejść. Po prostu się teleportował. To nie S.H.I.E.L.D., żeby mieć zabezpieczenia antymagiczne.
Na chwilę przystanął. To tutaj. To tutaj Susan stała się Sheerą. 
Srebrne szpitalne łóżko, mnóstwo wyłączonych wskaźników i monitorów, jakiś syf obcy dryfujący w żelowatej wodzie, którą wypełnione było coś na kształ akwarium wbudowanego w ścianę. 
Na łóżku kilka stalowych kajdan, w miejscach, gdzie miały znajdować się nadgarstki, kostki u nóg, głowa i brzuch. 
Loki wzdrygnął się. Podszedł do lodówek wypełnionych fiolkami. Starannie czytał etykiety na każdej z nich, szukając znajomej nazwy.
Jest.
Gen Enigmy.
Srebrna, gęsta ciecz.
Zaraz obok DNA27. Pływające w bliżej nieokreślonym czymś maleńkie, połyskujące niteczki. 
Wziął po jednej probówce z obydwóch rodzajów. 
Mógł wracać. 

W Asgardzie znów przybrał swoją zmęczoną, żałobną skórę.
Minął kilka kłaniających mu się i paplających o współczuciu kobiet. 
Zganił się, że za mocno trzyma fiolki. Rozluźnił pięść, zamiast tego zaciskając szczęki.
Poszedł przez ogrody. Chciał zerwać dla Susan jej ulubione kwiaty. Błękitno-czarne kwiaty passiflory. Frozen zawsze sie nimi zachwycała, bo, jak mówiła, w Midgardzie mają tylko fioletowe.
Kłamca uśmiechnął się na myśl, że praktycznie odkąd zaczęli współpracować, Susan rzadko kiedy nazywała swoją planetę Ziemią. Zawsze mówiła 'Midgard'. 

Już miał skręcić w stronę pałacu, kiedy coś przykuło jego uwagę. 
Kobieta.
Drobna, niemal białowłosa, tańcząca między drzewami z koszem złotych jak słońce jabłek.
Iduun.
Przygryzł dolną wargę, walcząc ze sobą. Nie chciał tego robić, ale perspektywa spędzenia wieczności z Frozen była zbyt kusząca.
Przełknął ślinę i ruszył w stronę niczego nieświadomej bogini.
Poczekał, schowany za drzewem, aż kobieta się odwróci w jednym ze swoich piruetów.
Błyskawicznie skoczył w jej stronę. Chwycił ją jedną ręką za głowę i uderzył nią mocno o pień drzewa. Kobieta zjechała po chropowatej korze, opadając na ziemię.
Loki rozejrzał się i chwycił szybko jedno jabłko. 
Wbiegł do komnaty, upewniając się, że Susan oddycha i że nic się nie zmieniło pod jego nieobecność.
Teraz musiał działać szybko. 
Bariera zdusiłaby działanie jakiegokolwiek podanego dożylnie leku. Wziął głęboki wdech i dłonią zmusił ją do opadnięcia.
Klatka piersiowa Susan natychmiast zastygła w miejscu. 
Loki rzucił się do niej, wyciągając z kieszeni zabraną z Midgardu strzykawkę. Jednym z podstawowych zaklęć zmienił jabłko w sok, mieszając go z Genem Enigmy i DNA27.
Zacisnął powieki i wbił igłę w przedramię Frose. Nacisnął na tłoczek.
Otworzył oczy.
Nic. 
Panika to pierwsze, co poczuł.
Szybko zaczął podnosić barierę, licząc, że naprawi błędy.
I wtedy zobaczył, że pięść Susan się zaciska.
Zamarł w bezruchu. Patrzył, jak powoli, jakby odmrażając się, Frozen zaczyna się poruszać. 
Na jego twarzy pojawił się szeroki, niemal szaleńczy uśmiech. Chwycił Susan za przedramię. Czarne żyły stopniowo wracały do dawnego koloru i przestawały być widoczne.
Zobaczył piękne, ciemnoniebieskie oczy i już chciał się cieszyć, gdy uświadomił sobie, że są pełne bólu.
Z ust Susan wydobył się krzyk. Kręgosłup wygiął się, by zaraz potem rozluźnić się bezwładnie. Jej oczy nadal były otwarte, z tym że żółte. Dziewczyna oddychało ciężko, cały czas cierpiąc. 
Przeniosła wzrok na Lokiego. 
- Co... się stało? - zapytała łamiącym się, zmęczonym głosem.
Trickster uśmiechnął się, głaskając Susan po włosach.
- Nic, kochanie, nic. Po prostu... Bardzo mocno spałaś. Bardzo mocno i bardzo długo. Wszystko w porządku. - Obawiał się, że zacznie beczeć jak koza, a w obecności przytomnej Susan nie mógł sobie na to pozwolić, dlatego profilaktycznie mówił szeptem. 
Usłyszał szybkie kroki na korytarzu.
- Nic teraz nie mów, dobrze? Zaraz wracam. 
Wybiegł na korytarz, zamykając za sobą drzwi.
Zobaczył biegnących w jego stronę Avengersów. Wszystkich z wyjątkiem Thora. Pewnie siedział gdzieś z Jane, próbując ją pocieszyć. 
W głowie boga kłamstw natychmiast ufromował się zgrabny plan. 
- Nigdy więcej już jej nie skrzywdzicie, (tu padło niecenzuralne słowo). - Mruknął pod nosem, przybierając twarz męczennika i wymuszając kilka łez.
- Co się stało? Słyszałem jej wrzask! Co się... - Tony miał wyraźne objawy histerii.
Loki przerwał mu.
- Susan... - powiedział łamiącym się głosem. - Susan umarła.

Wewnętrzne dziecko śmiało się w nim szaleńczo, ale jego twarz pozostawała godna żałobników nad żałobnikami. Nad żałobnikami. 

Napawał się zszokowanymi minami tych "bohaterów", tym, jak ich oczy powoli napełniają się łzami, jak ich twarze bledną.

- Oddajcie nam ciało. - Zarządał cicho Iron Man.
- Nie. Tu odeszła, więc tu zostanie pochowana. A wy precz. Nie chcę was więcej widzieć. Dobrze wiecie, że to przez was. Celowo czyniliście ją słabszą, dlatego nie przeżyła. To wasza wina! - ostatnie zdanie wykrzyczał.
Nie mógł, po prostu nie mógł sobie odmówić zrzucenia winy na nich. W oczach Starka była wściekłość, ale nie protest.
- Nigdy... Nigdy więcej żaden Asgardczyk nie postawi nogi na Ziemi. Łącznie z Thorem. Nie zabierzecie nam już nikogo więcej. - Banner wtrącił się. Był zły, a to dobrze nie wróżyło. 
Loki piszczał w środku ze szczęścia. Jeszcze tylko paniusia Foster i...
- Co się stało? - zapytała Jane, wbiegając między zebranych. Thora przy niej nie było, o dziwo.
Kłamca, mimo całej swej sławy aktora i perfekcyjnego kłamcy, ledwo zdusił w sobie wrzask radości i to pełne wyższości, dzikie "HA!" człowieka, który dał popalić drugiemu człowiekowi.
- Idziemy. - warknął Rogers. 
- Ale...
- Susan nie żyje, koniec tematu. Wracamy. 
Oczy Jane stały się wielkie jak spodki, z jej gardła zaczął wydobywać się płacz. 

I odeszli. Pełni smutku i wściekłości. 

Loki uśmiechnął się pobłażliwie i wrócił do komnaty.
Susan siedziała na łóżku.
Ku uciesze Lokiego miała niebieskie oczy.
- Co się stało? - zapytała.
- Twoi kompani odeszli. Powiedzieli, że nigdy więcej nikt z Asgardu nie ma prawa pojawić się w Midgardzie. A ty teraz jesteś jedną z nas. Jesteś Azyną, Susan. 
- Jak to? - zapytała z niedowierzaniem.
- Zasłużyłaś się dla państwa. Wiesz, zniszczyłaś Kethersar i te sprawy. 
Tu akurat nie kłamał. Odyn już w drodze powrotnej z wojny obiecywał, że jeśli tylko Frozen przeżyje, stanie się pełnoprawną obywatelką Asgardu. Może tylko żeby pocieszyć zawodzącego Lokiego, ale co tam. Pierwsze słowo do dziennika. 
Do sali wbiegł Thor.
- Jest tu Ja... Susan! Ty...
- Żyje. Powiem nieskromnie, że dzięki mnie. - wtrącił Loki.
- Dlaczego miałabym nie żyć?
- Ten sen, o którym ci opowiadałem, był niebezpieczny. Zapadają na niego tylko nieśmiertelni, to dzięki niemu żyjemy tak długo. Wszyscy bali się, że coś ci sie stanie. 
- Nie wszyscy, jak widać. - mruknęła Frose, spuszczając oczy. 
- Gdzie wszyscy? - zapytał Thor.
- Mógłbyś być bardziej taktowny, bracie. - syknął trickster. - Odeszli, razem z twoją Jane. Powiedzieli, że nigdy więcej nie chcą tam widzieć nikogo z nas. Pod groźbą śmierci.
Gdyby Loki nie był zbyt zajęty byciem bogiem kłamstwa, pewnie zostałby objazdowym bajarzem.
Susan wtuliła się w jego pierś. Uśmiechnął się i pocałował ją we włosy. 

Show skończone. Reżyser jak zwykle niezawodny. A główna aktorka tylko jego. 


                             
                                                           KONIEC KSIĘGI DRUGIEJ