sobota, 26 lipca 2014

7. "The Wolves are at my door, waiting for my Empire to fall."

https://m.youtube.com/watch?v=GaYS1yRyiYo

https://m.youtube.com/watch?v=sA5hj7wuJLQ

"To jest ten moment, to jest ta chwila, gdy dobro jak dzień się kończy, a zło jak noc zaczyna!"

"To fight evil, a hero will turn to darkness."

"The wolves are at my door, waiting for my empire to fall."





Metalowe naramienniki wbiły się mocno w skórę, zatrzaskując nakładki na nałokietnikach. Chwyciła do ręki miecz. Wybrała najlżejszy, żeby przypominał ten wiedźmiński. Zbroja z czystego srebra ciasno oplatała jej brzuch, a ostro zakończone, spiczasta pióra sterczały na boki z jej ramion. Na Zeimi były jej znakiem rozpoznawczym: to w tych piórach zdradziła swoją planetę. 
Zarzuciła włosami i ruszyła w stronę przejścia. Heimdall patrzył na nią sceptycznie. Ostatnio, kiedy jej oczy były żółte, nie za bardzo mu się podobało jej zachowanie. A teraz też były.
Poptarzyła na niego wyczekująco.
- Zaufałeś mi, kiedy byłam wilkiem. Potencjalnie śmiertelnym niebezpieczeństwem dla Odyna i innych Asgardczyków. A zwykłej kobiety nie przepuścisz? - Pytając, obróciła głowę i zmrużyła oczy.
Strażnik zawahał się, ale nie na długo. Westchnął i przepuścił Sheerę.

***

Loki zamachnął się mieczem na elfa, próbującego podciąć nogi Thorowi. Ostrze z łatwością przebiło się przez zbroję, a spiczastouchy padł na ziemię, przez piętnaście sekund trzęsąc się jeszcze. 
Kłamca odwrócił się w poszukiwaniu następnej ofiary. Bez mrugnięcia okiem przyjżał się rzezi. Zadawanie ciosów mieczem nigdy nie sprawiało mu żadnej trudności, ani fizycznej, ani psychicznej. Nie miewał wyrzutów sumienia, nie rozdrapywał ran i nie śnił po nocach o twarzach zabitych jego ręką. 

Usłyszał opętańcze wycie, wysokie, typowo elfie, a zarazem przerażająco niskie, płynące strachem. Strachem? Paniką. To był głos osoby, która zobaczyła śmierć.

Następnym dźwiękiem, który doszedł do jego uszu, były krzyki: "To ona! Wiedźma! Wybranka! Bestia!". Krzyki pełne przerażenia, ale i szacunku. ,

Laufeyson obrócił się w stronę, w którą patrzyli już wszyscy. Jak zobaczył powód chwilowego zawieszenia broni niemal zemdlał.

Ogromny, czatprny wilk z żółtymi ślepiami biegł w dół najbliższego wzgórza, aż jego gardła wydobywała się warczenie słyszalne nawet z tak dużej odległości. W połowie kroku wilczyca zmieniła się w kobietę. Smukła, średnio wysoka wojowniczka. Nie zwolniła biegu, co musiało być trudne, biorąc pod uwagę, jak bolesne były przemiany. Wzięła zamach trzymanym w dłonią mieczem i pozbyła się trzech elfów równocześnie. 
Wtedy walka rozpoczęła się znowu. 
Kiedy Sheera znalazła się blisko Lokiego, ten zwrócił się do niej, musząc przekrzykiwać szczęk metalu i  wrzask walczących. 
- Boli. - rzucił. - Obeicałaś mi. 
Jego głos był pełen wyrzutu.
Dziewczyna wbiła miecz w pierś leżącego u jej stóp elfa. Stała plecami do niego. Odwróciła głowę, mówiąc do Kłamcy przez plecy. Nawet na niego nie patrząc. 
- Ja nic ci nie obiecywałam. 
Uśmiechnęła się paskudnie i zaatakowała kolejnego wroga, święcie przekonanego, że dobiegnie do niej niezauważony. 
- Susan pozdrawia. - Dodała i mrugnęła do niego żółtym okiem.
- Powiedz jej, żeby zbierała dupę w troki i razem z tobą stąd spieprzała! - Wrzasnął i przybił piątkę jakiemuś wyrostkowi. Tyle że w mordę, nie w dłoń. I sztyletem. Auć. 
- Okeja. - Sheera pisnęła potulnie i w podskokach pobiegła w stronę jednego ze wzgórz. 
Loki popatrzył za nią chwilę oczami przepełnionymi zdumieniem, po czym, cały czas patrząc za mutantką, wbił miecz w boegnącego w jego stronę elfa. 




Walka stawała się coraz bardziej męcząca. Przedłużała się. Asowie byli silniejsi, ale elfów było coraz więcej i więcej. 
I wtedy stało się to.

Z wzgórza, za którym zniknęła Sheera, dobył się dziwny, dzwoniący dźwięk, wwiercający się w uszy jazgotliwym bólem. 
Z pchyłości stoczył się ubrany w złotą zbroję elf, najwyraźniej dowódca czy władca. Za nim, kopiąc go po żebrach, szła Sheera. Na jej twarzy widać było wściekłość. 
Loki zaklął brzydko. 
Domyślił się, o co chodzi. 
To był Pan Kethersaru.

Kiedy znaleźli się u stóp górki, wiedźminka schyliła się i zerwała coś z szyi elfa. Małą, burgundowo-czarną kulę kolczastą. 
Loki zobaczył błysk w jej oku. Zmieniły kolor. Znów były niebieskie. 
Pięść Susan zacisnęła się na wisorku, a ze szpar między jej palcami wystrzeliło bordowe światło. Otworzyła szerzej oczy, jej dłoń zaczęła drżeć. 
Najpierw jej ręka, potem reszta ciała zmieniła się w kamień, który po chwili zaczął pękać i odpadać. Pod nim jej skóra była alabastrowo biała. Z jej oczu i ust również wydobywały się promienie burgundy. 
Loki zaklął po raz drugi, jeszcze gorzej. 
Susan rozrzuciła ręce na boki i uniosła się w powietrze, powtarzając scenę z próby usunięcia Kethersaru. A potem spadła na ziemię. 
Jej oczy były całe czarne. Łącznie z białkami. 
Król elfów uniósł głowę i wystękał:
- Zabij, Kethersarze... Zabij... Potęgo! - Ostatnie słowo wywrzeszczał. 
Susan kiwnęła głową i ruszyła w stronę Odyna. 
W połowie drogi jej oczy szybko stały się żółte i znów przybrały czarny kolor. Barwy zmieniały się w zawrotnym tempie. "Wszystkie oczy" Susan przemijały przed oczami zszokowanych Asów i elfów. 

W końcu dziewczyna upadła twarzą na ziemię. 
Kłamca zerwał się i podbiegł do nieprzytomnej Susan, obracając ją na plecy.
Z jej ust uleciał purpurowy dym. 
Loki sprawdził puls dziewczyny. 
Pulsu nie było.

poniedziałek, 21 lipca 2014

6. I solemnly swear that I am up to no good.

"I solemnly swear that I am up to no good."
https://www.youtube.com/watch?v=EJSk2RySqKg

***

Lokiego obudził nieprzyjemny, warkliwy dźwięk. Ten sam, co zawsze. Odkąd Susan na stałe zamieszkała w Asgardzie.
Był ciemno. Nic nie widział. Nic, oprócz oczu, które kiedyś błagały o pomoc, ale teraz już nawet na to nie miały siły.
Jak co noc, podniósł Susan do pozycji siedzącej i przytulił ją do siebie, szepcząc zaklęcie odblokowujące płuca i drogi oddechowe. Frozen gwałtownie nabrała powietrza, jakby wynurzyła się z wody po latach nieprzerwanego nurkowania. Odetchnęła z ulgą. On też.
I znowu położyli się spać.
I tak co noc.

***

Susan miała dziś gorszy dzień. Tak już było, że w niektóre dni nie mogła nawet podnieść ręki, a w inne trzeba było ją trzymać, żeby komuś nie przypieprzyła. 
Sif siedziała koło niej na balustradzie balkonu. Patrzyły na ogrody. Oczy Frozen wyrażały znudzenie i zmęczenie. Jakby chciała mieć już wszystko za sobą. Móc już odpocząć. Tak zwane oczy basseta. Sif za to spoglądała na nią z niepokojem i smutkiem. 
Usłyszały kroki. 
Bogini wojny odwróciła się. Wiedźminka nawet nie drgnęła. Do czasu, gdy usłyszała głos Lokiego.
- Mamy go.
Te słowa sprawiły, że oczy Susan rozwarły się szeroko, a ona poderwała się i z miejsca stanęła na nogach. Zdusiła w sobie rosnącą moc i przełknęła ślinę.
- Gdzie?
- W Alfheimie. Einherjarzy przygotowują się już do wyjazdu.
- Do czego?
Kłamca miał minę, która nie mogła oznaczać niczego dobrego.
- Do wojny.

***

Żołnierze walczyli między sobą, zatrzymując pędzące ku sobie włócznie i miecze w ostatniej chwili. Midgardzki trening nigdy nie wyglądał tak imponująco.
Susan patrzyła na próbne walki z balkonu. Miedzy Einherjarami byli jej przyjaciele. Była Sif. Było Trzech Wojów. Był Thor.
Był Loki.
Z jednej strony Susan cieszyła się, że wszyscy chcą zgodnie walczyć w jej imieniu. Z drugiej chciało jej się wymiotować, jak myślała, ile z tych osób za nią zginie. 
Kłamca powoli przemierzał płac, poprawiając i zwracając uwagę popełniającym błędy wojownikom. Sif, Volstagg i Fandral uczyli młodszych walki mieczem, a Hogun maczugą. Gromowładny z kolei demonstrował uniki i zwroty. 
Frozen usłyszała szmer, który po chwili przerodził się w kroki. Ten, kto do niej szedł, był jeszcze daleko, ale Susan już go słyszała. 
Po minucie Odyn stanął koło niej i wyciągnął ramię, pozwalając wylądować na nim olbrzymiemu krukowi. Drugi ptak usiadł na balustradzie. 
- Wyruszamy za trzy dni. - powiedział, nie patrząc na nią. Może uda nam się zabić pana Kethersaru. Ale chcę cię tylko uprzedzić...
- Żebym się jeszcze nie cieszyła, wiem. - Susan przerwała Wszechojcu. - Mogę wiedzieć, o czym rozmawiałeś wczoraj z Lokim i Thorem tak długo, panie?
- Możesz. Moi synowie opowiadali mi o pewnym wydarzeniu, o którym nie miałem pojęcia.
- Mianowicie?
- Mianowicie jeszcze przed twoim przybyciem, Loki i Thor zostali zaatakowani przez oddział wojsk  Elfów Światła. Nikt im nie pomógł, sami musieli pokonać kilkudziesięciu wojowników. 
- Dlaczego nie dostali pomocy od Einherjarów?
- Bo w całej reszcie Asgardu zatrzymał sie czas. Wszystko wróciło do normy dopiero kilka minut po bitwie. To prawdopodobnie miało związek z twoim opętaniem. Pan Piątki w i akiś sposób dowiedział się, że Kethersar osadził się i w tobie, i w Lokim. A, no i skoro jesteśmy już przy tym, masz jakiś pomysł, jak to się mogło stać? - Odyn zrobił minę z serii "zostaw mojego małego synka w spokoju niecna wiedźmo" i spojrzał na Susan.
- No więc... Mam pewną teorię... Kiedyś, kiedy... Dobra, to może ja zacznę od początku. Kiedy Loki zmusił mnie do odzyskania dla niego włóczni i jabłka Iduun, ja to zrobiłam. To już wiesz, panie. Musieliśmy uciekać. Ukradliśmy myśliwiec. - Odyn spojrzał na nią nierozumiejącym wzrokiem. - Takie do latania. - Susan wyjaśniła. - W każdym razie przy lądowaniu... Mieliśmy drobny wypadek. Loki musiał mi poskładać kości, a ja, będąc uśpiona, miałam jakiś atak i go ugryzłam. Wtedy prawdopodobnie nasza krew się zmieszała. W zeszłym roku, w momencie, gdy mój brat zabierał mnie siłą z Asgardu, Loki mówił, że zostaliśmy połączeni. Dlatego Kethersar, opanowując mnie, część swojej mocy przekazał Lokiemu. 
Wszechojciec zamyślił się. 
- To wydaje się logiczne. - powiedział po chwili. - W takim razie trzeba będzie oczyścić was obydwu.
- Kiedy zniszczymy Kethersar, sam opuści obie dusze. Chyba. À propos zniszczenia. Czy mogłabym...
- Nie. - wciął się Odyn. - Nie pojedziesz na wojnę. 
- Ale ja...
- Nie. Musimy cię chronić.
- Nie sądzisz, panie, że jako główna nosicielka, to ja powinnam go rozpiep... zniszczyć?
- Wolałbym nie widzieć, co by się wtedy z tobą działo. Kumulacja i natychmiastowe rozładowania mocy... Tak jak teraz szanse na twoje przeżycie wynoszą około pięciu procent, tak wtedy wynosiłyby jakieś minus pięć.

Susan spasowała. I tak coś wymyśli. W końcu jest Wiedźminką, nie?

***

Trzy dni później Frozen z bólem serca patrzyła, jak wojska Einherjarów ustawiają się w szeregach, na których czele stali Odyn, Thor i Loki. Ona sama stała z tyłu, czekając na ich odejście. Miała złe przeczucia. Wiedziała, że idą na śmierć.

Loki podszedł do niej i wziął jej twarz w dłonie.
- Nie wyjdziesz stąd, prawda? - W jego głosie brzmiała ledwo słyszalna nadzieja. - Nie zrobisz mi tego?
Susan westchnęła.
- Dlaczego więc ty mi to robisz? Przecież wiesz, że nienawidzę być chroniona. Wolę walczyć sama za siebie.
- Susan, nie dyskutuj. Skończyliśmy ten temat dawno temu.
- To dlaczego znów go rozdrapujesz?
- Żeby się upewnić.
- I tak jakoś znajdę sposób...
- Jeśli naprawdę mnie kochasz, to nie znajdziesz. A nawet jak znajdziesz, to nie wykorzystasz. Jeśli ci na mnie zależy, to zostaniesz w pałacu i nie ruszysz się poza Asgard chociażby na milimetr.
Susan odezwała się dopiero po chwili.
- Szantażysta. - mruknęła. - Dobrze. Zostanę. Ale będziesz żył ze świadomością, że przez ciebie jestem strasznie smutna i będę słuchała dołującej muzyki.
Kłamca uśmiechnął się. Spojrzał na nią wyczekująco.
- Co znowu? - zapytała.
- Słowo harcerza?
- Nie jestem harcerką. - wywróciła oczami.
- To chociaż obiecaj.
Frose wydała z siebie ciche, gardłowe ryknięcie zniecierpliwienia.
- Obiecuję. Starczy?
- Kocham cię.
- Tak, tak, jasne. Akurat. Spadaj już.
- Liczyłem na coś w rodzaju "ja ciebie też" albo "OMG, to już oficjalnie jesteśmy parą? Jeju, jesteś taki wspaniały! Nigdy nie spodziewałam się, że pierwsze wyznanie mi miłości przez faceta, który tak na marginesie jest bogiem, będzie takie cudownie słodkie!" - Ostatnie zdanie wypiszczał głosem fangirlującej nastolatki. Oprócz wstawki "tak na marginesie jest bogiem". To powiedział normalnie. Efekt był prześmieszny.
- Dobrze, dobrze, nie rozklej się tylko.
- Przecież wiem, że udajesz. - Uśmiechnął się rozbrajająco.
Susan uniosła na niego oczy i również wyszczerzyła zęby w uśmiechu.
Kłamca pocałował ją delikatnie.
- Obiecujesz? - jego głos zniżył się do szeptu. Opierali się o siebie czołami.
- Pytałeś już.
- Powiedz "obiecuję".
Stark westchnęła po raz kolejny.
- Obiecuję...
Laufeyson uśmiechnął się, szybko cmoknął ją w czoło i odwrócił się, kierując w stronę mostu, na którym już czekali żołnierze.
Kiedy znalazł się w bezpiecznej odległości, Susan uśmiechnęła się, unosząc tylko jeden kącik ust i patrząc na mężczyznę spode łba. Jej oczy stały się żółte.
-...że Susan nie przyjdzie.

środa, 9 lipca 2014

5. We were both blessed by a curse.

No hej :) *nieśmiało wychyla się zza wału obronnego*
Przepraszam Was, że tak długo mnie nie było. Naprawdę nie miałam kiedy pisać. Najpierw była gonitwa w szkole, końcówka roku i tak dalej, potem na początku wakacji musiałam jeszcze doprowadzić się do stanu zdalnego do użytku i pozamykać parę spraw (czytaj: ogarnąć pokój). Teraz mnie nie było przez tydzień , post piszę z samochodu. Strasznie tęskniłam za pisaniem. Próbowałam pisać one-shoty, bo wiedziałam, że pełnego rozdziału nie będę miała kiedy, a one-shot to prawie tylko dwa kliknięcia. Wrzuciłam jeden na stronie sheerathecollar.blogspot.com, ale potem mi się znudziło i czekają tam na mnie dwa napoczęte. W każdym razie na tym jednym będzie koniec, wiec nie czekajcie jeśli ktoś czytał i mu się spodobało :) jeszcze raz przepraszamy a nieobecność, teraz będę już grzeczna i systematyczna i w ogóle. Mam nadzieję, że nie straciłam przez przerwę Czytelników, a jeśli straciłam, to mam nadzieję, że wrócą, a jak nie wrócą, to niech idą czytać Drapple albo co tam chcą. No offence dla tych, co czytają Drapple. 
Tytuł posta bierze się z piosenki tego samego zespołu, którego piosenki służą za soundtrack do rozdziału, i którym Susan tak bardzo się w nim jara. Zmieniłam tylko osobę z "ja" na "my". Tak tylko mówię bo się jaram. 
Yyy...
Więc tak.
Sheera wróciła.
I już tak szybko się jej nie pozbędziecie. *złowieszczy śmiech*
Enjoy Your meal.
*************************

Can you hear the silence?
Can you see the dark?
Can you fix the broken?
Can you feel my heart?

https://www.youtube.com/watch?v=QJJYpsA5tv8
Lub jeśli ktoś nie lubi darcia mordy (huehuehue):
https://m.youtube.com/watch?v=-BKWMSdRZmM
Ale serio, spróbujcie najpierw pierwsze, a potem drugie, jak się nie spodoba. Nie od razu drugie. Albo w ogóle obie. Dobra, dobra, już się nie wtrącam. Czytajta.

*************************

Błysnęło. Chwilę potem rozległ się grzmot.
- Thor czy ty? - zapytał niespokojnym głosem Loki. 
- Prawdopodobnie ja, bo chyba skoczyło mi ciśnienie. 
- Coś ciekawego w tych twoich cyferkach?
- Nic, czego już nie wiemy. 
Kłamca właśnie nabierał powietrza, żeby odpowiedzieć, ale nie zdążył wypowiedzieć tego, co chciał. Zakręciło mu się w głowie, nagle widok zasłoniły mu czarne plamy. 
Upadł na ziemię. Stracił przytomność. 
Jemu też skoczyło ciśnienie. 

***

Otwierając oczy Loki zobaczył złote sklepienia ozdobione ornamentami. 
Asgardzik. 
Uśmiechnął się.
Usłyszał głos Odyna. A potem Susan. Rozmawiali. Wyjątkowo sympatycznie.
Kłamca celowo zaczął bardzo głośno kaszleć, żeby dać im do zrozumienia, że już nie śpi. 
Zadziałało. Przyszli. 
Susan w asgardzkich szatach. W bransoletach z dwimerytu. Oj, ojciec, grabisz sobie.
Zatrzymali się tuż przed jego łożem. Jako pierwszy głos zabrał Odyn.
- Jak się ojca i matki nie słucha, to się słucha psiej skóry. Po kij uciekałeś?
- Krąg życia. - Prychnął trickster. - Dlaczego zakułeś ją w bransolety?
- Sama tego chciałam. - Susan odpowiedziała, zanim Wszechojciec zdążył choćby otworzyć usta. - Dwimeryt tłumi działanie Piątego Artefaktu. 
- Zwykle nie działa na wiedźminów. 
- Bo rzadko kiedy wiedźmini są opętani przez tego typu zabawki. Dwimeryt pozwala mi normalnie funkcjownować. Jak przyjechaliśmy, Piątka zaczęła trochę wariować. Chyba macie tu silniejsze wi-fi. Albo coś takiego.
- Jak udało ci się nas tu przetransportować? - Loki podniósł się ociężale.
- Zawołałam Heimdalla. Spoko z niego gość. 
- Może już mu powiedz. - wtrącił Odyn.
Frozen zawahała się. Przygryzła dolną wargę. Trickster spojrzał na nią z zaintrygowaniem.
- Wiemy dlaczego straciłeś przytomność. Piątka zagnieździła się w nas obydwu.

***

Susan obudziła się, z początku ciesząc się wygodą asgardzkich łóżek i świeżością tutejszego powietrza. Dopiero po chwili przypomniała sobie, co ją dzisiaj czeka. Natychmiast zaczęła dygotać. Tak samo się czuła, kiedy szła na swój pierwszy koncert Bring Me The Horizon. Była wtedy tak zestresowana, że mało brakowało, a by nie poszła wcale. Ale dobrze, że jednak poszła. Dzięki temu do dzisiaj ma na tapecie selfie z Oliverem Sykesem. 
Wtedy to był tylko stres. Teraz był strach. Paniczny i gryzący kości jak pies.

Ubrała się i zeszła do sali wskazanej jej wczoraj prze Odyna. Loki już tam na nią czekał. Miał na sobie lnianą, ciemnozieloną wciaganą koszulę i skórzane spodnie. Czyli w Wiecznym Królestwie też mają ciuchy "do ludzi" i ciuchy "po domu". 
Kłamca miał zaciśnięte szczęki i skupione spojrzenie. 
Żadne z nich się nie odezwało. Susan spojrzała za siebie. Słyszała już kroki Odyna.
Tak jak się spodziewała, Wszechojciec wszedł do pomieszczenia równą minutę później. Skinął na Lokiego głową, a ten do niego podszedł.
Frozen odwróciła się twarzą do nich. Wyprostowała się i uniosła głowę. 
Ojciec i syn równocześnie skierowali swe lewe ręce w kierunku dziewczyny. Ich twarze wyrażały pełne skupienie. Przekręcili nimi lekko, a Frose uniosła się nad ziemię. Mimowolnie rozrzuciła ręce na boki, a jej głowa opadła do tyłu. Poczuła wyraźnie, jak jej krew przyspiesza. Jak lodowate, srebrne nici Genu Enigmy ocierają się o ściany żył. Jak Piątka boleśnie szarpie jej wnętrzności. Jak ciśnienie w jej czaszce rośnie razem z czystym, niczym nizmąconym bólem. 
Otworzyła usta, chcąc krzyknąć. Z jej ust wydobyło się tylko westchnienie. Jakby była niema. 
Loki uniósł również długą rękę, Odyn po chwili zrobił to samo. Ich mięśnie drżały. A czar nie działał.
Wręcz przeciwnie.
Z ust Susan wypłynął bordowoczarny obłok, który powoli zaczął otaczać jej ciało spiralą. Jej oczy przybrały kolor płynnej materii oplatającej dziewczynę. Całe. Nie tylko tęczówki. 
Świece w sali pogasły, a na zewnątrz zerwał się silny wiatr. Mimo silnego zaklęcia, mającego uyrzymać Piąty Artefakt w ryzach, Frozen spokojnie stanęła na ziemi, powoli zmierzając w stronę mężczyzn. Ci natychmiast zerwali czar, widząc, że i tak nie działa. Materia skumulowała się na dłoniach dziewczyny, tworząc kule mocy. Bransolety z dwimerytu pękły i rozkruszyły się na kawałki.
Loki szybkim ruchem rzucił czar usypiający. Susan gwałtownie się zatrzymała, a ciemny płyn powrócił do jej ust. Upadła na kolana i zemdlała.

***

- Nic z tego nie będzie. Musimy poczekać, aż zjawi się pan Artefaktu.
- To równoznaczne z zezwoleniem na jej śmierć. Widziałeś, co tam się działo. W niej jest więcej Piątki niż niej samej. One wie, co robić. Potrzebuje tylko dostępu do źródeł, których na Ziemi nie znajdzie. Wiem, bo przy mnie obliczała wartość liczb na rysunku Piątki. 
Odyn westchnął.
- Pozwól jej zostać. - Głos Lokiego zmienił się ze stanowczego w błagalny. 
- Chciałbym, Loki. Ale sam się zastanów: czy to ma sens? Skoro As i Wan, którzy też byli opętani Piątką, nie przeżyli, to jak oże przeżyć ona? Wiem, że jest silna. Wiem. E nie jest człowiekiem. Że w jej żyłach płynie krew wilka, płyną eliksiry Viedyminów, że wobec midgardzkich i asgardzkich broni jest niemal niezniszczalna, może nawet miałaby jakieś szanse wobec innych Artefaktów, ale Piątki nie przeżyje. Piąty Artefakt to potęga, której nie można sobie nawet wyobrazić. To coś więcej niż Tesseract, Aether czy Szkatuła Wiecznych Zim. To czysta, niezanieczyszczona dobrem moc Zła. 

***

Od tego czasu Susan spędzała w Asgardzkiej bibliotece cały czas. Z początku wychodziła w porach posiłków i na noc, ale potem też przestała. Nie musiała jeść ani spać. Piąty Artefakt coraz bardziej uniezależniał ją oś normalnych potrzeb. Loki próbował wyciągać ją czasem na spacery, albo chociaż z nią porozmawiać, ale rzadko kiedy kończyło się to sukcesem. 

Po kilkunastu dniach izolacji od świata Susan wyleciała z biblioteki jak poparzona. Wbiegła do Biesiadni, gdzie akurat spożywano posiłek. Wszystkie oczy zwróciły się na nią.
- To Kethersar.
Było to jedyne, co powiedziała.
Ale każdy zrozumiał.

***

- Kethersar to nazwa Piątego Artefaktu. Cyfry na ilustracji w tamtej książce nie oznaczały liter numerologicznych, tylko numery liter w każdym ze składników Kethersaru i jego skład procentowy.  Na przykład w skład Piątki wchodzi najwięcej Aetheru, dlatego prawie cała jego nazwa znajduje się w słowie "Kethersar". Rozumiecie mnie? Okej. Teraz tak. Na podstawie nazwy Artefaktu i tym razem przydatnej numerologii udało mi się obliczyć położenie Kethersaru. Nie wybałuszaj tak oczu, Loki. Nikt nie mowi, źe obliczyłam jego prawdziwe położenie. Litery utworzyły współrzędne geograficzne. Sprawdzalam je na mapach wszystkich dziewięciu światów, ale w każdym oprócz Midgardu współrzędne te po prostu nie mieściły się na mapie. Trochę to surreaistyczne, ale tak wyszło. Wasze mapy używają tych samych współrzędnych co nasze, ale nie pokrywają się. W każdym razie na midgardzkiej mapie współrzędne wskazały Oslo. 
- Skąd masz pewność, że to nie tam znajduje się Kethersar? - zapytał Loki.
- Bo kiedy Wektor znajduje się w tym samym świecie, co Artefakt, to czuje bardzo silny ciąg do miejsca, w którym źródło jego mocy jest umieszczony. Mimo woli, oczywiście. Co prawda przez jakiś czas bardzo chciałam pojechać do Norwegii, ale pojechałam i nic się nie stało. Jeśliby Kethersar rzeczywiście tam był, to już dawno nastąpiłoby przesilenie. Czytaj, ja umieram, a moc idzie do pana Artefaktu. Dlatego trzeba jakoś nałożyć punkty zbieżne na mapach z kilku światów. Ale to już zostawiam wam. 

***

- Widziałeś to, Ziemianinie?
- Widziałem. To już?
- Mogłoby być już, ale poczekamy. Dopóki wytrzymuje. Czym więcej mocy nam wyhoduje, tym lepiej dla nas. 
- Skąd będziesz wiedział, że to już? - zmartwił się Midgardianin.
- Panie. - poprawił go elf.
- Przepraszam, panie. Skąd będziesz wiedział, że to już, panie?
- Nie martw się. Będę wiedział. Sama do mnie wtedy przyjdzie.