Witam nową Czytelniczkę! Bardzo się cieszę, że Ci się podoba :) Co do pytania: Tony cieszy się, ale to - dzięki Tobie - będzie dokładniej pokazane w tym rozdziale...
***************
"Kto nie oczekuje dobra, nie obawia się żadnego zła."
Loki patrzył na nią chwilę lekko nieprzytomnym wzrokiem. Mówiąc "lekko", mam na myśli, że wyglądał, jakby dostał patelnią.
Susan pociągnęła go za nadgarstek i pobiegła w kierunku schodów. Poruszała się bezszelestnie, ale on, biedny, jeszcze nie za bardzo ogarniał o co chodzi, i choć starał się jak mógł, co chwilę coś potrącał. Dziewczyna jednym klawiszem zgasiła wszystkie światła i pognała na górę. Zatrzymała się dopiero na poddaszu.
- Słuchaj, wiem, że twój poziom mocy idealnie ilustruje określenie "umierający", ale musisz nas przenieść. Nie mogę walczyć, jest ich za dużo, a twoja dzida z tego co wiem nie działa.
- Susan, to nie... - Loki chciał jej strzelić wykład, że to nie tak łatwo, ale Susan mu przerwała.
- Loki, nie. Spróbuj. Nie wiem, użyj jakiejś energii zapasowej, zjedz baterie do pilota, cokolwiek. Wystarczy, że przeniesiesz nas kilometr stąd. Dalej będziemy mogli uciec. Jeśli nie przyszli z psami, nie znajdą nas.
Kłamca prychnął.
- Jak już mam nas gdzieś transportować, to porządnie. - objął ją w pasie. Wzdrygnęła się. Był okropnie zimny.
- Weź mi objaśnij, co ty odstawiasz, kolego. - mruknęła.
- Nie chcę cię zgubić gdzieś po drodze. - zaśmiał się cicho.
Susan poczuła lekkie mrowienie, gdzieś pod klatką piersiową, które stopniowo przeradzało się w ostry ból przypominający rozrywanie ciała. Spojrzała na Lokiego, ale on miał zamknięte oczy. Ona zdecydowała się zrobić to samo.
Po chwili straciła równowagę, ale Laufeyson ją podtrzymał.
Dopiero po kilku sekundach zauważyła, że nie dotyka stopami ziemi.Bystrzacha.
Otworzyła jedno oko i w ostatniej chwili powstrzymała pisk. Tak, to była jej słaba strona. Oduczyła się okazywać emocje, oduczyła się gadać o wszystkim i o wszystkich, ale nie potrafiła oduczyć się pisku na widok pająka lub - jak w tym wypadku - galaktyki śmigającej przed oczami. No dobra, jakoś usprawiedliwiał ją fakt, że na oglądanie śmigającej galaktyki nie była przygotowana.
Stwierdziła, że mimo całej urody wielobarwnego mostu wciągającego ją jak odkurzacz nie wiadomo gdzie, lepiej dla niej i butów Lokiego będzie zamknąć oczy.
Po chwili poczuła, że Loki szturcha ją lekko w łydkę. Chciał mu oddać, ale zrozumiała, że po prostu każe jej iść do przodu. Niepewnie zrobiła malutki kroczek.
Stały ląd!
Trickster pociągnął ją jeszcze trochę do przodu. Susan otworzyła oczy, będąc pewna, że wylądowali w jakiejś Norwegii, czy coś.
A tu gówno, nie Norwegia.
Wielka, złota kula. Tak brzmiała jej pierwsza myśl. Pośrodku zauważyła czarnoskórego mężczyznę stojącego na podeście i trzymającego oburącz miecz. Na głowie miał dziwny hełm, trochę jak rogi żuka gnojaka. Albo jakiegoś tam innego żuka. Tak na marginesie, czy tu wszystko musi być złote? Nawet oczy tego faceta?
Loki powoli zaczął wyciągać paznokcie Susan ze swojej kurtki. Dziewczyna nie zwróciła uwagi, że po drodze znów przywdział swoje dawne, "lokowe" szaty. "Też bym tak chciała - pomyślała - pstryk i nowy ciuch. Ile mniej czasu traciłabym przed szkołą..." - rozmarzyła się.
Podczas gdy bóg siłą rozprostowywał jej palce, ona bardzo dużo uwagi poświęcała swojemu żołądkowi. Chciała nawiązać z nim konwersację, ale cham jeden nie odpowiadał. Wyglądało to mniej więcej tak:
"Błagam, nie rzygaj, błagam, nie rzygaj błagamnierzygajbłagamnierzygajbłagamnierzygajbłagamnierzygaj."
Loki odsunął Susan od siebie, ale kiedy zobaczył, że dziewczyna skłania się ku glebnięciu o polerowaną posadzkę, zmienił zdanie i podtrzymał ją. Jak się okazało, w ostatniej chwili.
Pewnym krokiem, nie zaszczycając Heimdalla nawet przelotnym spojrzeniem, ruszył w kierunku Bifrostu.
Tuż przed łukiem zatrzymał się jednak. Wywrócił oczami, widząc kpiący uśmieszek Starżnika.
- Wpuść mnie. - Zarządał. Jego głos był lodowaty, jeszcze zimniejszy niż dłonie, które trzymały dziewczynę w pasie i za rękę przerzuconą przez kark Lokiego. - Nie widzisz, że niosę... - zawahał się. - Ranną?
- Wszechojciec zabronił wpuszczają cię do Asgardu, książę. Dziewczyna może iść sama, choć nie sądzę, by Odyn pozwolił jej zostać. - Odpowiedział lekko rozbawiony Heimdall.
- Tak, na pewno puszczę ją samą, żeby zleciała na dechę z Bifrostu. - Parsknął Loki. - Zobacz.
Puścił Susan szybko, a ona zachwiała się. Widziała, jak podłoga wyciąga po nią ramiona i woła ją co siebie. Loki chwycił ją dwadzieścia centymetrów przed tym spotkaniem. Może z daleka wyglądało to jak opóźniony zapłon, ale cała trójka wiedziała, że w rzeczywistości jest to idealnie zaplanowany popis.
- Przykro mi.
Kłamca już chciał po nim ostro pojechać, kiedy przerwał mu niski, warczący głos wychodzący z ust Susan, ale na pewno nienależący do niej.
- Uważaj, bo zaraz nie będziesz jedyną osobą z żółtymi oczami w tym pomieszczeniu. - Lokiemu chyba po raz pierwszy w życiu przeszły ciarki po plecach. A trochę to on żył.
Heimdall nie odpowiedział. Wpatrywał się w jakimś punkt w okolicach ramienia Kłamcy, ktory dopiero po chwili spostrzegł, że ten punkt to oczy dziewczyny. Była lekko zgięta, dlatego jej twarz była tak nisko. Oczy Strażnika były martwe. Nie mrugały, chociaż wodać było, że sprawia mu to ból.
Ziemianka wyprostowała się. Niby wyglądała tak samo jak zawsze, jednak jej twarz lekko się zmieniła. Rysy stężały, były ostre i złowieszcze. Nie miała już delikatnej, dziewczęcej twarzy Susan.
Miała dziką, promieniującą groźbą twarz Sheery.
No i te oczy.
Jak te ziemskie kwiaty.
Żonkile, albo coś w tym stylu.
- Wpiścisz nas. Oboje. - powiedziała. - Rozumiesz? - wysyczała, i Loki dałby głowę, że jej midgardzcy koledzy dali by się pokroić, żeby tak do nich mówiła.
Złotooki lekko pokiwał głową, nie odrywając wzroku od kobiety.
- Świetnie. - Wymruczała. - Przylizany, idziemy. - Rzuciła Lokiemu i ruszyła w stronę mostu.
- Nie jestem przylizany. - Powiedział Loki.
- Tak tak. Jakiego żelu używasz? Mi się nie chcą tak kłaść po żadnym. Znaczy jej. Nigdy mi nie da się tymi włosami jako tako zająć. Jak coś, to mówię o Susan, nie?
- Nie używam żadnego żelu. - Lokiemu wyjątkowo szybko zaczęły puszczać nerwy. A do końca mostu jeszcze tak daleko...
Sheera się zatrzymała.
- Co? - Sapnął mężczyzna, ze zniecierpliwnieniem obarcając się do stojącej dziewczyny.
- Weeeź... - wyjęczała z obrzydzeniem - że na ślinę?
Trickster wywrócił oczami.
- Mogłabyś poprosić Susan? - zdobył się na jak najsłodszy ton.
Sheera uśmiechnęła się do niego z pobłażaniem.
- Oczywiście! - zapiała. - ...że nie. - warknęła i wyminęła Lokiego.
Chwilę potem zgięła się wpół i zaczęła kaszleć, łapczywie łapiąc powietrze.
- Co? Kłaczek? - zapytał Loki złośliwie.
Nie odpowiedziała.
No, przynajmniej nie ona.
- Loki... - usłyszał cichy, miękki głos. Susan. Obrócił się i podszedł do niej, lekko dotykając jej pleców jedną ręką i pomagając jej złapać równowagę drugą. Aż sam dziwił się swoim opiekuńczym gestom.
- Już? Wyparłaś ją? - zapytał, podtrzymując ją w talii.
- Tak, chyba tak. Chyba miałeś rację z tymi proszkami od Tony'ego i Bruce' a. Jest coraz silniejsza.
- A ty słabsza. - dokończył zimnym tonem. - Tak. Ale nie musiałaś jej przywoływać. Jakoś bym sobie poradził z tym burakiem. - Prychnął poczas wypowiadania ostatniego słowa.
- Właśnie widziałam jaki był skory do pomocy. - Mruknęła i uśmiechnęła się pod nosem.
Kiedy stała już w miarę stabilnie, uniosła oczy.
- O. Mój. Boże. - wydukała. Nie mogła wierzyć własnym oczom. Zrobiła krok do przodu, czując, jak ręką Lokiego zsuwa jej się z pasa i słysząc, jak opada swobodnie, lekko udrzając o skórzane spodnie Asa.
Stała kilkaset metrów od ogromnego, złotego... Trójkąta? No, nieważne. Takie ładne coś.
Wzdłuż linii brzegowej ciągnęły się pałace i rezydencje, otoczone soczyście zielonymi, dziwnie wyglądającymi roślinami. Z daleka nawet widziała, że te badylki były wyższe od niej. Znacznie wyższe. W tle były góry - trochę jak Alpy, ale jakieś pięć razy większe i wzbudzające znacznie większy respekt wobec natury.
Ogólnie wszystko mieniło się złotem. Nawet niebo, które zabarwione kolorem zachodzącego słońca miało dziwny, pomarańczowo-platynowy odcień.
Susan na chwilę przestała chyba panować nad sobą.
Loki patrzył na jej twarz, po raz pierwszy, odkąd okazało się, że Tom to on, tak szczerą i otwartą, nieukrywającą uczuć, których dziewczyna wstydziła się lub po prostu nie chciała pokazać. Znał to, bo sam tak robił.
Maska.
Zawsze.
Zauważył, że nieświadomie otworzyła lekko usta. W pierwszym odruchu chciał ją stuknąć w dolną szczękę, ale się powstrzymał. Dlaczego?
Bo zobaczył coś, czego Susan nawet Tomowi nigdy nie pokazywała. Zawsze miała dostojną, elegancką twarz młodej kobiety, a teraz... Teraz jej twarz była niemal dziecięca. Tak. Z rozchyloną buzią i wielkimi jak spodki niebieskimi oczami wyglądała jak dziewczynka.
Na dobrą sprawę była jeszcze dziewczynką. No, w porównaniu do Lokiego, co prawda, ale zawsze. Miała dziewiętnaście lat, a on? Jakieś tysiąc czterdzieści, tysiąc pięćdziesiąt... Coś koło tego. Przestał liczyć po tysiącu.
Położył jej rękę na ramieniu. Słońce zachodziło, a po zachodzie bramy były zamykane. Przynajmniej od czasu najazdu Mrocznych Elfów. Jeszcze jeden bezskuteczny środek bezpieczeństwa. Ten Odyn to jednak był głupi. Prawie jak jego synalek. Znaczy, ten rodzony, żeby nie było.
Dziewczyna drgnęła, czując zimne palce Lokiego na jej ramieniu. Flanelowa koszula nie chroniła za dobrze przed tego typu atrakcjami. Szybko doprowadziła się do porządku, gdyby mogła, z całą pewnością by się zarumieniła.
Zamaskowała swój podziw złośliwym pytaniem:
- Czy wy z założenia robicie wszystko większe i bardziej złote, czy tak wam po prostu wychodzi?
- Tak, głównie to takie założenie. Wiesz, Asgard rządzi, i tak dalej. Musimy pokazać, że jesteśmy lepsi.
- W budownictwie to i może, ale za to nie macie kawy. Loserzy.
W odpowiedzi Loki tylko westchnął, udając, że jest za bardzo ponad tego typu rozmowami, by je kontynuować, w rzeczywistości jednak nie mogąc znaleźć riposty.
Podeszli do bram obstawionych obstawionych przez dwóch Einherjarów.
Loki nie odezwał się do nich, tylko stanął i patrzył na nich z wyższością.
Chwilę nie byli pewni co zrobić, ale w końcu doszli do wniosku, że skoro Heimdall wpuścił wygnańca, to i oni mogą.
Kiedy znaleźli się na terenie miasta, Susan znów ledwo powstrzymała głośne "wow" wyrywające się z jej ust jak pies do kota.
Zdobienia, ornamenty, to wszystko wykraczało poza jej oczekiwania. Owszem, spodziewała się luksusu, ale nie przepychu. To wręcz ociekało bogactwem.
Loki poprowadził Susan do środka, która jego wystroju postanowiła nie komentować. Chyba mieli tu silną grawitację działającą wyłącznie na midgardzkie żuchwy.
Po kilkuminutowym marszu przez poplątane korytarze, hole i inne tego typu, dotarli przed wielkie, dwuskrzydłowe wrota. Ciekawe, kto zgadnie, z czego były zrobione. Na pewno nikt.
Po raz pierwszy od dłuższego czasu trickster zabrał głos.
- Teraz tak, smarkulo. Za tymi drzwiami jest Odyn - ten głupek, o którym ci opowiadałem.
- Ten co test na rodzicielstwo zdał na najwyższą z możliwych ocen? - Zapytała z rozbawieniem dziewczyna.
- Tak. Ale mimo że jest takim idiotą, musisz mu się ukłonić i mówić do niego z najwyższym szacunkiem. Nie zasługuje, ale dasz radę. Wierzę w twój talent aktorski. Najlepiej żebyś w ogóle się nie odzywała. I masz mnie słuchać. Wszystko, co powiem, nie ważne, co by to było, jest cacy. Czaimy?
- A co jak się postawię? - Zaśmiała się.
- Stawiać to ty możesz co najwyżej mi pomniki. - Spojrzał na nią z góry. No w sumie trudno, żeby spojrzał inaczej, skoro był tyle wyższy.
- Chyba cmentarne. - Mruknęła.
- Nie cwaniakuj, młoda. Idziemy.
Skinął głową na strażników, którzy otworzyli przed nim drzwi.
Oczom Susan ukazała się długa, wysoko sklepiona sala, która spokojnie mogłaby pomieścić ze dwa stadiony Wembley. Wysoki strop podtrzymywało kilkadziesiąt par kolumn. Na końcu sali stał wielki, wręcz monumentalny tron, na którym siedział przysadzisty, wyglądający na niezbyt wysokiego mężczyzna.
Miał całkowicie białą brodę i włosy. Jedno z jego oczu zakryte było złotą przepaską. Pewnie zadarł z jakimiś miejscowymi specjalistami od obraźliwych napisów na murach.
Szła równo z Lokim, co jakiś czas ukradkiem na niego spoglądając i naśladując jego ruchy. Mniej więcej w połowie sali Kłamca uniósł wysoko brodę i lekko przymrużył oczy. Ona zrobiła to samo, odrzucając włosy na plecy. Usłyszała syk Lokiego w głowie.
W odległości kilku metrów od tronu Laufeyson zatrzymał się i lekko skłonił. Bardzo lekko. Susan też się pochyliła, jednak trochę głębiej.
- Witaj, ojcze. - Powiedział Loki, intensywnie akcentując ostatnie słowo.
- Witaj, synu. - Mężczyzna, wbrew oczekiwaniom Sue, nie odpowiedział tym samym. - Zdaje mi się, że wygnałem cię kilka miesięcy temu.
- Tak, wygnałeś. Ale wróciłem, bo... potrzebuję... twojej pomocy.
- I spodziewasz się, że ci jej udzielę? Po tym, co zrobiłeś? Jak przeniosłeś mnie do innego wymiaru i zająłeś moje miejsce, podszywając się pode mnie?
- Kto nie oczekuje dobra, nie obawia się żadnego zła. - wysyczał Loki. No, jak będzie kontynuował tą słodziutką i jakże grzeczną rozmowę, to nie ma szans na odmowę. Po prostu nie ma.
Odyn chwilę milczał. Susan wgapiła się martwym wzrokiem w jakiś punkt na ścianie za jego plecami. Dopiero po chwili zauważyła, że starzec się jej przygląda.
- Co to za dziewczyna? - zapytał.
- Właśnie w tej sprawie do ciebie przychodzę. - westchnął Loki - potrzebuję dla niej schronienia. Za to, że pomogła mi... zapoznać się z Midgardem... jest poszukiwana i grozi jej kara.
- Czy w Midgardzie oprowadzanie turystów jest nielegalne? - zaśmiał się siwowłosy.
- Tak, jeśli tym turystą jest bóg chaosu i kłamstwa, który prawie zmiótł ich ulubione miasto z powierzchni ziemi.
Wow. Jaka szczerość.
- A dlaczego tak zależy ci, by ją przed tym uchronić?
- Bo mi pomogła. W wielu rzeczach. Nie tylko w poznaniu mapy Nowego Jorku. Nie o to chodzi. - Susan była pod wrażeniem, jak zgrabnie Loki odciąga Odyna od tematu, którego wolałby uniknąć. - teraz ja chcę pomóc jej.
Odyn nie odpowiedział. Myślał. Wsparł się na zwiniętej pięści i patrzył rozbawionym wzrokiem to na swojego syna, to na Ziemiankę.
Po jakimś czasie, w trakcie którego nikt nie śmiał się odezwać, Odyn nabrał powietrza, prostując się i spoglądając na Lokiego.
- Mam rozumieć, że zakochałeś się w tej Ziemiance i nie chcesz, żeby ktoś zrobił jej krzywdę w miejscu, z którego pochodzi, tak?
Susan poczuła silny dreszcz przechodzący przez serce. Od kiedy serca mają dreszcze? Spojrzała na Kłamcę i ledwo powstrzymała parsknięcie. Po raz pierwszy widziała go w takim stanie. Miał wielkie oczy, a na jego twarz malował się szok i niedowierzanie. Nie trwał tak co prawda długo, bo prawie natychmiast się opanował, ale Odyn zdążył to zauważyć i uznać za dokonanie swojego wielkie talentu łamania kłamstw. Którego swoją drogą nie miał za grosz.
Loki spojrzał w bok, planując odpowiedź.
- Yyy... - zaczął inteligentnie - no... och, ojcze, jak możesz? - teatralnie chwycił się za serce - Z taką łatwością mnie rozgryzłeś... Nie wierzę. Tak. Jesteśmy zaręczeni, a tak bardzo nie chcę jej stracić... musisz mnie zrozumieć!
Teraz to Susan wyglądała na przerażoną i kompletnie zszokowaną.
Co ten idiota robił?
Loki przechylił się mocno w jej stronę i chwycił ją w pasie, przyciągając do siebie.
- Pogło cię do reszty? - zapytała w myślach.
- Pomnik, pomnik. - odpowiedział Loki. Czekaj... co?
Jaki... ach. No tak. Dopiero po chwili Frozen zrozumiała. Nie stawiać się, tylko pomniki. Zaufać szaleństwu trickstera. Ożesz.
- Jakoś to załatwię. Nie wiem, puści się plotkę, że cię zdradzam i będzie git. - kontynuował.
Susan wymusiła uśmiech.
- Nie spodziewałem się tego, synu. No cóż... zawsze bałem się, że nie znajdziesz pokrewnej duszy. A tu proszę... w takim wypadku... dobrze. Możesz zostać... - urwał, nie znając imienia dziewczyny.
-...Susan. - dokończyła.
-... Susan. - powtórzył. - Mam nadzieję, że skoro jesteście już prawie małżeństwem, nie będzie dla was problemem wspólna komnata?
Susan pomyślała, że te tortury S.H.I.E.L.D.u nie mogą być aż takie złe.
- Skądże, ojcze. Sam fakt, że zdecydowałeś się odwlec w czasie moje wygnanie jest dla mnie ogromnym szczęściem. - wyrecytował Loki. Sue słyszała w jego głosie fałsz, którego Odyn najwyraźniej nie zauważył.
- Dobrze więc. Pokaż twojej wybrance Asgard. Cieszcie się Wiecznym Królestwem. Wieczorem zostanie wydana uczta z okazji powrotu mojego syna. - powiedział pompatycznie Odyn. Loki skłonił się, tym razem głębiej, Susan zrobiła to samo. Laufeyson chwycił dłoń dziewczyny i poprowadził ją w stronę wyjścia.
Kiedy znaleźli się w bezpiecznej odległości od tronu, Susan wyszeptała:
- To przerażenie na twojej twarzy raczej nie popierało twoich słów o naszych słodkich zaręczynach.
- Nie bój się, szok i pragnienie ucieczki wymalowane na twojej skutecznie odwróciły od tego uwagę. Śpisz na podłodze.
***
- I jak? Są jeszcze jacyś ranni? - zapytał Bruce wychodzących z płomieni agentów.
- Nie. Ani ranni, ani martwi, ani nic. Nie ma nikogo.
- Czekajcie! Mam coś! - krzyknął ktoś z głębi skrzydła.
Tony'emu przyspieszyło tętno. Może to ona. Może jest tylko lekko posiniaczona. Może tylko złamała rękę. Może...
- To Hill. Ranna, ale żyje.
- Przewieźcie ją do szpitala.
***
- Daj spokój i wkładaj to. Nie obchodzi mnie, co o tym sądzisz. Już i tak będziesz atrakcją wieczoru. Nietutejsze ciuchy nie są ci potrzebne do szczęścia.
- Loki, ale mi w tym wszystko widać. Ta kiecka jest cienka jak papier ryżowy. Nie założę tego.
- Widać ci tylko nogi, co w tym złego? To tak samo jakbyś miała te midgardzkie krótkie spodenki.
- Ale...
- Koniec. Załatwiłem ci najlepszą kieckę, na jaką było stać ręce krawców. Po raz kolejny muszę cię zmuszać do założenia sukienki? Jesteś kobietą czy tylko udajesz?
- Powiedz to jeszcze raz a gwarantuję ci, że już do końca życia nie powiesz już kompletnie nic.
- Super, wzruszyłem się. Wbijaj się w szaty i idziemy.
- Ale ja nie chcę.
Loki usiadł na jednym z foteli w pracowni krawieckiej i schował twarz w dłoniach.
- Czy ty, okrutna istoto, chociaż raz możesz zrobić coś bez marudzenia? - zapytał łamliwym głosem przytłumionym przez dłonie. - Raz jeden jedyny?
- Nienawidzę imprez. Zwłaszcza, że wszyscy będą się na mnie gapić, bo: jeden, jestem ziemiańską narzeczoną Tego Wrednego Dziada, który ukradł mi to, to i tamto, i dwa, spódnica sukni mi prześwituje i dokładnie widać moje piękne iksy.
- Nie masz iksów. - stwierdził Loki, spoglądając na nogi dziewczyny i marszcząc czoło.
- Nie podlizuj się. - wywróciła oczami. - Będę mogła wyjść wcześniej? - zapytała z rezygnacją w głosie.
Kłamca uśmiechnął się słysząc, że dopiął swego.
Uśmiechnął się asymetrycznie.
***
- A co jeśli coś jej się stało? Sprawdźcie jeszcze raz! - Stark był wyraźnie przerażony. Dopiero co dowiedział się o tym, że jego siostra jednak żyje, a już ma ją stracić?
- Tony, sprawdzali już trzy razy. Gdyby coś jej się stało, na pewno by ją znaleźli. Ją albo ciało. - Banner uspokajał kolegę.
Z przygasających płomieni dobiegło ich stłumione, ale wyjątkowo brzydkie przekleństwo.
- Co jest? - krzyknął ktoś za plecami Bruce'a. Tony'emu krew stężała w żyłach.
- Chodźcie tu! I niech ktoś zawoła Fury'ego. - odpowiedział głos z daleka.
Trzech mężczyzn pobiegło w stronę źródła dźwięku, przywołując Nicka przez krótkofalówkę. Po chwili i on wbiegł do lekko jeszcze płonącego pomieszczenia. Nawet nie spojrzał na przerażonych i lekko podfajczonych najbliższych Susan.
Po kilku minutach on, Natasha i Clint podeszli do Tony'ego i Bruce'a. Romanoff już otwierała usta, by coś powiedzieć, ale Stark ją uprzedził:
- Błagam cię, nie mów, że to ona. - wyszeptał błagalnie. - Powiedz, że to ktoś inny.
Ruda chwilę się zawahała. W jej oczach widać było smutek. Clint też był jakiś zasępiony. Fury jak zwykle miał kamienną twarz, ale spuścił głowę, a to nie wróżyło dobrze.
- Nie. To nie Susan. To Kapitan. Kapitan nie żyje. Przebity na wylot czymś ostrym. Rany dokładnie takie, jakie miał Coulson. A to znaczy...
- To znaczy, że był tu nasz ulubiony bóg. I prawdopodobnie z tego też powodu nie ma tu twojej siostry. - powiedział Fury.
Tony milczał, patrząc martwym wzrokiem przed siebie, w przestrzeń między głowami Clinta i Natashy. Już wolałby, żeby Susan zginęła. Ta byłoby dla niej lepiej. Sto razy lepiej.
W końcu odezwał się zimnym, zmienionym tonem:
- Zabiję gnoja.
***
Z początku Susan dość niechętnie udawała dziewczynę Lokiego, krzywiła się ukradkiem i starała się unikać okazji do okazywania sobie uczuć. Ale tylko z początku.
Siedzieli teraz razem wśród innych Asów, Frozen opierała się o Kłamcę wygodnie, a on obejmował ją lekko w pasie. Dziewczyna położyła mu głowę na ramieniu. Zachowywała się jal typowa asgardzka bogini - była tylko ozdobą dla bawiących się bogów. Loki był bardzo zadowolony z efektu ich sporu: w końcu zmusił Susan do założenia typowej dla dam dworu sukni. Bogowie o dziwo ucieszyli się z jego powrotu. Wszyscy zgodnie przyznali, że owszem, czasem jest wkurzający, ale bez niego i jego psikusów w Asgardzie jest niesamowicie i potwornie nudno. No, prawie wszyscy. Sif, Volstagg i Fandral może i pojawili się na uczcie, ale tylko i wyłącznie, by popatrzeć sobie na kobietę, którą Loki uwiódł. Bo innej opcji nie brali pod uwagę.
Przez większą część uczy Sue siedziała cicho i grzecznie, potulnie łasząc się do trickstera, za co on odpowiadał jej tym samym. Nie przesadzali co prawda, jak co niektórzy zebrani. Zachowywali się bardziej jak elegancka i dystyngowana rodzina królewska, skromnie i dyskretnie, ale zauważalnie okazująca sobie uczucia.
Przez pierwszą godzinę główną atrakcją były rozmowy i podziwianie tańczących nimf, które, zgrabnie prześlizgując się między ławami i stołami, częstowały gości owocami. Z początku Susan podchodziła to zawartości półmisków z lekkim dystansem, nie będąc pewna, co z tego jest jadalne, a co tylko ładne. Żaden z podawanych fruktów nie występował na Ziemi. Jednak gdy Loki nadstawił jej pod usta coś, co wyglądem przypominało brzoskwinię w odrobinkę innej wersji kolorystycznej, zdecydowała się zaryzykować. Nie za bardzo podobał jej się co prawda fakt, że owoc był już przez niego nadgryziony, ale po otrzymaniu od niego (oczywiście w myślach) informacji, że to element przedstawienia, odgryzła małą część. Yolo.
Czując smak brzoskwinio-podobnego czegoś niemal odleciała. Nigdy nie jadła czegoś tak pysznego. Bardzo słodki, ale lekko przełamany przyjemny kwaskiem miąższ strukturą odpowiadał midgardzkiej nektarynce. Skórka była cienka i łatwa do pogryzienia, a sok... sok był jak miód, i wcale niedużo różnił się od niego smakiem. Jedyne co, to był rzadszy, przez co szybko spłynął jej do gardła.
Loki uśmiechnął się widząc, że Asgard powoli ją opanowuje i że niedługo trzeba będzie wyciągać ją stąd siłą. Wiedział, że jeśli Odyn się o tym dowie, to trudniej mu będzie podjąć decyzję o jej wyrzuceniu.
- To nattfrukt. Owoc nocy. Nazywamy go tak, bo można go zrywać tylko po zapadnięciu całkowitego zmroku. Zebrany o każdej innej porze dnia jest trucizną, która zabija powoli i okropnie boleśnie. - wymruczał jej do ucha.
Odpowiedziała go tylko błogim "myhym". Cały czas próbowała zachować smak nocnego owocu na języku.
Próbowała potem jeszcze wielu pysznych plonów asgadzkiej ziemi, jednak dopiero ostatni podbił jej serce niemal w równym stopniu co nattfrukt.
Tym razem Loki zdradził jej tylko staronorweską nazwę tego owocu, pozostawiając tłumaczenie jej odczuciom. Chociaż ona nie wierzyła, on doskonale wiedział, że po posmakowaniu nie będzie miała najmniejszych wątpliwości co do nazwy.
Dał jej owoc do ręki.
- To jest brann. Mój ulubiony.
Susan obracała go chwilę w palcach. Miał lśniącą czarną skórkę z lekkimi bordowymi przetarciami. Miał kształt kolczastej kuli, co w zsumowaniu z kolorem raczej nie zdobyło ufności Frozen.
Powoli zbliżyła owoc do ust. Uniosła na chwilę oczy. Wszyscy zajęci byli sobą. Tylko Laufeyson patrzył na nią w oczekiwaniu na reakcją. Cieszyła się, że nikt jej się nie przygląda.
Ugryzła.
Owoc był twardawy, jak jabłko. Żując, Susan nie czuła niczego specjalnego. Jedyne, co ją zdziwiło, to to, że smakował jak połączenie truskawek, nektarynek i czekolady. Potem pojawiały się nowe smaki. Poczuła lekką nutę gruszki, porzeczek obsypanych grubą warstwą cukru, ledwo wyczuwalna nuta cytryny albo limonki. Zielone winogrona. Maliny. Słodko-cierpkie jabłka. Takie, jakie są tylko we wrześniu. Na samym końcu poczuła smak nattfrukt, który powoli przerodził się w lekko pikantne... coś. Coś, czego nie znała, ale co było dość przyjemne dla jej podniebienia.
Owe "coś" stawało się coraz ostrzejsze, więc połknęła kęs.
I wtedy ją zatkało. Chwilę po tym, jak owoc przeszedł przez jej przełyk, poczuła dziwną falę gorąca wychodzącą z żołądka. Ciepło rozlało się po jej przełyku, gardle, ustach. Było jak płomienie. Jak pożar. Przyjemny pożar.
Kiedy to wszystko ustało, zalał ją chłód. Miły i kojący po wcześniejszym cieple.
Uniosła oczy na Lokiego.
Uśmiechnął się.
- Ogień. - powiedziała.
- Tak. Brann to po norwesku ogień. Jakie czułaś smaki? - zapytał z zaciekawieniem.
- To... nie smakuje tak samo dla każdego?
- Nie. - zaśmiał się. - Każdy czuje co innego. U mnie dominuje kawa i dużo asgardzkich owoców.
- Wow. Dlaczego nie czułam pizzy?
- A zadowolona byś była, gdybyś zaraz po czekoladzie poczuła pizzę?
- No, chyba nie... skąd wiesz, że miałam czekoladę?
- Strzelałem. Każdy lubi. No więc?
- Głównie ziemskie owoce. I nattfrukt. A to gorąco na końcu to też...
- Nie. To akurat czuje każdy. - przerwał jej.
Nimfy postawiły przed nimi kolejny półmisek jednak tym razem wszystkie owoce wyglądał tak samo. Złote jabłka. Jabłka Idunn.
Susan spojrzała pytająco na Kłamcę.
Pokręcił głową.
- Tego nie możesz spróbować. - powiedział.
Frozen zdawało się, że słyszała w jego głosie smutek.
***
Tony chodził w tę i z powrotem po pomieszczeniu, podczas gdy reszta Avengersów wodziła tylko za nim wzrokiem.
Drzwi windy otworzyły się.
Wszedł Thor.
Stark uniósł głowę i popatrzył na blondyna. Miał na sobie kostium, więc czuł też trochę więcej odwagi.
Więc przyklepał Thorowi jakąś nierówność na prawym policzku.
Pięścią.
Z rozpędu.
- Mógłbyś trochę lepiej pilnować tego twojego braciszka! - wrzasnął na całe gardło. Natasha otworzyła szeroko oczy. - Masz go znaleźć! NATYCHMIAST! Masz go tu przyprowadzić razem z moją siostrą, ROZUMIESZ?!
Gromowładny patrzył na niego zszokowany. O co mu chodziło?
- Yyy... Tony, sądząc po minie Thora, on raczej nie bardzo wie o co chodzi. - powiedział ze zmieszaniem Barton. - Może nawet nie wie, że Steve nie żyje.
- Steve nie żyje? - zapytał Thor, a jego twarz ukazywała obraz skrajnego załamania nerwowego zamiast wcześniejszego szoku.
- Tak. Twój brat go zabił.
***
Minęło już dobre kilka godzin, a impreza dalej trwała w najlepsze. Po owocach podano potrawy ciepłe. W sumie Loki i Susan prawie nic nie zjedli, przynajmniej w porównaniu do reszty. Albo do takiego Volstagga. No dobra, w porównaniu do Volstagga to nikt nic nie zjadł.
Na sam koniec przyniesiono mnóstwo dzbanów z miodem pitnym, piwem i winem, a choć tego ostatniego Loki sobie nie szczędził, nawet odrobinkę nie sprawiał wrażenia pijanego. Susan zastanawiała się, jak to robi. Posmakowała od niego łyka wina (później miała z tego powodu straszne wyrzuty sumienia, bo przecież ma dopiero dziewiętnaście lat, a w Ameryce wolno pić od dwudziestu jeden) i mało brakowało, a parsknęłaby nim. Było okropnie mocne. Po tym malutkim łyczku mało nie odjechała. Kompletnie ją zmuliło. Bolała ją głowa i nie do końca się orientowała, co kto do niej mówi. Dziewięćdziesiąt dziewięć procent słów, które Kłamca wypowiadał pod jej adresem musiało zostać przez niego powtórzonych co najmniej raz.
W końcu, widząc, że u Susan jest już praktycznie zgon, pożegnał się z bogami i wyszli. Frozen perfekcyjnie udawała, że jest stabilnie i że wcale nie schlała się w trupa łykiem wina.
Jednak gdy tylko wyszli na kompletnie pusty korytarz idący przez ogrody, z których milutko wiał lekko chłodnawy wietrzyk, natychmiast zaczęła się zataczać i włazić w kolumny.
- Ile wypiłaś? - zapytał podejrzliwie Loki, w ostatniej chwili ratując Sue przed czołowym zderzeniem z posągiem jakiegoś przodka Odyna.
- Łyka. Dosłownie. Z czego wy to robicie? - odpowiedziała.
- O, mówisz wyraźnie, czyli nie jest aż tak tragicznie, jak wygląda.
- Wypiłeś kilka kieliszków co najmniej. A jesteś trzeźwy jakbyś nawet nie zaszczycił czary spojrzeniem.
- Bycie bogiem wina musi się do czegoś przydawać, prawda? - zaśmiał się.
Otworzył przed nią drzwi jego komnaty. Weszła, a on za nią. Pstryknął palcami i ciemności natychmiast zostały rozpędzone przez światło, którego źródła Susan jakoś nie mogła zlokalizować.
- Nie szukaj. Są nad sufitem.
- Słucham?
Kłamca westchnął ciężko.
- Lampy. Są nad sufitem. Rozróżniasz jeszcze słowa? Panele świetlne są pokryte cienką warstwą farby, żeby wyglądały jak sufit. Dopiero nad nimi jest strop.
- Aaa... - powiedziała Susan inteligentnie. Obraz zaczął jej się rozmazywać przed oczami. Loki widząc, że zmierza na spotkanie twarzą w twarz z podłogą, chwycił ją i podniósł. Nie było sensu jej prowadzić.
Położył ją na wielkim łóżku. Co prawda obiecał jej , że będzie spała na podłodze, ale przecież nie jest aż tak bez serca.
Dziewczyna zamknęła oczy i zmarszczyła czoło.
Loki poszedł do łazienki, gasząc światła. Ona niemal natychmiast zasnęła.
Kiedy Laufeyson wrócił, zarzucił na nią kołdrę i sam położył się obok. Niby blisko, ale jednak na drugim końcu łóżka.
I nie dlatego, że czuł się upokorzony dzieleniem łóżka z jakąś Ziemianką, bo wcale się tak nie czuł. Po prostu chciał, żeby miała spokój. Podejrzewał, że nie byłaby zachwycona, gdyby położył się tuż koło niej i chuchał jej na kark.
Spała obrócona do niego plecami. W bladym świetle księżyca zauważył, że lekko drży. Zaciągnął jej kołdrę aż po brodę. Poprawiając ułożenie okrycia przez przypadek dotknął dłonią jej policzka. Drgnęła,a on zamarł z wyciągniętą ręką.
Obróciła się na plecy, muskając go ramieniem. Czując dotyk jego skóry wtuliła się nieświadomie w jego ramię.
Przytulił ją do siebie. Może jednak nie jest aż tak przeciwna spaniu koło siebie.
- A co jak się postawię? - Zaśmiała się.
- Stawiać to ty możesz co najwyżej mi pomniki. - Spojrzał na nią z góry. No w sumie trudno, żeby spojrzał inaczej, skoro był tyle wyższy.
- Chyba cmentarne. - Mruknęła.
- Nie cwaniakuj, młoda. Idziemy.
Skinął głową na strażników, którzy otworzyli przed nim drzwi.
Oczom Susan ukazała się długa, wysoko sklepiona sala, która spokojnie mogłaby pomieścić ze dwa stadiony Wembley. Wysoki strop podtrzymywało kilkadziesiąt par kolumn. Na końcu sali stał wielki, wręcz monumentalny tron, na którym siedział przysadzisty, wyglądający na niezbyt wysokiego mężczyzna.
Miał całkowicie białą brodę i włosy. Jedno z jego oczu zakryte było złotą przepaską. Pewnie zadarł z jakimiś miejscowymi specjalistami od obraźliwych napisów na murach.
Szła równo z Lokim, co jakiś czas ukradkiem na niego spoglądając i naśladując jego ruchy. Mniej więcej w połowie sali Kłamca uniósł wysoko brodę i lekko przymrużył oczy. Ona zrobiła to samo, odrzucając włosy na plecy. Usłyszała syk Lokiego w głowie.
W odległości kilku metrów od tronu Laufeyson zatrzymał się i lekko skłonił. Bardzo lekko. Susan też się pochyliła, jednak trochę głębiej.
- Witaj, ojcze. - Powiedział Loki, intensywnie akcentując ostatnie słowo.
- Witaj, synu. - Mężczyzna, wbrew oczekiwaniom Sue, nie odpowiedział tym samym. - Zdaje mi się, że wygnałem cię kilka miesięcy temu.
- Tak, wygnałeś. Ale wróciłem, bo... potrzebuję... twojej pomocy.
- I spodziewasz się, że ci jej udzielę? Po tym, co zrobiłeś? Jak przeniosłeś mnie do innego wymiaru i zająłeś moje miejsce, podszywając się pode mnie?
- Kto nie oczekuje dobra, nie obawia się żadnego zła. - wysyczał Loki. No, jak będzie kontynuował tą słodziutką i jakże grzeczną rozmowę, to nie ma szans na odmowę. Po prostu nie ma.
Odyn chwilę milczał. Susan wgapiła się martwym wzrokiem w jakiś punkt na ścianie za jego plecami. Dopiero po chwili zauważyła, że starzec się jej przygląda.
- Co to za dziewczyna? - zapytał.
- Właśnie w tej sprawie do ciebie przychodzę. - westchnął Loki - potrzebuję dla niej schronienia. Za to, że pomogła mi... zapoznać się z Midgardem... jest poszukiwana i grozi jej kara.
- Czy w Midgardzie oprowadzanie turystów jest nielegalne? - zaśmiał się siwowłosy.
- Tak, jeśli tym turystą jest bóg chaosu i kłamstwa, który prawie zmiótł ich ulubione miasto z powierzchni ziemi.
Wow. Jaka szczerość.
- A dlaczego tak zależy ci, by ją przed tym uchronić?
- Bo mi pomogła. W wielu rzeczach. Nie tylko w poznaniu mapy Nowego Jorku. Nie o to chodzi. - Susan była pod wrażeniem, jak zgrabnie Loki odciąga Odyna od tematu, którego wolałby uniknąć. - teraz ja chcę pomóc jej.
Odyn nie odpowiedział. Myślał. Wsparł się na zwiniętej pięści i patrzył rozbawionym wzrokiem to na swojego syna, to na Ziemiankę.
Po jakimś czasie, w trakcie którego nikt nie śmiał się odezwać, Odyn nabrał powietrza, prostując się i spoglądając na Lokiego.
- Mam rozumieć, że zakochałeś się w tej Ziemiance i nie chcesz, żeby ktoś zrobił jej krzywdę w miejscu, z którego pochodzi, tak?
Susan poczuła silny dreszcz przechodzący przez serce. Od kiedy serca mają dreszcze? Spojrzała na Kłamcę i ledwo powstrzymała parsknięcie. Po raz pierwszy widziała go w takim stanie. Miał wielkie oczy, a na jego twarz malował się szok i niedowierzanie. Nie trwał tak co prawda długo, bo prawie natychmiast się opanował, ale Odyn zdążył to zauważyć i uznać za dokonanie swojego wielkie talentu łamania kłamstw. Którego swoją drogą nie miał za grosz.
Loki spojrzał w bok, planując odpowiedź.
- Yyy... - zaczął inteligentnie - no... och, ojcze, jak możesz? - teatralnie chwycił się za serce - Z taką łatwością mnie rozgryzłeś... Nie wierzę. Tak. Jesteśmy zaręczeni, a tak bardzo nie chcę jej stracić... musisz mnie zrozumieć!
Teraz to Susan wyglądała na przerażoną i kompletnie zszokowaną.
Co ten idiota robił?
Loki przechylił się mocno w jej stronę i chwycił ją w pasie, przyciągając do siebie.
- Pogło cię do reszty? - zapytała w myślach.
- Pomnik, pomnik. - odpowiedział Loki. Czekaj... co?
Jaki... ach. No tak. Dopiero po chwili Frozen zrozumiała. Nie stawiać się, tylko pomniki. Zaufać szaleństwu trickstera. Ożesz.
- Jakoś to załatwię. Nie wiem, puści się plotkę, że cię zdradzam i będzie git. - kontynuował.
Susan wymusiła uśmiech.
- Nie spodziewałem się tego, synu. No cóż... zawsze bałem się, że nie znajdziesz pokrewnej duszy. A tu proszę... w takim wypadku... dobrze. Możesz zostać... - urwał, nie znając imienia dziewczyny.
-...Susan. - dokończyła.
-... Susan. - powtórzył. - Mam nadzieję, że skoro jesteście już prawie małżeństwem, nie będzie dla was problemem wspólna komnata?
Susan pomyślała, że te tortury S.H.I.E.L.D.u nie mogą być aż takie złe.
- Skądże, ojcze. Sam fakt, że zdecydowałeś się odwlec w czasie moje wygnanie jest dla mnie ogromnym szczęściem. - wyrecytował Loki. Sue słyszała w jego głosie fałsz, którego Odyn najwyraźniej nie zauważył.
- Dobrze więc. Pokaż twojej wybrance Asgard. Cieszcie się Wiecznym Królestwem. Wieczorem zostanie wydana uczta z okazji powrotu mojego syna. - powiedział pompatycznie Odyn. Loki skłonił się, tym razem głębiej, Susan zrobiła to samo. Laufeyson chwycił dłoń dziewczyny i poprowadził ją w stronę wyjścia.
Kiedy znaleźli się w bezpiecznej odległości od tronu, Susan wyszeptała:
- To przerażenie na twojej twarzy raczej nie popierało twoich słów o naszych słodkich zaręczynach.
- Nie bój się, szok i pragnienie ucieczki wymalowane na twojej skutecznie odwróciły od tego uwagę. Śpisz na podłodze.
***
- I jak? Są jeszcze jacyś ranni? - zapytał Bruce wychodzących z płomieni agentów.
- Nie. Ani ranni, ani martwi, ani nic. Nie ma nikogo.
- Czekajcie! Mam coś! - krzyknął ktoś z głębi skrzydła.
Tony'emu przyspieszyło tętno. Może to ona. Może jest tylko lekko posiniaczona. Może tylko złamała rękę. Może...
- To Hill. Ranna, ale żyje.
- Przewieźcie ją do szpitala.
***
- Daj spokój i wkładaj to. Nie obchodzi mnie, co o tym sądzisz. Już i tak będziesz atrakcją wieczoru. Nietutejsze ciuchy nie są ci potrzebne do szczęścia.
- Loki, ale mi w tym wszystko widać. Ta kiecka jest cienka jak papier ryżowy. Nie założę tego.
- Widać ci tylko nogi, co w tym złego? To tak samo jakbyś miała te midgardzkie krótkie spodenki.
- Ale...
- Koniec. Załatwiłem ci najlepszą kieckę, na jaką było stać ręce krawców. Po raz kolejny muszę cię zmuszać do założenia sukienki? Jesteś kobietą czy tylko udajesz?
- Powiedz to jeszcze raz a gwarantuję ci, że już do końca życia nie powiesz już kompletnie nic.
- Super, wzruszyłem się. Wbijaj się w szaty i idziemy.
- Ale ja nie chcę.
Loki usiadł na jednym z foteli w pracowni krawieckiej i schował twarz w dłoniach.
- Czy ty, okrutna istoto, chociaż raz możesz zrobić coś bez marudzenia? - zapytał łamliwym głosem przytłumionym przez dłonie. - Raz jeden jedyny?
- Nienawidzę imprez. Zwłaszcza, że wszyscy będą się na mnie gapić, bo: jeden, jestem ziemiańską narzeczoną Tego Wrednego Dziada, który ukradł mi to, to i tamto, i dwa, spódnica sukni mi prześwituje i dokładnie widać moje piękne iksy.
- Nie masz iksów. - stwierdził Loki, spoglądając na nogi dziewczyny i marszcząc czoło.
- Nie podlizuj się. - wywróciła oczami. - Będę mogła wyjść wcześniej? - zapytała z rezygnacją w głosie.
Kłamca uśmiechnął się słysząc, że dopiął swego.
Uśmiechnął się asymetrycznie.
***
- A co jeśli coś jej się stało? Sprawdźcie jeszcze raz! - Stark był wyraźnie przerażony. Dopiero co dowiedział się o tym, że jego siostra jednak żyje, a już ma ją stracić?
- Tony, sprawdzali już trzy razy. Gdyby coś jej się stało, na pewno by ją znaleźli. Ją albo ciało. - Banner uspokajał kolegę.
Z przygasających płomieni dobiegło ich stłumione, ale wyjątkowo brzydkie przekleństwo.
- Co jest? - krzyknął ktoś za plecami Bruce'a. Tony'emu krew stężała w żyłach.
- Chodźcie tu! I niech ktoś zawoła Fury'ego. - odpowiedział głos z daleka.
Trzech mężczyzn pobiegło w stronę źródła dźwięku, przywołując Nicka przez krótkofalówkę. Po chwili i on wbiegł do lekko jeszcze płonącego pomieszczenia. Nawet nie spojrzał na przerażonych i lekko podfajczonych najbliższych Susan.
Po kilku minutach on, Natasha i Clint podeszli do Tony'ego i Bruce'a. Romanoff już otwierała usta, by coś powiedzieć, ale Stark ją uprzedził:
- Błagam cię, nie mów, że to ona. - wyszeptał błagalnie. - Powiedz, że to ktoś inny.
Ruda chwilę się zawahała. W jej oczach widać było smutek. Clint też był jakiś zasępiony. Fury jak zwykle miał kamienną twarz, ale spuścił głowę, a to nie wróżyło dobrze.
- Nie. To nie Susan. To Kapitan. Kapitan nie żyje. Przebity na wylot czymś ostrym. Rany dokładnie takie, jakie miał Coulson. A to znaczy...
- To znaczy, że był tu nasz ulubiony bóg. I prawdopodobnie z tego też powodu nie ma tu twojej siostry. - powiedział Fury.
Tony milczał, patrząc martwym wzrokiem przed siebie, w przestrzeń między głowami Clinta i Natashy. Już wolałby, żeby Susan zginęła. Ta byłoby dla niej lepiej. Sto razy lepiej.
W końcu odezwał się zimnym, zmienionym tonem:
- Zabiję gnoja.
***
Z początku Susan dość niechętnie udawała dziewczynę Lokiego, krzywiła się ukradkiem i starała się unikać okazji do okazywania sobie uczuć. Ale tylko z początku.
Siedzieli teraz razem wśród innych Asów, Frozen opierała się o Kłamcę wygodnie, a on obejmował ją lekko w pasie. Dziewczyna położyła mu głowę na ramieniu. Zachowywała się jal typowa asgardzka bogini - była tylko ozdobą dla bawiących się bogów. Loki był bardzo zadowolony z efektu ich sporu: w końcu zmusił Susan do założenia typowej dla dam dworu sukni. Bogowie o dziwo ucieszyli się z jego powrotu. Wszyscy zgodnie przyznali, że owszem, czasem jest wkurzający, ale bez niego i jego psikusów w Asgardzie jest niesamowicie i potwornie nudno. No, prawie wszyscy. Sif, Volstagg i Fandral może i pojawili się na uczcie, ale tylko i wyłącznie, by popatrzeć sobie na kobietę, którą Loki uwiódł. Bo innej opcji nie brali pod uwagę.
Przez większą część uczy Sue siedziała cicho i grzecznie, potulnie łasząc się do trickstera, za co on odpowiadał jej tym samym. Nie przesadzali co prawda, jak co niektórzy zebrani. Zachowywali się bardziej jak elegancka i dystyngowana rodzina królewska, skromnie i dyskretnie, ale zauważalnie okazująca sobie uczucia.
Przez pierwszą godzinę główną atrakcją były rozmowy i podziwianie tańczących nimf, które, zgrabnie prześlizgując się między ławami i stołami, częstowały gości owocami. Z początku Susan podchodziła to zawartości półmisków z lekkim dystansem, nie będąc pewna, co z tego jest jadalne, a co tylko ładne. Żaden z podawanych fruktów nie występował na Ziemi. Jednak gdy Loki nadstawił jej pod usta coś, co wyglądem przypominało brzoskwinię w odrobinkę innej wersji kolorystycznej, zdecydowała się zaryzykować. Nie za bardzo podobał jej się co prawda fakt, że owoc był już przez niego nadgryziony, ale po otrzymaniu od niego (oczywiście w myślach) informacji, że to element przedstawienia, odgryzła małą część. Yolo.
Czując smak brzoskwinio-podobnego czegoś niemal odleciała. Nigdy nie jadła czegoś tak pysznego. Bardzo słodki, ale lekko przełamany przyjemny kwaskiem miąższ strukturą odpowiadał midgardzkiej nektarynce. Skórka była cienka i łatwa do pogryzienia, a sok... sok był jak miód, i wcale niedużo różnił się od niego smakiem. Jedyne co, to był rzadszy, przez co szybko spłynął jej do gardła.
Loki uśmiechnął się widząc, że Asgard powoli ją opanowuje i że niedługo trzeba będzie wyciągać ją stąd siłą. Wiedział, że jeśli Odyn się o tym dowie, to trudniej mu będzie podjąć decyzję o jej wyrzuceniu.
- To nattfrukt. Owoc nocy. Nazywamy go tak, bo można go zrywać tylko po zapadnięciu całkowitego zmroku. Zebrany o każdej innej porze dnia jest trucizną, która zabija powoli i okropnie boleśnie. - wymruczał jej do ucha.
Odpowiedziała go tylko błogim "myhym". Cały czas próbowała zachować smak nocnego owocu na języku.
Próbowała potem jeszcze wielu pysznych plonów asgadzkiej ziemi, jednak dopiero ostatni podbił jej serce niemal w równym stopniu co nattfrukt.
Tym razem Loki zdradził jej tylko staronorweską nazwę tego owocu, pozostawiając tłumaczenie jej odczuciom. Chociaż ona nie wierzyła, on doskonale wiedział, że po posmakowaniu nie będzie miała najmniejszych wątpliwości co do nazwy.
Dał jej owoc do ręki.
- To jest brann. Mój ulubiony.
Susan obracała go chwilę w palcach. Miał lśniącą czarną skórkę z lekkimi bordowymi przetarciami. Miał kształt kolczastej kuli, co w zsumowaniu z kolorem raczej nie zdobyło ufności Frozen.
Powoli zbliżyła owoc do ust. Uniosła na chwilę oczy. Wszyscy zajęci byli sobą. Tylko Laufeyson patrzył na nią w oczekiwaniu na reakcją. Cieszyła się, że nikt jej się nie przygląda.
Ugryzła.
Owoc był twardawy, jak jabłko. Żując, Susan nie czuła niczego specjalnego. Jedyne, co ją zdziwiło, to to, że smakował jak połączenie truskawek, nektarynek i czekolady. Potem pojawiały się nowe smaki. Poczuła lekką nutę gruszki, porzeczek obsypanych grubą warstwą cukru, ledwo wyczuwalna nuta cytryny albo limonki. Zielone winogrona. Maliny. Słodko-cierpkie jabłka. Takie, jakie są tylko we wrześniu. Na samym końcu poczuła smak nattfrukt, który powoli przerodził się w lekko pikantne... coś. Coś, czego nie znała, ale co było dość przyjemne dla jej podniebienia.
Owe "coś" stawało się coraz ostrzejsze, więc połknęła kęs.
I wtedy ją zatkało. Chwilę po tym, jak owoc przeszedł przez jej przełyk, poczuła dziwną falę gorąca wychodzącą z żołądka. Ciepło rozlało się po jej przełyku, gardle, ustach. Było jak płomienie. Jak pożar. Przyjemny pożar.
Kiedy to wszystko ustało, zalał ją chłód. Miły i kojący po wcześniejszym cieple.
Uniosła oczy na Lokiego.
Uśmiechnął się.
- Ogień. - powiedziała.
- Tak. Brann to po norwesku ogień. Jakie czułaś smaki? - zapytał z zaciekawieniem.
- To... nie smakuje tak samo dla każdego?
- Nie. - zaśmiał się. - Każdy czuje co innego. U mnie dominuje kawa i dużo asgardzkich owoców.
- Wow. Dlaczego nie czułam pizzy?
- A zadowolona byś była, gdybyś zaraz po czekoladzie poczuła pizzę?
- No, chyba nie... skąd wiesz, że miałam czekoladę?
- Strzelałem. Każdy lubi. No więc?
- Głównie ziemskie owoce. I nattfrukt. A to gorąco na końcu to też...
- Nie. To akurat czuje każdy. - przerwał jej.
Nimfy postawiły przed nimi kolejny półmisek jednak tym razem wszystkie owoce wyglądał tak samo. Złote jabłka. Jabłka Idunn.
Susan spojrzała pytająco na Kłamcę.
Pokręcił głową.
- Tego nie możesz spróbować. - powiedział.
Frozen zdawało się, że słyszała w jego głosie smutek.
***
Tony chodził w tę i z powrotem po pomieszczeniu, podczas gdy reszta Avengersów wodziła tylko za nim wzrokiem.
Drzwi windy otworzyły się.
Wszedł Thor.
Stark uniósł głowę i popatrzył na blondyna. Miał na sobie kostium, więc czuł też trochę więcej odwagi.
Więc przyklepał Thorowi jakąś nierówność na prawym policzku.
Pięścią.
Z rozpędu.
- Mógłbyś trochę lepiej pilnować tego twojego braciszka! - wrzasnął na całe gardło. Natasha otworzyła szeroko oczy. - Masz go znaleźć! NATYCHMIAST! Masz go tu przyprowadzić razem z moją siostrą, ROZUMIESZ?!
Gromowładny patrzył na niego zszokowany. O co mu chodziło?
- Yyy... Tony, sądząc po minie Thora, on raczej nie bardzo wie o co chodzi. - powiedział ze zmieszaniem Barton. - Może nawet nie wie, że Steve nie żyje.
- Steve nie żyje? - zapytał Thor, a jego twarz ukazywała obraz skrajnego załamania nerwowego zamiast wcześniejszego szoku.
- Tak. Twój brat go zabił.
***
Minęło już dobre kilka godzin, a impreza dalej trwała w najlepsze. Po owocach podano potrawy ciepłe. W sumie Loki i Susan prawie nic nie zjedli, przynajmniej w porównaniu do reszty. Albo do takiego Volstagga. No dobra, w porównaniu do Volstagga to nikt nic nie zjadł.
Na sam koniec przyniesiono mnóstwo dzbanów z miodem pitnym, piwem i winem, a choć tego ostatniego Loki sobie nie szczędził, nawet odrobinkę nie sprawiał wrażenia pijanego. Susan zastanawiała się, jak to robi. Posmakowała od niego łyka wina (później miała z tego powodu straszne wyrzuty sumienia, bo przecież ma dopiero dziewiętnaście lat, a w Ameryce wolno pić od dwudziestu jeden) i mało brakowało, a parsknęłaby nim. Było okropnie mocne. Po tym malutkim łyczku mało nie odjechała. Kompletnie ją zmuliło. Bolała ją głowa i nie do końca się orientowała, co kto do niej mówi. Dziewięćdziesiąt dziewięć procent słów, które Kłamca wypowiadał pod jej adresem musiało zostać przez niego powtórzonych co najmniej raz.
W końcu, widząc, że u Susan jest już praktycznie zgon, pożegnał się z bogami i wyszli. Frozen perfekcyjnie udawała, że jest stabilnie i że wcale nie schlała się w trupa łykiem wina.
Jednak gdy tylko wyszli na kompletnie pusty korytarz idący przez ogrody, z których milutko wiał lekko chłodnawy wietrzyk, natychmiast zaczęła się zataczać i włazić w kolumny.
- Ile wypiłaś? - zapytał podejrzliwie Loki, w ostatniej chwili ratując Sue przed czołowym zderzeniem z posągiem jakiegoś przodka Odyna.
- Łyka. Dosłownie. Z czego wy to robicie? - odpowiedziała.
- O, mówisz wyraźnie, czyli nie jest aż tak tragicznie, jak wygląda.
- Wypiłeś kilka kieliszków co najmniej. A jesteś trzeźwy jakbyś nawet nie zaszczycił czary spojrzeniem.
- Bycie bogiem wina musi się do czegoś przydawać, prawda? - zaśmiał się.
Otworzył przed nią drzwi jego komnaty. Weszła, a on za nią. Pstryknął palcami i ciemności natychmiast zostały rozpędzone przez światło, którego źródła Susan jakoś nie mogła zlokalizować.
- Nie szukaj. Są nad sufitem.
- Słucham?
Kłamca westchnął ciężko.
- Lampy. Są nad sufitem. Rozróżniasz jeszcze słowa? Panele świetlne są pokryte cienką warstwą farby, żeby wyglądały jak sufit. Dopiero nad nimi jest strop.
- Aaa... - powiedziała Susan inteligentnie. Obraz zaczął jej się rozmazywać przed oczami. Loki widząc, że zmierza na spotkanie twarzą w twarz z podłogą, chwycił ją i podniósł. Nie było sensu jej prowadzić.
Położył ją na wielkim łóżku. Co prawda obiecał jej , że będzie spała na podłodze, ale przecież nie jest aż tak bez serca.
Dziewczyna zamknęła oczy i zmarszczyła czoło.
Loki poszedł do łazienki, gasząc światła. Ona niemal natychmiast zasnęła.
Kiedy Laufeyson wrócił, zarzucił na nią kołdrę i sam położył się obok. Niby blisko, ale jednak na drugim końcu łóżka.
I nie dlatego, że czuł się upokorzony dzieleniem łóżka z jakąś Ziemianką, bo wcale się tak nie czuł. Po prostu chciał, żeby miała spokój. Podejrzewał, że nie byłaby zachwycona, gdyby położył się tuż koło niej i chuchał jej na kark.
Spała obrócona do niego plecami. W bladym świetle księżyca zauważył, że lekko drży. Zaciągnął jej kołdrę aż po brodę. Poprawiając ułożenie okrycia przez przypadek dotknął dłonią jej policzka. Drgnęła,a on zamarł z wyciągniętą ręką.
Obróciła się na plecy, muskając go ramieniem. Czując dotyk jego skóry wtuliła się nieświadomie w jego ramię.
Przytulił ją do siebie. Może jednak nie jest aż tak przeciwna spaniu koło siebie.
WOW xD coś genialnego... bardzo dobrze się czytało... Nic dodać nic jąć, nie mogę się doczekać kolejnego rozdziału xDDD
OdpowiedzUsuńZakochałam się w Twoim tekście *_*
OdpowiedzUsuńSzczerze? Zabieralam sie ze 3 razy zeby to przeczytac... Ehhh na poczatku strasznie sie ciagnelo i dluzylo i tylko czekalam zeby literki juz zniknely, a tu byly kolejne, kolejne, kolejne.. I konca nie było widac!
OdpowiedzUsuńWlasnie! Co do konca.. Nie karz mi zbyt długo czekać na dalsza część. Strasznie szybko zaczynam się niecierpliwi! ;) <3
Hej hej?! Ja tu czekam!! No dalej! Prooooooosze :3
OdpowiedzUsuń1. "- A co jak się postawię? - Zaśmiała się.
OdpowiedzUsuń- Stawiać to ty możesz co najwyżej mi pomniki. - Spojrzał na nią z góry. No w sumie trudno, żeby spojrzał inaczej, skoro był tyle wyższy.
- Chyba cmentarne. - Mruknęła." XD
2. Chciałabym być tak blisko Lokiego.
Ok, teraz jestem zmuszona czytać to opo do niewiadomo której w nocy byleby je skończyć
OdpowiedzUsuń