czwartek, 21 stycznia 2016

1. My name is Hatred.

KSIĘGA CZWARTA

Eyes of Death


https://www.youtube.com/watch?v=bF5X_-gJa5c

My name is worthless as you told me I once was.
My name is empty cause you drained away the love .
My name is searching since you stole my only soul.
My name is Hatred and the reasons we both know. 


Peter patrzył przez szybę na leżącą w w przeciwległym krańcu sali kobietę. Z daleka nie widział zbyt dobrze, ale nie wyglądała na specjalnie pełną życia.
A tak bardziej precyzyjnie, to leżała nieruchomo.
Od pół roku.

Peter westchnął. Rozumiał Tony'ego. Po części. To znaczy, rozumiał że tak bardzo walczy o utrzymanie Susan przy życiu, ale nie rozumiał, dlaczego to robi.
Ta dziewczyna dosłownie - proszę wybaczyć - rozpieprzyła wszechświat. Terra oberwała najbardziej, to prawda, ale, kurde, nawet inne planety niebiorące udziału w wojnie wyglądają jakby przeleciało po nich stado Ronanów. Pieprzone stado. 

Peter odwrócił się i poszedł do swojego pokoju.

***

Bucky patrzył przez szybę na leżącą w przeciwległym krańcu sali kobietę. Widział dobrze. Jej serce ledwo biło.
Od pół roku.

Bucky oparł się czołem o szkło i zamknął oczy. Tak bardzo chciał tam wejść. Chciał trzymać ją za rękę. Jedyna osoba, której kiedykolwiek naprawdę ufał leżała umierająca, a on nie mógł nawet być wtedy przy niej. 
Była dla niego jak siostra.
A on był dla niej jak brat.
Bardziej niż Tony.
Wiedział o tym.

Bucky odwrócił się i poszedł do swojego pokoju.

***

Widziała stających kolejno za szybą ludzi.
Najpierw był Peter, ten facet, który próbował ją ratować.
Potem Bucky. Był smutny. Zrozpaczony.
Później przewijały się też inne osoby: Tony, Natasha, Bruce.
Każdy pełen innych emocji.
Nie patrzyła na nich. Miała zamknięte oczy. Jej świadomość była uśpiona. Ale czuła, jak przychodzą. Rozpoznawała ich, mimo, że żaden z jej zmysłów nie pracował. A przynajmniej żaden z tych, którymi dysponują normalni ludzie.

W jej głowie szalały myśli. Jej podświadomość malowała na wewnętrznych ścianach jej powiek obrazy nie tworzące żadnego sensu, ale wystarczające, by umiała wyciągnąć z nich wnioski.

W skroniach czuła pulsowanie wieży. Cała aparatura, która ją otaczała, wszystkie komputery stojące w pracowniach, każdy szept pracowników i odgłos uderzenia z sali treningowej. Wszystko to płynęło przez jej umysł, dając jej obraz tego, co dzieje się w Stark Tower.

Uśmiechnęła się do siebie. Nie wiedziała, czy zrobiła to tylko mentalna część niej czy fizyczna także. Nie obchodziło jej to. Teraz była tylko umysłem, a ciało służyło jej wyłącznie do wykonywania poleceń. Znowu była taka, jaka się urodziła.

Wolna.

I tym razem nikt jej tego nie odbierze.

***

Tony po raz kolejny spróbował połączyć reaktor ze stojącym przed nim komputerem mimo iż wiedział, że i tak nic z tego nie będzie. Robił to tylko na pokaz.

Cały czas wmawiał sobie i innym, że praca nad nowymi modelami sztucznych inteligencji i ulepszaniem zbroi uspokaja go. Że tylko w swojej pracowni potrafi myśleć o czymś innym, niż o siostrze.

Ale zarówno on, jak i wszyscy jego współlokatorzy wiedzieli, że to jedna wielka ściema.
W momencie, kiedy Tony brał do ręki jakiekolwiek narzędzie, natychmiast zaczynał rozmyślać. Doszło już do tego, że uznał, że to wszystko rzeczywiście jest jego wina. Że mógł nie próbować jej pomóc na siłę i że to przez niego Sheera stawała się silniejsza.

Skarcił się w myślach. Przecież wszyscy wiedzieli, że to przez Lokiego. Gdyby go wtedy trzymano w celi, nigdy nie zobaczyłby Susan, a raczej Sheery. Nie wiedziałby, do czego jest zdolna i nie wybrałby sobie jej na pomocnika. Susan żyłaby szczęśliwie z Tonym, znalazłaby sobie chłopaka, stałaby się członkinią New Avengers i świat by ją kochał.

A nie nienawidził, jak teraz.

Tak, przez ostatnie kilka miesięcy Susan stała się czymś w rodzaju tarczy strzeleckiej dla dziennikarzy i polityków. Napisano tysiące artykułów o "demonicznej siostrze wizjonera Tony'ego Starka, która połączyła siły z jeszcze bardziej demonicznym bożkiem pogan by razem zniszczyć świat".

W związku z tym oczywiste było, że informacja o próbach wskrzeszenia Susan Stark musi być ściśle tajna. W przeciwnym razie zaraz znalazłaby się grupa idiotów, którzy chcieliby dokonać na niej linczu.

Rozmyślania Tony'ego przerwał dziwny dźwięk dochodzący z jego reaktora łukowego. Odłożył śrubokręt i postukał lekko w pierś. Brzęczenie ustało.

Wzruszył ramionami i ponownie przystąpił do pracy.
Nagle usłyszał niski, cichy głos:
- Jeg er edder.
Odwrócił się gwałtownie.
Nikogo za nim nie było.
- Kto tu jest? - Zapytał podniesionym głosem.
- Jeg er edder.

Tony dokładniej rozejrzał się po pracowni. Oprócz niego nie było w niej nikogo.
Zrozumiał, że dźwięk dochodził z wewnątrz jego głowy.



Kiedy wywnioskował, że słowa, które usłyszał, zostały wypowiedziane w jakimś skandynawskim języku, natychmiast pobiegł do Vision i kazał mu je przetłumaczyć. Wyczytywał on usłyszane przez Tony'ego słowa z jego pamięci, bo ten sam nie był w stanie ich powtórzyć. Już po pierwszym zdaniu przestało mu się to jednak podobać.
- Co jest? - zapytał Tony, kiedy Vision się skrzywił.
- Nic. Wydaje mi się, że rozumiem, ale zdanie nie ma sensu. Szkoda, że nie ma z nami Thora.
Vision bardzo lubił boga piorunów i ciężko przeszedł jego śmierć.
- Co znaczy to zdanie? - dopytywał Tony.
- Thor mi o tym mówił, kiedy spotkaliśmy się przez przypadek na bitwie pod Chicago. Jego oczy były wielkie jak spodki. Nigdy nie widziałem go tak przerażonego. W chwili, w której zabił Węża Midgardu, zobaczył jakąś kobietę. Stała kilkadziesiąt metrów od niego i patrzyła, jak Jormungand umiera u jego stóp. Opowiadał mi wtedy, że do niego mówiła, choć nie poruszała ustami. Mówiła... powiedziała mu dokładnie to samo co tobie.
- Czyli? - Tony zaczynał się niecierpliwić.
- "Ja jestem jadem."
Z początku Tony nic nie mówił.
- Nie rozumiem - powiedział w końcu.
- Chodzi o to, że według mitów Thor miał zginąć od jadu węża, którego zabił. Po prostu mieli załatwić siebie nawzajem, rozumiesz? Ale wąż go nawet nie dziabnął. Wtedy Thor zobaczył tę kobietę i usłyszał, jak mówiła mu, że to ona jest jadem - mówiąc mniej poetycko, że to ona go zabije. A wiesz przecież, kto zabił Thora.
- Sheera - wyszeptał Stark.
- Na polecenie twojej siostry.
- Uważasz, że to był jej głos? - Tony zdawał się być rozgniewany.
- Nic nie sugeruję, ale...
- Panie Stark! - przerwał mu Phil Coulson, wpadając z zadyszką do pomieszczenia.
- O Boże - stęknął Vision. Nie dlatego, że nie pozwolono mu dokończyć, tylko dlatego, że już wiedział, w jakiej sprawie przybiegł agent Coulson.
- Co się stało? - zapytał Tony, patrząc to na jednego, to na drugiego.
Coulson pooddychał ciężko jeszcze chwilę, po czym powiedział:
- Obudziła się.

***

Siedziała na łóżku patrząc martwym wzrokiem przed siebie. Nie była już taka spokojna i pewna siebie jak przedtem. Świat był inny. Obcy. Zapomniała już, jak wygląda z tej perspektywy.
Tony podszedł i usiadł koło niej na łóżku. Spojrzała na niego. Nienawidziła go jeszcze bardziej niż przedtem.
- Susan...
- Nie odzywaj się do mnie - przerwała mu. - Nie po tym wszystkim, co mi zrobiłeś.
Iron Man westchnął.
- O czym ty mówisz? Co tym razem ci zrobiłem?
- Jakim prawem decydujesz o moim życiu i śmierci?! - rzuciła się na niego. Lekarze siłą wciągnęli ją z powrotem na łóżko. - Za kogo ty się uważasz?! Za Boga? Skoro umarłam, to umarłam! Kto ci dał prawo do przywracania mnie do żywych?!
- Myślałem, że się ucieszysz. Każdy głupi by się cieszył, gdyby dano mu drugie życie.
- Ale ja nie jestem głupia, jak mam nadzieję że zauważyłeś. Siłą ściągnąłeś mnie z powrotem do tego całego gówna, w którym muszę cały czas się ukrywać i bać, czy przypadkiem zza rogu nie wyskoczy ktoś, kto będzie miał ochotę mnie nie tyle zabić, co zadać mi ból. Tam miałam spokój. Nikt  nie truł mi dupy.
- Żyjesz, Susan. Jesteś bezpieczna.
- Ja może i tak, ale moje zlecenie na ciebie dalej funkcjonuje. Więc dopóki ja jestem bezpieczna, ty jesteś zagrożony, i to poważnie.
- Zlecenie? - Zapytało z niedowierzaniem co najmniej kilku zebranych.
- Tak, zlecenie. Boże, wam się naprawdę wydawało, że wszystko o mnie wiecie. - Parsknęła szyderczym śmiechem.
- Susan, rozumiem, że jesteś zła za to, że próbowaliśmy cię leczyć bez twojej zgody i za wiele innych rzeczy, którymi nieumyślnie cię skrzywdziłem, ale nie ma potrzeby doszukiwać się teraz w każdej jednej wykonanej przeze mnie czynności próby zrobienia ci krzywdy. Jesteś moją siostrą.
- Nie nie nie, poczekaj. Ty chyba nie do końca zajarzyłeś. - Susan wstała. Ochroniarze dyskretnie przesunęli palce na spusty ich broni. - Ja nie jestem twoją siostrą.
- Boże, nie przesadzaj. Jesteś zła, rozumiem, nie chcesz mnie znać. Ale ja zawsze będę twoim bratem.
- Ale ty jesteś tępy. Mówię ci po raz kolejny, że nie jestem twoją siostrą. Udawałam.
W pomieszczeniu zapadłą cisza tak gęsta, że można by ją było kroić nawet najbardziej tępym nożem na świecie.
Susan westchnęła i obdarzyła Tony'ego najbardziej uroczym z możliwych uśmiechów.
- No cóż, chyba czas was wtajemniczyć. Nie nazywam się Susan Stark. To moje przybrane nazwisko. Wrażliwe osoby proszę o zajęcie miejsc siedzących. - Nikt nie usiadł. - Wasz wybór. Urodziłam się dwudziestego pierwszego września tysiąc dziewięćset trzydziestego siódmego roku jako najmłodsza z czwórki rodzeństwa. W wieku dwóch lat, zaraz po tym, jak moi dwaj najstarsi bracia zostali powołani do wojska w związku z wybuchem II wojny światowej, zostałam porwana i zabrana do Niemiec. Miałam zostać dzieckiem ważnego oficera armii niemieckiej, który bardzo chciał mieć córkę. Nazywał się Stark, ale nie miał nic wspólnego z twoją rodziną, Tony. Jego nazwisko czytało się po niemiecku, przez "sz". Myśleli, że jestem zbyt mała i że uda im się wpoić mi, że jestem ich biologicznym dzieckiem. Nie wiedzieli jednak, że mają do czynienia z mutantką. Moja moc pozwalała mi na wiele rzeczy, w tym na wykorzystywanie większej części mózgu niż przeciętni ludzie. Dzięki temu pamiętałam wszystko, co wydarzyło się od mojego urodzenia. Pamiętałam, jak naprawdę się nazywam, że nie jestem żadną Sanne Stark. Pamiętałam, że moi prawdziwi rodzice mieszkają w Ameryce, że moi bracia walczą z Niemcami na wojnie. Ale nic nie mówiłam. Myślę o Starkach jako o rodzinie w takim samym stopniu jak o moich biologicznych rodzicach.
Ukrywałam się ze swoimi zdolnościami, bo sama się ich bałam. Nie wiedziałam, co jestem w stanie robić. Do momentu, w którym spotkałam kogoś takiego jak ja.
Kiedy miałam szesnaście lat, przeprowadziliśmy się do Polski. Ze zmianą miejsca zamieszkania wiązała się też zmiana służących. Jak wszystkie wysoko postawione rodziny niemieckie, w domu usługiwali nam Żydzi. Wśród nich był jeden, który ciągle dziwnie mi się przyglądał. Któregoś dnia nakryłam go, jak używa swojej mocy. Zaprzyjaźniliśmy się, razem uczyliśmy się kontroli nad naszymi zdolnościami i ulepszaliśmy je. Kiedy w wieku dziewiętnastu lat wyjechałam na studia, a Erik miał trafić z powrotem do obozu, zabrałam go ze sobą. Mieszkaliśmy razem i pomagaliśmy sobie jak rodzeństwo. Ale wtedy sprawy zaczęły się komplikować. Jakimś cudem Hydra się o nas dowiedziała. Postanowili nas znaleźć i złapać, żeby móc przeprowadzać na nas eksperymenty. Rozdzieliliśmy się i już więcej go nie widziałam. Wiem tylko, że jemu udało się uciec, a mnie nie. Co prawda ukrywałam się dobre kilkadziesiąt lat i złapali mnie dopiero w dwa tysiące szóstym, ale... Długo się nie pokazywali i przestałam być czujna. Zaciągnęli mnie do siedziby Hydry i wyczyścili mnie ze wszystkich mutacji. W zamian za to wszczepili mi adamantium, które miało mi dać niezniszczalność i wieczną młodość, którą dotychczas gwarantowała mi moja mutacja.
Tam też spotkałam Bucky'ego i Natashę. To James pomógł mi dojść do siebie po koszmarze, który zapewniła mi Hydra. W dwa tysiące dziewiątym wypuszczono mnie do świata jako Królową Śniegu. Myślałam, że będzie dobrze. Na myśleniu się skończyło. W dwa tysiące jedenastym znowu zaciągnięto mnie na salę operacyjną i tam podano mi Gen Enigmy i DNA 27. Zmienili mnie w fizyczny obraz schizofrenika. Dali mi Sheerę.
Potem uciekłam. Przez jakiś czas mieszkałam u niewidomego faceta, który wyciągnął mnie z kosza na śmieci za jedną z restauracji w nowojorskim Hell's Kitchen. Znalazł mnie połamaną i ledwo żywą, bo przez przypadek zaplątałam się pod nogami jakiegoś grubasa, który okazał się bossem nowojorskiej mafii. A że grubas był drażliwy, to kazał mnie stłuc. Ja jeszcze nie umiałam wtedy kontrolować mojego nowego ciała, więc leżałam sobie tylko robiąc za worek treningowy. Po wszystkim zamieszkałam na pół roku u tego faceta. On studiował wtedy prawo, a ja mu pomagałam, jak mogłam, żeby mu się jakoś odwdzięczyć. Sprzątałam, gotowałam, chodziłam z nim na spacery, pilnując, żeby nie wlazł pod samochód. Lubiłam go. Ale Hydra znowu mnie znalazła. Dostałam zlecenie. Co śmieszne, zleceniodawcą okazał się właśnie ten grubas z Hell's Kitchen. Miałam zabić ciebie, Tony. Jako członkini Hydry miałam dostęp do wszystkich akt, więc sprawdziłam sobie, że tobie też odebrano siostrę, kiedy miała dwa lata. Znalazłam jej grób. Leży w Pradze, na miejskim. Prawdopodobnie próbowali jakoś ingerować w jej mutacje i nie przeżyła. W każdym razie stwierdziłam, że zbieżność nazwisk należy wykorzystać, i tak dostałam się do Stark Tower. Chciałam cię zabić od razu, co z resztą z całą pewnością pamiętasz. Wtedy powstrzymał mnie Loki. On zwiał, a ja przemyślałam sobie parę rzeczy. Doszłam do wniosku, że w Stark Tower, jako twoja siostra, jestem całkowicie bezpieczna. Hydra tu nie sięga. Nabajałam im, że mam trudności, w rzeczywistości nawet nie planując cię zabić. Musiałabym być głupia, żeby ugryźć rękę, która dawała mi jeść.
I tyle. resztę znacie. Możecie mnie teraz nienawidzić ile chcecie. Fury jak się dowie to pewnie odetchnie z ulgą. On od początku coś czuł. Kiedyś rozmawiał ze mną o tym, że jestem tyloma osobami na raz. A tu Wiedźmin, a tu Królowa Śniegu, zmiennokształtna, siostra Tony'ego. Powiedziałam mu wtedy, że nie wie o mnie jeszcze nic. Teraz powinien zrozumieć moje słowa.

Zapadła cisza. Długa, dzwoniąca w uszach cisza.
- To ty mówiłaś do Tony'ego, prawda? Te słowa po norwesku - odezwał się w końcu Vision. Mówił bardzo cicho.
- Tak. Kiedy przywróciliście mnie do żywych, odzyskałam swoje naturalne moce. Jestem w stanie kontrolować wasze umysły. Między innymi.

Iron Man odkaszlnął. Kiedy przemówił, jego głos się łamał.
- Kim jesteś? - zapytał. - Jak się nazywasz?
- Rebecca - odpowiedziała niemal od razu. Bucky jęknął. Dziewczyna spojrzała na niego i uśmiechnęła się. Tym razem jej uśmiech był szczery i ciepły. - Rebecca Barnes.



********************
No i tyle Drodzy Państwo w kwestii domniemanego marysueizmu Susan Stark. Chcielita, to mata.
Więcej informacji o przeszłości Rebecki znajdziecie w dodanym przez mnie wcześniej materiale dodatkowym :) Jest on dostępny na bocznym pasku w zakładce "Strony" ;)
Do następnego! :*



12 komentarzy:

  1. Co? Kto? Za dużo informacji :) Rozdział cudowny (zresztą jak zawsze). Pisz szybko.

    Życzę weny, Candy.

    OdpowiedzUsuń
  2. Boże, nareszcie wszystko się wyjaśniło :D Super, czekam na next :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Padam na kolana i dziekuje za kolejna księgę. ave

    OdpowiedzUsuń
  4. Znalazłam tą stronę przypadkowo. Przeczytałam wszystkie rozdziały.
    Genialne. Bardzo ciekawa fabuła. Nie mogę doczekać się następnej części.
    Pozdrawiam i życzę weny.
    Rosa

    OdpowiedzUsuń
  5. Dzięki Tobie poznałam zaj*bisty zespół. Rozdział jest kozacki jak zwykle, ale i tak nienawidzę Cię za uśmiercenie Loczka :'( No jak tak można no?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Który zespół? Ten z dzisiejszego posta? :D W filmach uśmiercali Loczka tyle razy, a to mnie się obrywa :( Smuteg głęboki odczuwam :D
      :D

      Usuń
  6. Emm... Prawie się pogubiłam.
    Taki niespodziewany zwrot akcji nam tu dałaś... Podoba mnie siem to :D. Może być ciekawie.

    Pozdrawiam,
    Merc.

    http://runicalblade-trilogy.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  7. Kobitko ileż może to trwać jeszcze?

    OdpowiedzUsuń
  8. A tak z ciekawości, ile masz już komentarzy?

    OdpowiedzUsuń