***
- "Wszyscy nieśmiertelni patrzyli na parę idącą w stronę tronu, na którym siedział Wszechojciec. Mężczyzna, szczupły i wysoki, o czarnych włosach i lodowych oczach. Obok niego średniego wzrostu szatynka, chuda, ale w piękny sposób. Z oczami o granatowych tęczówkach, gdzieniegdzie poprzecinanych srebrnymi nićmi.
Ubrani byli odświętnie. On w granatową szatę, skrojoną idealnie na jego ciało. Ona... ona miała na sobie chabrową suknię, całą wyszywaną drobniutkimi, jednokolorowymi kwiatkami, skupiającymi się gęsto na górze i rozrzedzanymi w połowie nóg. Suknię z długim trenem. Suknię idealnie pasującą do kostiumu mężczyzny.
Na szyi miała kolię z kryształów i szafirów, lśniącą tak, jakby utkana była z gwiazd. Na prawej ręce błyszczał pasujący do niej pierścień.
Wierzch jej włosów uczesany był w koronę, duża jednak część pozostawała luźno puszczona na plecy.
Zatrzymali się przed tronem i skłonili się równocześnie.
Wszechojciec wstał i podszedł do nich.
Po odprawieniu głównej części ceremonii podał parze ozdobną szkatułę. Szkatułę, w której były delikatne, raczej skromne obrączki. Dla mężczyzny była ta grubsza, wykonana w całości z asgardzkiej platyny. Ona dostała węższą, z tego samego kruszcu, jednak z cienką nitką midgardzkiego różowego złota.
Założyli je sobie na palce. Na ich twarzach pojawiły się uśmiechy.
Odyn machnął dłonią w stronę czekających po bokach dwóch służących.
Nadeszli, każdy z koroną na rękach.
Wszechojciec nałożył większą, pełną koronę na głowę klęczącego mężczyzny. We włosy kobiety wpiął pasujący diadem. Drobny, ale piękny.
Następnie przemówił:
"Od dzisiejszego dnia, odkąd stałaś się księżną Asgardu, będziesz posiadała moc bogini. Mianuję cię boginią wierności i poświęcenia. Władaj swą domeną dobrze. Może się ona zamienić w niebezpieczną broń, jeśli tylko tak nią pokierujesz. Uważaj więc na swe czyny. Oprócz tego dostajesz we władanie ogień, wodę, ziemię i powietrze, którymi jesteś, i które są tobą. Nadaję ci imię Sigyn, oznaczające Dawczynię Zwycięstw. "
I tym samym Loki, bóg kłamstw i chaosu, i Sigyn, bogini wierności i poświęcenia, stali się małżeństwem, księciem i księżną Asgardu.
Odyn nie wiedział jeszcze, że uczynił boginią Śmierć we własnej osobie."
- Koniec? - zapytał mały, czarnowłosy chłopczyk, ziewając przeciągle.
- Tak.
- Łoo, wreszcie. Strasznie nudne bajki opowiadasz, Servia.
- To nie bajka, książę. To się naprawdę wydarzyło.
- A skąd wiesz, że ta cała Sigyn to Śmierć?
- To przenośnia. I nie wiem. Ja przeczuwam. Idź już spać.
- Servia? - odezwała się bardzo podobna do chłopca dziewczynka.
- Tak, księżniczko?
- Kiedy tata po nas przyjedzie? Nudzi mi się tu.
- Niedługo. - Servia pogłaskała dziewczynkę po zdrowym policzku, starając się nie patrzeć na ten drugi, o skórze szarej jak papier, tuż przy oczach ciemniejącej, jakby osmolonej.
- A braciszek?
- Niedługo będziesz mogła go zobaczyć. Idź już spać, jest naprawdę późno.
- Dobranoc, Servia.
- Dobranoc.
Servia wyszła z komnaty i zamknęła za sobą drzwi. Kochała te dzieci niemal jak własne, opiekowała się nimi, odkąd się narodziły. Ale przebywanie z nimi napawało ją strachem.
Była wieszczką. Wiedziała, czego dokonają, jak dorosną.
I nie chciała myśleć, do czego będą zdolne już za kilka lat.
***
- Panie Stark.
- Tak, Jarvis?
- Pan Thor przybył.
- W porządku. Wpuść go.
Tony właśnie składał coś w swojej pracowni, kiedy Thor wszedł do pomieszczenia witając się głośno.
- Wiesz, co szykuje twój brat? - Zapytał Tony, nie odrywając wzroku od śrubki, którą właśnie przykręcał.
- A powinienem?
Stark gwałtownie opuścił ręce, które bezwładnie opadły na stół i uniósł oczy do nieba.
- Nie, broń Boże. Po co miałbyś się interesować działaniami swojego pieprzniętego brata, o którym wiesz, że wywoła międzyplanetarną wojnę. Pytałem dla jaj.
Thor przez dłuższy czas nie odpowiadał. Dopiero po chwili powiedział bardzo cichym głosem:
- Nie jest aż taki pieprznięty.
Tony parsknął.
- Ależ wcale. Ale, wracając do twojej niewiedzy na temat jego planów, pozwól, że ci objaśnię. Koziorożec ma w planach urządzenie nam piekła. Ogarnie sobie jakieś potwory i ich na nas poszczuje, a oni rzucą się na Ziemię i nas zabiją. - Ostatnie zdanie Iron Man wypowiedział słodziutkim głosem, którego zwykle używa się do sformułowania "Żyli długo i szczęśliwie".
- Chodzi ci o Ragnarok? - zapytał Gromowładny.
- Nie, o ten tort, który spaliłeś miesiąc temu. Przyjdą potwory i zjedzą spalony tort, to miałem na myśli.
- Przestajesz być śmieszny, Żelazny Człowieku. Mów do mnie jak trzeba, twoje ironiczne teksty są irytujące.
- Wybacz, książę. - Tony skłonił się. - Chcę cię tylko prosić o jedną rzecz. - Podszedł do Thora. - Żeby Susan walczyła po naszej stronie. Tylko wtedy ma szansę na przeżycie.
***
Po komnacie Lokiego i Sigyn rozniósł się dźwięk pukania do drzwi. Z kolei od strony pary leżącej twarzami w poduszkach dobiegł stłumiony jęk rozpaczy.
- Sigyn, błagam, ulituj się i otwórz.
- Dlaczego ja?
- Ty masz bliżej.
Bogini wydała z siebie kolejny zrezygnowany dźwięk i wstała, powoli podchodząc do drzwi.
- Co mam im powiedzieć?
- Że umarłem.
Sigyn otworzyła wrota, wyglądając lekko na korytarz.
- Pani...
- Loki kazał przekazać, że nie żyje. - Przerwała strażnikowi, po czym trzasnęła mu drzwiami przed nosem.
W momencie, kiedy kładła się do łóżka, pukanie rozległo się znowu.
- No teraz to przesadzili. - warknęła i szybkim krokiem ponownie podeszła do drzwi.
Otworzyła je zamaszyście.
- Czy ja wam nie powiedziałam wyraźnie, że... - Urwała na widok stojącego przed nią Odyna. -Wybacz, panie. - Skłoniła się lekko.
- Witaj, Sigyn.
Wszechojciec bezceremonialnie wpakował się do komnaty. Loki, wykazując się godnym podziwu refleksem, rzucił na pomieszczenie szybką iluzję, żeby ukryć porozrzucane na podłodze księgi, papiery i jakieś osiem sukienek, które leżały tam od czasu ostatniej większej imprezy w Asgardzie, kiedy to Sigyn nie mogła się zdecydować, którą z nich wybrać.
- To nie mogło poczekać, ojcze? - Loki wymownie spojrzał na Odyna.
- Nie. Zdaje się bowiem, że zapomniałeś o czymś ważnym.
- Nie rozumiem. A to znaczy, że rzeczywiście zapomniałem.
- Dziś do Asgardu przyjeżdża twój brat.
Loki pobladł.
- Thor? - zapytała Sigyn, patrząc to na jednego, to na drugiego.
- Gorzej. Baldur.
***
Cała rodzina królewska, czyli jakieś trzy osoby, bo Thor nadal urzędował w Midgardzie, stała teraz na dziedzińcu oczekując przybycia Baldura, boga dobroci i piękna, którego Loki opisał Sigyn jako wcale nie aż tak pięknego.
Kłamca był wyraźnie zdenerwowany. Kiedy Susan zapytała go, dlaczego nigdy nie mówił jej, że ma drugiego brata, odpowiedział, że nienawidzi go jeszcze bardziej niż Thora, i to w sumie dziewczynie wystarczyło.
Nie czekali długo. Zaledwie po kilku minutach oczekiwania zobaczyli nadjeżdżającą Bifrostem grupę mężczyzn.
Na czele, siedząc na białym koniu, jechał młody blondasek, z pseudo-uwodzicielsko zarzuconym lokiem, dziecięcymi oczami i pewnym siebie uśmieszku. Łatwo się było domyślić, że to jest właśnie ten, na którego czekali. Sigyn szybko podsumowała Baldura w głowie, że rzeczywiście wygląda jak Ken, i że wcale nie jest przystojny. Przynajmniej według niej, bo pewnie połowa ziemskich nastolatek, gdyby tylko wiedziała o jego istnieniu, miałaby baldurowy plakat nad łóżkiem.
Mister Asgardu zsiadł ze swego jakże szlachetnego wierzchowca i skłonił się w ten sam irytujący sposób, co wszyscy odpicowani antybohaterowie Disney'a, Gastona wliczając. W ogóle on cały wyglądał jak przefarbowany Gaston.
Lekkim krokiem godnym tych, których na Ziemi określa się mianem części roweru służącej do jego napędzania podszedł najpierw do Odyna, skłaniając się lekko i ciepło się z nim witając. Potem spojrzał na Lokiego i - w sposób przerysowany i ociekający posłodzonym jadem - uścisnął go. Na koniec jego wzrok powędrował na Sigyn.
Bez krępacji otaksował boginię wzrokiem, na co Loki odpowiedział mocniejszym ściśnięciem dłoni swojej żony.
- A któż to? - zapytał głosem, który sprawił, że Susan naprawdę zaczęła się zastanawiać, czy przypadkiem nie na nim wzorowali tego cholernego Gaston.
Kłamca już otwierał usta, żeby pojechać po nim jakimś pociskiem, ale Odyn (niestety) go uprzedził.
- To Sigyn, żona Lokiego. Bogini wierności i oddania, a także pani żywiołów.
Twarz Baldura przybrała lekko zszokowany wyraz. Spojrzał na Lokiego, z niemym zapytaniem, jak to jest, do licha ciężkiego, możliwe, że ma żonę, na co ten odpowiedział tylko zadziornym, również niemym "szach mat", wypowiedzianym za pomocą ruchów brwi.
- Panie Stark.
- Tak, Jarvis?
- Pan Thor przybył.
- W porządku. Wpuść go.
Tony właśnie składał coś w swojej pracowni, kiedy Thor wszedł do pomieszczenia witając się głośno.
- Wiesz, co szykuje twój brat? - Zapytał Tony, nie odrywając wzroku od śrubki, którą właśnie przykręcał.
- A powinienem?
Stark gwałtownie opuścił ręce, które bezwładnie opadły na stół i uniósł oczy do nieba.
- Nie, broń Boże. Po co miałbyś się interesować działaniami swojego pieprzniętego brata, o którym wiesz, że wywoła międzyplanetarną wojnę. Pytałem dla jaj.
Thor przez dłuższy czas nie odpowiadał. Dopiero po chwili powiedział bardzo cichym głosem:
- Nie jest aż taki pieprznięty.
Tony parsknął.
- Ależ wcale. Ale, wracając do twojej niewiedzy na temat jego planów, pozwól, że ci objaśnię. Koziorożec ma w planach urządzenie nam piekła. Ogarnie sobie jakieś potwory i ich na nas poszczuje, a oni rzucą się na Ziemię i nas zabiją. - Ostatnie zdanie Iron Man wypowiedział słodziutkim głosem, którego zwykle używa się do sformułowania "Żyli długo i szczęśliwie".
- Chodzi ci o Ragnarok? - zapytał Gromowładny.
- Nie, o ten tort, który spaliłeś miesiąc temu. Przyjdą potwory i zjedzą spalony tort, to miałem na myśli.
- Przestajesz być śmieszny, Żelazny Człowieku. Mów do mnie jak trzeba, twoje ironiczne teksty są irytujące.
- Wybacz, książę. - Tony skłonił się. - Chcę cię tylko prosić o jedną rzecz. - Podszedł do Thora. - Żeby Susan walczyła po naszej stronie. Tylko wtedy ma szansę na przeżycie.
***
Po komnacie Lokiego i Sigyn rozniósł się dźwięk pukania do drzwi. Z kolei od strony pary leżącej twarzami w poduszkach dobiegł stłumiony jęk rozpaczy.
- Sigyn, błagam, ulituj się i otwórz.
- Dlaczego ja?
- Ty masz bliżej.
Bogini wydała z siebie kolejny zrezygnowany dźwięk i wstała, powoli podchodząc do drzwi.
- Co mam im powiedzieć?
- Że umarłem.
Sigyn otworzyła wrota, wyglądając lekko na korytarz.
- Pani...
- Loki kazał przekazać, że nie żyje. - Przerwała strażnikowi, po czym trzasnęła mu drzwiami przed nosem.
W momencie, kiedy kładła się do łóżka, pukanie rozległo się znowu.
- No teraz to przesadzili. - warknęła i szybkim krokiem ponownie podeszła do drzwi.
Otworzyła je zamaszyście.
- Czy ja wam nie powiedziałam wyraźnie, że... - Urwała na widok stojącego przed nią Odyna. -Wybacz, panie. - Skłoniła się lekko.
- Witaj, Sigyn.
Wszechojciec bezceremonialnie wpakował się do komnaty. Loki, wykazując się godnym podziwu refleksem, rzucił na pomieszczenie szybką iluzję, żeby ukryć porozrzucane na podłodze księgi, papiery i jakieś osiem sukienek, które leżały tam od czasu ostatniej większej imprezy w Asgardzie, kiedy to Sigyn nie mogła się zdecydować, którą z nich wybrać.
- To nie mogło poczekać, ojcze? - Loki wymownie spojrzał na Odyna.
- Nie. Zdaje się bowiem, że zapomniałeś o czymś ważnym.
- Nie rozumiem. A to znaczy, że rzeczywiście zapomniałem.
- Dziś do Asgardu przyjeżdża twój brat.
Loki pobladł.
- Thor? - zapytała Sigyn, patrząc to na jednego, to na drugiego.
- Gorzej. Baldur.
***
Cała rodzina królewska, czyli jakieś trzy osoby, bo Thor nadal urzędował w Midgardzie, stała teraz na dziedzińcu oczekując przybycia Baldura, boga dobroci i piękna, którego Loki opisał Sigyn jako wcale nie aż tak pięknego.
Kłamca był wyraźnie zdenerwowany. Kiedy Susan zapytała go, dlaczego nigdy nie mówił jej, że ma drugiego brata, odpowiedział, że nienawidzi go jeszcze bardziej niż Thora, i to w sumie dziewczynie wystarczyło.
Nie czekali długo. Zaledwie po kilku minutach oczekiwania zobaczyli nadjeżdżającą Bifrostem grupę mężczyzn.
Na czele, siedząc na białym koniu, jechał młody blondasek, z pseudo-uwodzicielsko zarzuconym lokiem, dziecięcymi oczami i pewnym siebie uśmieszku. Łatwo się było domyślić, że to jest właśnie ten, na którego czekali. Sigyn szybko podsumowała Baldura w głowie, że rzeczywiście wygląda jak Ken, i że wcale nie jest przystojny. Przynajmniej według niej, bo pewnie połowa ziemskich nastolatek, gdyby tylko wiedziała o jego istnieniu, miałaby baldurowy plakat nad łóżkiem.
Mister Asgardu zsiadł ze swego jakże szlachetnego wierzchowca i skłonił się w ten sam irytujący sposób, co wszyscy odpicowani antybohaterowie Disney'a, Gastona wliczając. W ogóle on cały wyglądał jak przefarbowany Gaston.
Lekkim krokiem godnym tych, których na Ziemi określa się mianem części roweru służącej do jego napędzania podszedł najpierw do Odyna, skłaniając się lekko i ciepło się z nim witając. Potem spojrzał na Lokiego i - w sposób przerysowany i ociekający posłodzonym jadem - uścisnął go. Na koniec jego wzrok powędrował na Sigyn.
Bez krępacji otaksował boginię wzrokiem, na co Loki odpowiedział mocniejszym ściśnięciem dłoni swojej żony.
- A któż to? - zapytał głosem, który sprawił, że Susan naprawdę zaczęła się zastanawiać, czy przypadkiem nie na nim wzorowali tego cholernego Gaston.
Kłamca już otwierał usta, żeby pojechać po nim jakimś pociskiem, ale Odyn (niestety) go uprzedził.
- To Sigyn, żona Lokiego. Bogini wierności i oddania, a także pani żywiołów.
Twarz Baldura przybrała lekko zszokowany wyraz. Spojrzał na Lokiego, z niemym zapytaniem, jak to jest, do licha ciężkiego, możliwe, że ma żonę, na co ten odpowiedział tylko zadziornym, również niemym "szach mat", wypowiedzianym za pomocą ruchów brwi.
Baldur otrząsnął się i podszedł do kobiety, gwałtownym ruchem wyrywając dłoń Sigyn z uścisku Lokiego i podciągając ją sobie pod twarz, całując przeciągle.
- Miło mi cię poznać, pani. Cieszy mnie, że mój mały braciszek znalazł szczęście u tak pięknej kobiety, jak ty. Wybacz jednak ciekawość, ale nigdy nie widziałem cię w Asgardzie. Skąd jesteś?
Susan dyskretnie wytarła oślinioną dłoń w plecy Kłamcy.
- Z daleka. Nie jest istotne skąd dokładnie.
- Dla mnie jest - Ton głosu mężczyzny nabierał nachalnego brzmienia.
Odyn wyczuł nadchodzący wybuch agresji, nie będąc co prawda pewnym, czy nadejdzie ze strony Lokiego, czy Sigyn. Zaproponował więc:
- Udajmy się na ucztę.
Taaa, jedzenie lekarstwem na wszystko.
***
- Miałeś rację, że dupek. - Powiedziała Sigyn, rzucając się bezwładnie na łóżko.
- Prawda? Sierota jak ich mało. Nie wiem, co odbiło Odynowi, że go przyzwał. Mam dziwne przeczucie, że robi mi to na złość. - Głos Lokiego był monotonny i cichy. Sam bóg kłamstw był za bardzo zajęty rozpinaniem guzików przy swojej szacie, żeby skupić się na wkładaniu emocji w słowa.
- Igra z ogniem.
Loki zamarł. Powoli odwrócił się w stronę swojej żony. Patrzyła na niego ciemnymi oczyma, niby wyczekująco, ale też... wyzywająco. Kłamca miał problem z ustaleniem, czego wyczekuje i na co go wyzywa, biorąc pod uwagę fakt, że siedziała na łóżku.
- Co powiedziałaś?
- Że Odyn igra z ogniem wzywając tu Baldura. Dobrze wie, jak brzmi przepowiednia, a kto jak kto, ale on nie powinien jej lekceważyć.
Loki patrzył intensywnie w oczy Susan. Nie odwróciła wzroku. Wytrzymała.
Podszedł do niej i przysiadł bokiem na łożu, jedną nogę kładąc na pościeli, a drugą zwieszając bezwładnie.
Chwycił pasemko włosów Sigyn i zaczął obracać je między palcami.
- Może i tak. - wydawał się zamyślony, skupiony na kosmyku w jego dłoni - Ale nie tylko on. - Dokończył powoli, przeciągając sylaby.
Teraz to on patrzył na nią wyzywająco, a usta układały mu się w niemal uwodzicielski uśmiech.
***
Baldur spacerował po ogrodzie. Ciszę przerywały tylko co jakiś czas wybuchy śmiechu w Głównej Sali i hukanie sowy, szukającej ofiary w ciemnościach.
Chodził bez celu w kółko. Czekał na kogoś.
W końcu przyszedł. Zakapturzony i przygarbiony. Skryty w cieniu.
Wewnątrz pałacu rozbrzmiała muzyka, przytłumiona lekko odległością dzielącą mężczyzn od Sali.
Baldur zrozumiał tylko mniej więcej, że pieśń traktuje o wietrze.
Jak na zawołanie, zerwał się wicher, który stopniowo przeradzał się w silny wiatr.
- Panie. - powiedział zakapturzony mężczyzna. - Wzywałeś mnie.
- Tak, Fyc'hean. Wzywałem. Jak przedsięwzięcie? Wszystko gotowe?
- Prawie, Wasza Miłość. Musimy tylko załatwić jedną rzecz.
- Jaką?
- Księżniczkę.
- To znaczy?
- Ani jej, ani księcia nie może być wtedy w pałacu. Mogą wykryć spisek.
- Nie używaj tego słowa. Tutaj nie można bezpiecznie się wypowiadać. Podsłuchy są wszędzie, korytarze niosą strasznie, a pachołkowie jeszcze straszniej.
- Tak jest, panie.
- Ja zajmę się Sigyn. Ty spróbuj przepędzić Lokiego.
Zakapturzony mężczyzna skinął głową i odszedł.
Baldur spojrzał w niebo.
Najstarszy syn. Najstarszy dziedzic. Najstarszy książę.
Nowy Wszechojciec.
********
No więc kóniec. Jak pewnie zauważyłyście (liście?) zbliżamy się do Ragnaroku. Osoby, które nie czytały mitologii nordyckiej (ani wikipedii na jej temat) informuję:
1) Baldur to brat Thora i - tak jakby - Lokiego. Nie znalazłam informacji, czy jest starszy czy młodszy, więc zrobiłam tak, że jest starszy, hehe.
2) Igranie Odyna z ogniem polega na tym, że według mitologii gdy Loki zabije Baldura, to zrobi się takie jakby oficjalne rozpoczęcie Ragnaroku czy coś, a Loki z Baldurem się bardzo nie lubią.
+Wybaczcie mi, że nie zrobiłam sceny "możesz pocałować pannę młodą" ani nie opisałam wesela, ale uznałam, że to będzie takie strasznie kanonicznie i skoczyłam se kilka tygodni do przodu, a co.
Miłego czytania, chociaż skoro czytacie to, to pewnie już skończyłyście (liście again) czytać, bo to kóniec jest właśnie.
Nie słuchajcie mnie, jest późno, a ja mam Wiedźmin Feels, bo skończyłam "Sezon Burz".
To papa :*
- Miło mi cię poznać, pani. Cieszy mnie, że mój mały braciszek znalazł szczęście u tak pięknej kobiety, jak ty. Wybacz jednak ciekawość, ale nigdy nie widziałem cię w Asgardzie. Skąd jesteś?
Susan dyskretnie wytarła oślinioną dłoń w plecy Kłamcy.
- Z daleka. Nie jest istotne skąd dokładnie.
- Dla mnie jest - Ton głosu mężczyzny nabierał nachalnego brzmienia.
Odyn wyczuł nadchodzący wybuch agresji, nie będąc co prawda pewnym, czy nadejdzie ze strony Lokiego, czy Sigyn. Zaproponował więc:
- Udajmy się na ucztę.
Taaa, jedzenie lekarstwem na wszystko.
***
- Miałeś rację, że dupek. - Powiedziała Sigyn, rzucając się bezwładnie na łóżko.
- Prawda? Sierota jak ich mało. Nie wiem, co odbiło Odynowi, że go przyzwał. Mam dziwne przeczucie, że robi mi to na złość. - Głos Lokiego był monotonny i cichy. Sam bóg kłamstw był za bardzo zajęty rozpinaniem guzików przy swojej szacie, żeby skupić się na wkładaniu emocji w słowa.
- Igra z ogniem.
Loki zamarł. Powoli odwrócił się w stronę swojej żony. Patrzyła na niego ciemnymi oczyma, niby wyczekująco, ale też... wyzywająco. Kłamca miał problem z ustaleniem, czego wyczekuje i na co go wyzywa, biorąc pod uwagę fakt, że siedziała na łóżku.
- Co powiedziałaś?
- Że Odyn igra z ogniem wzywając tu Baldura. Dobrze wie, jak brzmi przepowiednia, a kto jak kto, ale on nie powinien jej lekceważyć.
Loki patrzył intensywnie w oczy Susan. Nie odwróciła wzroku. Wytrzymała.
Podszedł do niej i przysiadł bokiem na łożu, jedną nogę kładąc na pościeli, a drugą zwieszając bezwładnie.
Chwycił pasemko włosów Sigyn i zaczął obracać je między palcami.
- Może i tak. - wydawał się zamyślony, skupiony na kosmyku w jego dłoni - Ale nie tylko on. - Dokończył powoli, przeciągając sylaby.
Teraz to on patrzył na nią wyzywająco, a usta układały mu się w niemal uwodzicielski uśmiech.
***
Baldur spacerował po ogrodzie. Ciszę przerywały tylko co jakiś czas wybuchy śmiechu w Głównej Sali i hukanie sowy, szukającej ofiary w ciemnościach.
Chodził bez celu w kółko. Czekał na kogoś.
W końcu przyszedł. Zakapturzony i przygarbiony. Skryty w cieniu.
Wewnątrz pałacu rozbrzmiała muzyka, przytłumiona lekko odległością dzielącą mężczyzn od Sali.
Baldur zrozumiał tylko mniej więcej, że pieśń traktuje o wietrze.
Jak na zawołanie, zerwał się wicher, który stopniowo przeradzał się w silny wiatr.
- Panie. - powiedział zakapturzony mężczyzna. - Wzywałeś mnie.
- Tak, Fyc'hean. Wzywałem. Jak przedsięwzięcie? Wszystko gotowe?
- Prawie, Wasza Miłość. Musimy tylko załatwić jedną rzecz.
- Jaką?
- Księżniczkę.
- To znaczy?
- Ani jej, ani księcia nie może być wtedy w pałacu. Mogą wykryć spisek.
- Nie używaj tego słowa. Tutaj nie można bezpiecznie się wypowiadać. Podsłuchy są wszędzie, korytarze niosą strasznie, a pachołkowie jeszcze straszniej.
- Tak jest, panie.
- Ja zajmę się Sigyn. Ty spróbuj przepędzić Lokiego.
Zakapturzony mężczyzna skinął głową i odszedł.
Baldur spojrzał w niebo.
Najstarszy syn. Najstarszy dziedzic. Najstarszy książę.
Nowy Wszechojciec.
********
No więc kóniec. Jak pewnie zauważyłyście (liście?) zbliżamy się do Ragnaroku. Osoby, które nie czytały mitologii nordyckiej (
1) Baldur to brat Thora i - tak jakby - Lokiego. Nie znalazłam informacji, czy jest starszy czy młodszy, więc zrobiłam tak, że jest starszy, hehe.
2) Igranie Odyna z ogniem polega na tym, że według mitologii gdy Loki zabije Baldura, to zrobi się takie jakby oficjalne rozpoczęcie Ragnaroku czy coś, a Loki z Baldurem się bardzo nie lubią.
+Wybaczcie mi, że nie zrobiłam sceny "możesz pocałować pannę młodą" ani nie opisałam wesela, ale uznałam, że to będzie takie strasznie kanonicznie i skoczyłam se kilka tygodni do przodu, a co.
Miłego czytania, chociaż skoro czytacie to, to pewnie już skończyłyście (liście again) czytać, bo to kóniec jest właśnie.
Nie słuchajcie mnie, jest późno, a ja mam Wiedźmin Feels, bo skończyłam "Sezon Burz".
To papa :*
O BOŻE ! KOCHAM CIĘ ! Myślałam że umarłaś xD i jest wzmianka o Ragnaroku ! Twó blog ostatnio śnił mi się po nocach :O Kocham cię! (Tak bardzo pedofil xD )
OdpowiedzUsuńHahah te sny :D
UsuńKiedy kolejny rozdział?
OdpowiedzUsuńNie wiem dokładnie, ale raczej nie w tym tygodniu, bo ten ma dopiero ze dwa dni. :)
UsuńRozdział jak zwykle świetny... zresztą co tu pisać?
OdpowiedzUsuńPojechałaś po mojej psychice. Fajnie rozwiązałaś sprawę z Sygin. Ślub rzeczywiście trochę krótki, ale i tak dostajesz plusika. Nie rozumiem jedynie fragmentu z bajką na dobranoc. Życzę weny i z niecierpliwością czekam na next chapter.
Hahah to bardzo, bardzo dobrze, bajka miała być niezrozumiała :D bałam się właśnie, że jest zbyt przejrzysta :)
UsuńDziękuję za komentarz i miłe słowa :)
Pozdrawiam
Sheera
A no i cały opis ślubu to jest ta bajka, dopiero po chwili zaczaiłam że miże o to Ci chodziło ;)
UsuńW takim razie wyszło perfect. Życzę dużo weny :-)
OdpowiedzUsuńKiedy uraczysz nas kolejnym rozdziałem twej historii? xD
OdpowiedzUsuńHei trafiłam na twojego bloga jakoś na początku maja I powiem Ci że się w nim zakochałam :) Ach ten Loki *-* przez tą historię albo płaczę albo śmieję się do rozpuku :D Zauważyłam też że zdarzają ci się dość duże odstępy między postami ale mam nadzieję że tym razem tak nie będzie :P nie w tym momencie ;-; co to za dzieci ? Jaki złowieszczy plan ma ten cholerny Gaston?! Błagam nie rób przerwy w takim momencie ;-; życzę weny i szybkiego nexta :*
OdpowiedzUsuńCudowne od teraz bd zostawiać komentarz pod każdym rozdziałem masz moje słowo
OdpowiedzUsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńDziękuje ze wróciłaś
OdpowiedzUsuń