niedziela, 6 grudnia 2015

13. This Darkness is The Light.

https://www.youtube.com/watch?v=BKSip7nZBzw



'We fight every night for something
When the sun sets we're both the same
Half in the shadows
Half burned in flames
We can't go back for nothing
Take what you need say your goodbyes
I gave you everything
And it's a beautiful crime.
This darkness is the light.'





Ta chwila musiała nadejść. Prędzej czy później.
Susan stanęła na ośnieżonej ziemi pełna pewności siebie. Nie to co Loki. On miał nadal wątpliwości.
Z lasu po obu stronach portu, przy którym wysiedli, powoli wysuwały się wojska. Dwa nieszczególnie liczne oddziały Lodowych Olbrzymów, odzianych w biedne stroje i z prowizoryczną bronią w rękach.
Loki, widząc ich, spojrzał na Sigyn.
- To?
- Spokojnie. Mam plan.
- Rozumiem, że oni nie są w niego wtajemniczeni?
- Gdyby byli, to by ich tu nie było. Zdezerterowaliby w nocy. - Uśmiechnęła się. - Wracajmy na statek. Nic tu po nas.


Trzy godziny później było po wszystkim. Tak, trzy godziny. Pierwsza bitwa Ragnaroku trwała krócej, niż przeciętny dzień w szkole.
Loki był, mówiąc delikatnie, wściekły.
- Mówiłaś, że masz plan! To był ten twój plan?! Posłać tysiąc Jotunów na walkę z dziesięcioma tysiącami Einherjarów?!
- Ale ty jednak jesteś głupi - westchnęła Susan. - O to właśnie chodziło. Ile liczą wojska Asgardu?
- Co?
- No pytam. Ile?
- Piętnaście tysięcy.
- No to teraz wyjaśnij mi, jak te dziewięć tysięcy Asów, które zostało z tej twoim zdaniem nieudanej bitwy, ma w ciągu godziny dojść na przeciwległy kraniec Yggdrasilu i zdążyć pomóc pozostałym pięciu tysiącom walczyć z oddziałami Nieumarłych, liczących dwadzieścia tysięcy duszyczek? 
Zamilkła. Loki patrzył na nią jak wryty.
- Rozłożyłaś wojska na dwa fronty - stwierdził po chwili.
- Konkretniej na cztery. Jedna dziesiąta wojsk Jotunów poległa podczas bitwy pod Petersburgiem. To ci chłopi, za których jeszcze przed chwilą się na mnie darłeś. Reszta czeka z Fenrirem w Żelaznym Lesie.
Na mój znak ruszą na Asgard i Walhallę. Trzeci front jest w Wanaheimie. Tam wysłałam Nieumarłych pod dowództwem Hel. Zmierzą się tam z resztką wojsk Asgardu i, ewentualnie, posiłkami Wanów. Rozumiesz już o co mi chodzi? Puściłam plotkę, że na Petersburg wypuszczę cały Jotunheim. Asgardczycy wysłali tam więc swoich najlepszych wojowników w liczbie dziesięciu tysięcy. Na miejscu dopiero przekonali się, że Jotunów będzie grubo mniej i że prawdziwa walka rozgrywa się gdzie indziej, ale było już za późno. 
Czwarty front jest w Bostonie. To bardzo szczególne miejsce i tam uderzymy my. Boston to prawdopodobnie pierwsza wikińska osada w Ameryce Północnej. Jakby tego było mało, znajduje się centralnie w samym środeczku Drzewa Świata. Wyobrażasz sobie, jaką to da nam moc? I co my dzięki niej będziemy mogli zrobić? 

Loki nie mógł uwierzyć w to, co słyszy. Jego żona właśnie okazała się wybitnym strategiem. Przerażał go fakt, jak wiele jeszcze o niej nie wie.

***

Z ust Tony'ego nieprzerwanie od jakichś dziesięciu minut wylatywał ciąg przekleństw i wyzwisk.
Trudno mu się z resztą dziwić. reakcja każdego wyglądałaby podobnie, gdyby nagle zobaczyli, że niebo, które zazwyczaj jest niebieskie, teraz ma kolor ognia. I że chmury tak właściwie to płoną.
- No nieźle. - Usłyszał zniekształcony głos Petera dochodzący z monitora na ścianie.
- No - potwierdził.

***

Sigyn chwyciła dłoń, którą podał jej Loki i zeskoczyła na brzeg, zostawiając okropny statek z ludzkich paznokci za sobą.
Byli w Bostonie.

Susan poszła prosto przed siebie.
- Dokąd idziesz? - Zapytał Loki.
- Nie mam pojęcia - powiedziała.
Loki milczał chwilę, patrząc za oddalającą się kobietą.
- Aha - odezwał się i poszedł za nią.

Susan stanęła dopiero, kiedy znalazła się na samym szczycie wzgórza górującego nad północnym krańcem miasta. Za jej plecami rozciągał się las, a przed nią pole bitwy.

Masy żołnierzy Navy Seals tłukło się z Mrocznymi Elfami i krasnoludami z Nidavelliru, co, trzeba przyznać, wyglądało komicznie. No dobra, wyglądąłoby, gdyby nie fakt, że trawa pod ich stopami była czerwona, a przy każdym kroku spod ich stóp wypływała krew. Ziemia była już nią nasączona.

Loki chwycił Sigyn za rękę. Poczuła, jak przez palce do jej ciała dostaje się chłód. Lodowe igiełki, które czuła, kiedy Loki uczył ją swojej sztuki. Sztuki magii.

Wokół ich wolnych rąk pojawiły się błękitne poświaty.
Unieśli ręce i nagle w całym Midgardzie zapanowała ciemność.

***

Thor wiedział, że nie wytrzyma już długo. Jormungand był silny nawet jako człowiek. Bez problemu parował wszystkie ciosy boga piorunów i atakował z ogromną prędkością.
W końcu zmienił się w węża. Thor wykorzystał chwilę nieuwagi Węża Midgardu i wbił miecz w jego podgardle. Fragment klingi wyszedł z drugiej strony.

Gad padł u jego stóp. Z rany powoli zaczynała wypływać czarna krew.
Thora dziwił tylko jeden fakt. Według przepowiedni miał zginąć od jadu Jormunganda, a ten nie zdążył go nawet ugryźć. Owszem, wiele razy ranił go mieczem, kiedy jeszcze był w ludzkiej formie, ale...

Wtedy Thor zobaczył sylwetkę stojącą kilkadziesiąt metrów dalej. Kobieta w czerni przyglądała się, jak Thor upada na kolana i jak ciało węża zmienia się w człowieka.

Gromowładny usłyszał w głowie przerażający damski głos.
- Ja jestem jadem - mówił. - Ja jestem jadem.

Kobieta w czerni zniknęła.

***


Sigyn nie płakała. Sigyn zawodziła. Sigyn wyła.
Loki trzymał ją w ramionach, przyciskając mocno do siebie. Kiedy tylko rozluźniał uścisk, kobietą zaczynał miotać szloch.
Loki też płakał. Cicho. Po jego policzku ciekły pojedyncze łzy.
Pierwszy z ich synów nie żył.
- Wycofajmy się - powiedział Loki. - Jeszcze nie jest za późno.
- Żartujesz? - niemal krzyknęła Susan. - Mamy tak po prostu pozwolić, żeby im to uszło płazem? Zabili naszego syna, Loki. Thor to zrobił. - Wyrwała się z jego rąk. - I zapłaci mi za to. Jeśli chcesz, możesz sobie tu siedzieć. Poradzę sobie.
- Sigyn, czy ty nic nie rozumiesz? Narażasz Fenrira i Hel. Dobrze wiesz, jaki los wyrocznia przepowiedziała Fenrirowi. Chcesz pozwolić, żeby się dopełnił?
- Nie zamierzam. Ale też nie zamierzam bezczynnie na to czekać.

***

Przerażające widoki się zdarzają. Czasem ktoś zobaczy wypadek samochodowy. Czasem ktoś inny zobaczy sforę dzikich psów rozszarpującą bezdomnego spod bloku. Jeszcze kiedy indziej widzi się skutki trzęsień ziemi, epidemie, choroby.
Ale trzeba przyznać, że zobaczenie odzianej w czerń kobiety w kryształowej koronie, za plecami której ciągnie się sznur pożarów, trąb powietrznych i mrocznych mgieł jest raczej rzadkim widokiem. Zwłaszcza, kiedy z pleców kobiety wyrastają dziesięciometrowe skrzydła z ognia.
A kobieta idzie w twoją stronę.

- Susan, przestań! - Usłyszała krzyk. Tony.
Spojrzała w stronę, z której dochodził głos.
Jej brat stał tam bezbronny, cały poharatany, z ręką wykręconą pod nienaturalnym kątem.
Gdyby nie ciągnąca się za nią łuna, prawdopodobnie nawet by go nie zauważyła. Było zbyt ciemno.
Wokół rozbrzmiewały wrzaski ludzi. Płacze dzieci. Odgłosy walk i agonii.
- Niby dlaczego miałabym przestać? - Zapytała. - Ja się dopiero rozkręcam.
- Tego chcesz? Zniszczyć wszystko? Miejsce, w którym się urodziłaś? Wychowałaś? Wszystkich, których kochasz?
- Jedyną rzeczą, której chcę teraz, to głowy Thora. Nie obchodzi mnie już Ragnarok. Mam to gdzieś. Thor zabił mojego syna. Dacie mi go, a ja odpuszczę.
- Nie ma mowy. Nie wydamy przyjaciela.
- Jak chcesz. - Westchnęła. - W takim razie...
Obok niej pojawiła się druga kobieta. Wyglądała identycznie jak Susan. Jedyną różnicą był strój: Frozen miała na sobie czarną, powłóczystą suknię i koronę na głowie, a tamta ubrana była w skórzany kostium. Dokładnie taki, jaki Susan dostała od Lokiego w dzień, w który zdradziła Mścicieli i Tarczę.
- Loki nauczył mnie rozdzielać się z Sheerą. Teraz możemy funkcjonować niezależnie.
Sigyn kiwnęła głową w bok, patrząc Sheerze w oczy. Żółtooka skłoniła lekko głowę i pobiegła we wskazaną stronę.
Skrzydła Susan zgasły, a płomienie za jej plecami rozbłysły mocniej. Kobieta rozpłynęła się w powietrzu. Tony patrzył jeszcze chwilę na miejsce, w którym przed chwilą stała, po czym odwrócił wzrok w stronę właśnie znikającej za horyzontem Sheery. 

***

- Hel. - Bogini odwróciła się, usłyszawszy swoje imię. Skłoniła głowę widząc nadchodzącą w jej kierunku matkę.
- Pani. 
- I jak?
- Wygrywamy. Asowie padają jeden po drugim. Dobicie ich to kwestia godziny.
- A co z Surtem?
- Na razie nie zanosi się, żeby miał się pojawić. Chyba że przyjdzie na gotowe.
- Lepiej nie. Po wojnie nasi ludzie będą zbyt zmęczeni, żeby z nim walczyć. A tak to wykorzysta się jeszcze resztki sił Asgardu. 

Zza drzew doszedł je niski, donośny dźwięk trąb.
- Co to? - zapytała Hel.
- Valkyrie - odpowiedziała Sigyn. W jej oczach był niepokój.

***

Minęło osiem dni. Wojska Sigyn i Lokiego wygrały bitwy na wszystkich frontach oprócz Midgardzkich. Tam, nie licząc Krwawego Wzgórza (jak nazwano miejsce bitwy pod Bostonem) zginęli głównie cywile. 

Sigyn szła powoli przez Bifrost. Wiedziała, że już więcej nikt nie postawi na nim nogi. 
Za sobą miała Asgard, a przed sobą - siedzibę Heimdalla. Widziała Lokiego walczącego ze Strażnikiem Światów.
Przyspieszyła.
Wyciągnęła przed siebie dłoń i zaczęła skandować zaklęcie. Zamiast normalnej, niebieskiej poświaty wokół jej palców zaczął kłębić się czarny, gęsty dym. Susan to nie zdziwiło. Zaakceptowała fakt, że Kethersar tak naprawdę nigdy jej nie opuścił. Że czekał tylko uśpiony wewnątrz jej ciała, tak jak niegdyś Sheera. Teraz cieszyła się z jego obecności. Wiedziała, że nikt nie może stawić jej teraz czoła. Miała Kamień Nieskończoności. Miała Kamień Duszy. 
Rzuciła zaklęcie w kierunku Heimdalla. Mężczyznę obrosła chmura czarnego dymu, a on sam zaczął wrzeszczeć jak opętany. Czerń wżerała się w jego skórę, wpływała do oczu, nosa, ust i wszystkich ran. Wypalała dziury w jego ciele. 

Loki odstąpił na bok, pozwalając Susan wykończyć Strażnika. 

Kiedy krzyki Złotookiego ucichły, Sigyn szarpnęła ręką, a słup mocy natychmiast wrócił do jej dłoni. Heimdall upadł bezwładnie na ziemię. 

Kłamca patrzył z niepokojem na Susan. 
- To Kethersar, prawda? - Zapytał. W jego głosie był smutek i ból. 
- Tak. Ale teraz jest już lepiej. - Położyła mu dłoń na twarzy. - Teraz to ja nad nim panuję. Jest mi posłuszny. 
- Jesteś pewna? 
- Tak, Loki. Jestem pewna.
- Ja nie. Zmieniasz się. Fizycznie może i opanowałaś Kethersar, ale on włada twoją świadomością. Każe ci robić rzeczy, o których kiedyś nawet byś nie pomyślała. 
- To nie Kethersar, Loki. To gniew. Gniew, który gromadził się we mnie odkąd po raz pierwszy zrozumiałam, kim jestem. Nie wiesz o mnie wielu rzeczy. Nie mówiłam ci o nich, bo uważałam, że nie przeszłość się liczy. Że ważne jest to, co dzieje się tu i teraz. Ale obiecuję ci, że jeśli przeżyjemy Ragnarok, to opowiem ci wszystko. I zrozumiem, jeśli... - Przerwał jej odgłos wycia wilka dochodzący z pałacu. Sigyn ruszyła w tamtą stronę. 
- Jeśli co? - Krzyknął za nią Loki. 
Susan spojrzała na niego smutno przez ramię. 
- Jeśli nie będziesz mnie chciał więcej znać.

***

Susan wpadła do Sali Tronowej. Zobaczyła Fenrira zbierającego się z ziemi i mierzącego w niego włócznią Odyna. 
Wykonała w powietrzu ruch, który niewtajemniczonemu obserwatorowi mógłby się wydać zwykłym odganianiem muchy.  
Z tym że ten ruch wytrącił włócznię z rąk Odyna. 
Wszechojciec spojrzał w jej stronę. 
Zostawił Fenrira w spokoju i ruszył w kierunku kobiety.
Rzucał w nią zaklęciami seidu z niesamowitą szybkością, ale ona odtrącała je bez większego wysiłku.

Nagle do sali wpadł Loki. Dosłownie w p a d ł.  Mówiąc jaśniej: został do niej wrzucony. Za nim wszedł Thor z zakrwawionym młotem w ręce. 
Odyn wykorzystał chwilę nieuwagi Sigyn i uderzył w nią potężną runą. 
Kobietę odrzuciło na drugi koniec pomieszczenia. Upadła na ziemię tuż koło Lokiego. Czuła, jak popękane żebra szurają o siebie przy każdym jej oddechu. 

Fenrir szczeknął i skoczył na Odyna. Ten zdążył jednak przywołać swoje berło i skierował je w stronę wilka. 
Ostry koniec wbił się w pierś zwierzęcia.

Sigyn zapomniała o palącym uczuciu w jej żebrach. Zerwała się z ziemi i podbiegła do Fenrira, opadając na kolana tuż przy jego ciele. 
Zanurzyła palce w jego futrze. Po jej policzkach ciekły łzy. 
Na chwilę wszystko zamarło. Odyn, Thor i Loki patrzyli, jak Sigyn szlocha nad ciałem swojego syna. 

W końcu kobieta umilkła, a atmosfera w pomieszczeniu zgęstniała. 
Susan podniosła wzrok. Jej oczy były całe czarne. 
Do sali weszła Sheera. Spojrzała po zebranych. Zamarła na widok Susan.

Ta z kolei czuła, jak cała wściekłość, jaką kiedykolwiek w sobie stłumiła, zaczyna rosnąć, rozsadzać ją od środka. 
Wstała. 
Rozpostarła ramiona. Jej mleczna skóra była poprzecinana siateczką czarnych żył. 
- Na waszym miejscu to ja bym spieprzała - powiedziała Sheera dokładnie w momencie, kiedy Susan ruszyła w stronę Odyna. 
Wszechojciec miotał w nią zaklęciami, ale te odbijały się od niej jak od tarczy. Stanęła kilka metrów przed nim. Wyciągnęła ramię i ułożyła palce tak, jakby chciała go chwycić za gardło. 
Odyn owinął palce wokół swojej szyi. Z jego ust wydobywały się dźwięki krztuszenia się.
Thor pobiegł w stronę Susan, ale ta odtrąciła go ruchem dłoni wykonanym w powietrzu jeszcze zanim do niej dotarł. 
Siła odrzuciła go pod nogi Lokiego. Wtedy też on się nim zajął. Rzucał na niego kolejno najbardziej bolesne zaklęcia. 
Palce Sigyn były już zwinięte w pięść. W szyi Odyna, w miejscach, w których znajdowałyby się palce Susan, były dziury, z których powoli lała się krew. 
W końcu Susan szarpnęła ręką w dół, rozluźniając dłoń.
Wszechojciec opadł bez życia na ziemię. 
Thor zaczął krzyczeć. Loki specjalnie zdjął z niego zaklęcie, żeby ten mógł patrzeć na śmierć ojca. 
Bóg piorunów podniósł się, zataczając. Zrobił krok w kierunku Sigyn. Zatrzymała go Sheera. Zmieniła się w wilczycę i skoczyła bogowi piorunów do gardła, przyduszając go do ziemi. 
Susan podeszła do Thora i przykucnęła tuż przy jego twarzy. 
- Ja jestem jadem - wyszeptała z uśmiechem na ustach, po czym odeszła w stronę Lokiego, pozwalając Sheerze wykończyć Thora. 
Pomogła Lokiemu wyleczyć rany zadane mu przez brata.
Przerwało jej soczyste bluzgnięcie dochodzące z ust będącej już w ludzkiej postaci Sheery.
Oboje spojrzeli najpierw na nią, a potem w kierunku, w którym patrzyła. 
W ich stronę szedł płonący mężczyzna. Ognisty Olbrzym. 
Surt.
Susan spojrzała na Lokiego. Kiwnął głową. W ich dłoniach pojawiły się miecze. Ich rękojeści wykonane były z platyny. Klingi wykute były z lodu.

Surt nie zatrzymał się. Cały czas szedł równym krokiem w kierunku bogów. 

- Myślicie, że te dwa sopelki coś wam dadzą? 
Sheera znów zmieniła się w wilczycę. Odkąd funkcjonowała jako niezależny organizm rozmiary jej zwierzęcej postaci uległy znacznemu powiększeniu. 
Rzuciła się na Surta, ale zaraz odskoczyła. Jej futro płonęło. Susan chciała jej pomóc, ale Surt zablokował jej drogę płomieniami. 

Loki i Sigyn zostali sami. Ich jedynymi towarzyszami byli Surt i dzikie skomlenie płonącej wilczycy. 
Kiedy Sheera umilkła, Susan poczuła, jak coś wewnątrz niej pęka. Jak coś umiera.

Zza murów pałacu dochodziło dudnienie. 


Pierwszy na wroga ruszył Loki.

Zadał mu cios lodowym mieczem. Olbrzym zgiął się w pół, krzycząc. W tym momencie zaatakowała Susan. Połączyła siłę Kethersaru i żywiołów, nad którymi panowała. Z jej dłoni wystrzeliła wiązka czarnego, lekko tylko przezroczystego lodu. 

Loki dołączył do Susan, zagęszczając sieć żyłek lodu oplatających ciało olbrzyma.

Surt upadł na kolana. Jego wrzaski miały w sobie odgłos, jaki wydaje pożar. Ryk ognia.

Nagle, kiedy wydawało się, że olbrzym już długo nie wytrzyma, dłoń Surta chwyciła za kolumnę lodu wytworzoną przez Sigyn. Płomienie podpełzły do jej dłoni, ale jej nie podpaliły. 
Susan poczuła, jak krew zaczyna się w niej gotować. 
Ogień wypełnił ją od środka. 
I to samo stało się z Lokim. 
Oboje upadli na posadzkę.

Surt zamilkł, również padając bezwładnie na ziemię. 

Sigyn zobaczyła przez rozwarte wrota Sali Tronowej mężczyznę. Wyglądał jak Midgardczyk. Zdawało jej się nawet, że gdzieś już go widziała. 
Obok niego znajdowała się zielona kobieta, niebieski napakowany mężczyzna i szop pracz z karabinem w łapkach.
Susan stwierdziła, że czas się zbierać z tego świata.

Jak na wezwanie po jej ciele rozprzestrzenił się palący ból. Przy każdym oddechu jej płuca płonęły. Z czasem nie była już w stanie nabrać powietrza. 
Spojrzała na Lokiego. Jego oczy były dziko rozbiegane, jakby trawiła go gorączka. Na dobrą sprawę tak właśnie było. 
Loki z trudem przesunął dłoń w jej stronę. Ona zrobiła to samo, ale byli za daleko od siebie. Z całej siły próbowała dosięgnąć dłoni Lokiego, a on z całej siły próbował sięgnąć jej. 

Kiedy ich palce już prawie się stykały, dłoń Lokiego przestała drżeć i opadła bezwładnie. 
Oczy miał wbite martwo w Susan. 
Ta patrzyła na jego twarz. 
Próbowała krzyczeć, wołać, żeby się obudził, ale z jej gardła nie mógł wydobyć się żaden dźwięk.

Zaczęła płakać. 
Ostatkiem sił przyczołgała się bliżej Lokiego. Kosztowało ją to mnóstwo bólu i siły, ale dała radę. Chwyciła go za rękę. 

Koło swojego lewego ucha usłyszała dźwięk kolan uderzających o posadzkę. Nad sobą zobaczyła twarz tego mężczyzny. 
Coś do niej mówił, ale nie rozumiała jego słów. W jej uszach dudnił ogień. 
Czuła, jak mężczyzna wyciera łzy z jej policzków.

Nagle poczuła się jakby lepiej. No, może pomijając fakt, że przed oczami miała trzy twarze tego samego faceta. 
Dudnienie ucichło i usłyszała słowa mężczyzny.
- Błagam cię kobieto, nie rób mi tego. Nie możesz mi teraz zejść, bo twój brat mnie ukatrupi. 
Uśmiechnęła się.

Mężczyzna podniósł ją lekko i położył sobie jej głowę na kolanach. 

Susan zrobiło się zimno, ale równocześnie zalała ją fala spokoju. 

Przymknęła oczy. 

Ostatni skurcz zatrząsł jej ciałem. 

Zawisła bezwładnie w ramionach nieznajomego mężczyzny. 




Dziewiątego dnia Ragnarok się skończył. Dziewięć Światów nie przestało istnieć. Dziewięciu bogów straciło życie. 

I mimo że koniec świata nie nastąpił, dla niektórych świat się skończył. 




KONIEC KSIĘGI TRZECIEJ



piątek, 13 listopada 2015

12. There is no way back.

Powódź trzech rzek kraj bogów czeka.
Wyroczni nic nie zmieni.
Ze wschodu płynie mieczy rzeka,
Z północy - lodu, z południa - płomieni.

I widzę, jak ze śmierci bram
Pełzną piekielne sfory.
Zaświaty, gdzie przeklętych tłum
Czeka na sądu pory.

W Żelazym Lesie coś budzi się, 
To wiedźma podnosi głowę.
Wilk Fenris ostrzy zęby swe,
Na łowy wszystko gotowe.

Nad światy już nadciąga mrok,
Złych wichrów szaleją moce,
Próżnia zajmuje miejsce świata,
Czy wie o tym Wszechojciec?
(...)
Wycie wilka niesie mrok.
Łańcuchów pękają okowy.
Nad światy nadciąga Ragnarok,
Co Chaosu zacznie wiek nowy.



****************************



Obudziła się z okropnym bólem głowy i jeszcze gorszym bólem w żyłach, takim, jak po kontraście. Zdawało jej się, że nie ma mięśni, że jest tylko bezwładną masą. 
Nagle usłyszała szept. Rozejrzała się. 
Koło niej nikogo nie było. 
- O nie. Nienienienienienienie. Błagam, nie - wyjęczała.
Szept zmienił się w normalny ton. 
Wróciłam. Wróciłam. Ostrzegałam. Nie słuchałaś.
W swojej głowie tolerowała tylko dwa głosy: swój i Lokiego. A ten nie był żadnym z nich. Nawet nie należał do Sheery.
Głosów było coraz więcej. Co niektóre zaczynały wrzeszczeć. Sigyn chwyciła się za uszy i sama zaczęła krzyczeć. 
Nie czuła otaczającego ją zimna, nie zauważyła nawet, że znów jest w Jotunheimie. Liczyło się tylko to, żeby oni się zamknęli. 
Niedługo się wyda. Wszystko. Zabiją cię. Zginiesz. Ja cię zabiję.
Ten głos był najdonośniejszy. Głos małej dziewczynki. 

Do komnaty wpadli dwaj Olbrzymi. Kiedy zobaczyli ich królową klęczącą na ziemi, natychmiast podbiegli i pomogli jej wstać.
- Zabijcie mnie - jęknęła Sigyn. - Błagam, zabijcie.
Po jej policzkach po raz pierwszy od bardzo dawna zaczęły płynąć łzy rozpaczy. Zapomniała już, jakie to uczucie. 
Olbrzymi spojrzeli po sobie, po czym zaprowadzili ją do komnaty,w której leżał Loki.
Kiedy ją zobaczył, natychmiast zerwał się z łóżka i do niej podbiegł, wbrew krzykom i nakazom ze strony medyczek. 
- Sigyn. Spójrz na mnie. 
Spojrzała. Jej oczy były czerwone od płaczu. 
Kłamca przyłożył dłonie do jej skroni. 
Głosy ucichły. 
Susan odetchnęła. Upadła, cała drżąc.
Loki klęknął obok niej i przytulił ją całując jej włosy. 
- Już dobrze - szeptał. - Już dobrze. Co się stało?
Sigyn nie odpowiedziała. Była zbyt przerażona. Teraz, kiedy słyszała już własne myśli, jej głowę opanował strach. Jakim cudem po tylu latach to coś wróciło? Dlaczego znowu ich słyszała? Dlaczego teraz? Jaki był powód?
Kłamca rozkazał przenieść Susan do jego komnaty na stałe, w razie gdyby atak miał się powtórzyć.

***

Tony wpatrywał się w sygnał połączenia na ogromnym ekranie w głównej siedzibie T.A.R.C.Z.Y.
Osoba po drugiej stronie najwyraźniej  nie spieszyła się, by odebrać. 
Oprócz niego w pomieszczeniu znajdowała się cała masa agentów, patrzących na wyświetlacz z taką samą nadzieją jak on.
W końcu pojawił się obraz. 
- Hej. Wybaczcie, że tak długo, strasznie słaby macie tu zasięg. 
- Wybaczone, Quill - odezwał się Stark. - Jak daleko jesteś?
- Na waszej orbicie. Równo z Księżycem.Mam lądować?
- Nie. Nie ląduj. Zostań tam. Wyślemy ci parę satelitów wojennych, spróbujesz ich popilnować. Na Ziemi i tak już nic nie można zdziałać, więc może chociaż z kosmosu się uda. 
- No... w porządku, ale... co masz na myśli, mówiąc, że już nic nie można zdziałać?
- To, że tak jest, Peter. Ragnarok rozpocznie się przed końcem miesiąca. Nie mamy broni, sprzymierzeńców, nic. Jedyni, którzy są po naszej stronie, to bogowie. Wiesz, ci od Thora. Cała reszta świata jest przeciwko nam.
- Ale to chyba w miarę w porządku, skoro bogowie są u was, nie? W sumie, wiesz. Są nieśmiertelni i te sprawy. 
- Tak. Ale nie tylko oni. A poza tym, na jedną armię naszych nieśmiertelnych przypada siedem armii innych nieśmiertelnych. Plus Chaos, według najnowszych prognoz.
- Chaos?
- To zależy. Albo będzie przeciwko nam, a po stronie Lokiego, albo będzie przeciwko wszystkim, i będziemy mieli trzy strony konfliktu. Wtedy prawdopodobnie będzie jeszcze gorzej, niż przypuszczamy.
Star Lord westchnął.
- To może ja pogadam z moimi kumplami. Załatwię wam może jaką armię kosmitów albo co.

***

Następnego dnia Sigyn czuła się już lepiej. Razem z Lokim zaczęli trenować iluzje i zaklęcia. 
Po skończonej lekcji udali się do portu, żeby obejrzeć zrobiony specjalnie dla nich ogromny statek.
- Nagelfar przycumował. Jutro będziemy mogli wyzywać naszych sprzymierzeńców. Rozmawiałaś z Hel?
- Tak. Wszystko załatwione. Jest dzisiaj u siebie, przygotowuje ludzi.
- Ludzi. Żono moja, wyborny żart.
Zaśmiali się. 
Sigyn położyła dłoń na dłoni Lokiego. Zaczęła bawić się jego palcami. Wyglądała, jakby pochłaniało to całą jej uwagę.
- Jesteś zmęczona - zauważył Loki. 
Słońce zaczęło zachodzić. 
- Tylko trochę. Dużo się ostatnio działo. Najpierw jaskinia, potem... to. Dzisiaj ćwiczenia. - Susan celowo pominęła fragment o czarnych oczach.
- Tak przy okazji... - Kłamca oparł się o barierkę. - Co się wczoraj stało? Dlaczego tak płakałaś?
Sig puściła jego dłoń i spojrzała na słońce. 
- Po prostu... nie wiem, Loki. Nie wiem. To ten jad. Wywołał halucynacje.
- U mnie nie.
- Ty go nie połknąłeś.
Zapadła cisza. 
Kłamca przełożył ramię przez plecy Susan. 
- Dlaczego tak patrzysz? - zapytał. - Jesteś smutna?
- Nie. Patrzę na słońce. Jutro może go nie być. Zależy, co Fenrir załatwi.
- Moje Słońce i Gwiazdy robi się sentymentalna. 
- Za dużo "Gry o Tron", Loki. Za dużo. 
- Nie mówicie tak w Midgardzie? - Zaśmiał się.
- Nie. Mówimy "stary" i "stara". 
Oboje parsknęli śmiechem.
- To... stara, może skoczymy do Midgardu? 
- Jasne, stary. Chodźmy, stary. Gdzie najpierw, stary?
- Gdzie chcesz, stara.

Udali się do Midgardu. Odwiedzili wszystkie miejsca, w których byli kilka lat temu. W tym chatkę w lesie, cała już zrujnowaną i zarośniętą bluszczem. Wyglądała, jakby HYDRA albo T.A.R.C.Z.A regularnie przechodziły i dobijały ją trochę bardziej. 

A potem wrócili do Jotunheimu.

*** 
Fenrir nie ufał wilkom z Jarnskogen. W Żelaznym Lesie nigdy nie spotkało go jeszcze nic przyjemnego. 
Bez problem znalazłam jednak swoich kuzynów. Dowodzili wszystkimi stworami zamieszkującymi te tereny i jeszcze do niedawna każde jego odwiedziny u nich składały się głównie z ich wywyższania się z tego powodu. Teraz było inaczej.
Biała wilczyca i szary wilk skłonili niechętnie łby, kiedy do nich podszedł. W ludzkiej postaci prawdopodobnie uśmiechnąłby się kpiąco, ale w wilczej... no cóż. Szczerzenie kłów mogłoby zostać dwojako odebrane, a zarówno matce, jak i ojcu bardzo zależało na wsparciu Skoll i Hattiego. 

Był od nich większy. Dużo większy i dużo dostojniejszy. Dodatkowo miał czarne futro, które - odkąd jego matka zawładnęła Jotunheimem - stało się oznaką najwyższej władzy. Bardzo ładnie się więc składało, że Jarnskogen leżało właśnie w Jotunheimie.

- Witaj, Fenrir - powiedział Hatti. Chociaż w sumie bardziej pasowałoby określenie "pomyślał".
- Witajcie. Wiecie, po co przybywam, prawda? - odpowiedział. Kiwnęli głowami. - Zgadzacie się?
- A mamy wybór? Twój ojciec jest królem, matka królową, siostra włada trupami. Głupio by było się nie zgodzić.

Fenrir uniósł łeb.

- A więc czekajcie na sygnał. - I odbiegł w stronę domu.

***
 
- Wasza Wysokość. - Do sali tronowej wszedł strażnik bramy. - Przybył posłaniec z Asgardu.
Loki spojrzał na siedzącą obok niego Susan. Ta kiwnęła lekko głową.
- Niech wejdzie.

Po chwili przez ogromne, lodowe wrota wszedł malutki, odziany w złoto żołnierzyk. No dobra, może nie był aż taki malutki, ale z podwyższenia wyglądał jak mróweczka. Podtruptał do tronu i skłonił się nisko. 
- Po co przybywasz? - Zapytała Sigyn. 
Zawiał zimny wiatr. Ciemnoszare (już od kilku dni w tym samym kolorze) włosy bogini uniosły się lekko, ale kryształowa korona ani drgnęła. 
- Z posłaniem, pani.
- Tyle to się zdążyłam domyślić. Czego chce Thor?
- Jego Książęca Mość nie przekazał żadnej wiadomości. Przesyłam posłanie o d Wszechojca Odyna.
Król i Królowa spojrzeli po sobie. 
- Rozumiem, że Odyn się obudził. 
- Tak, pani.
- Jakie przesyła więc posłanie? - Odezwał się Loki.
- Proponuje pokój. 
Małżeństwo znów na siebie zerknęło.
- Pokój? - Powtórzyła powoli Sigyn. 
- Tak, pani. Złożycie broń, a wtedy Asgard też nie zaatakuje. Wszechojciec obiecał, że powrócicie do dawnych łask.
- Nie wierzę mu - rzucił od niechcenia Loki, rozsiadając się wygodniej na tronie. - Ani tobie.
- W takim razie pozwól, żeby wypowiedział się osobiście.
Sigyn spięła się, gotowa do reakcji. Dyskretnie dała znak strażnikom, alby byli w pogotowiu. 
Przez okrągłe okna u szczytu komnaty wleciały dwa czarne kruki.
Susan odetchnęła. Hugin i Munin. Hugin to myśl, a Munin - pamięć Odyna. Sigyn zastanawiała się, co by było, gdyby tak je ubiła. 
Kruki przybrały ludzką postać już w momencie lądowania. 
Identycznie wyglądający kobieta i mężczyzna, oboje dziwnie zgarbieni i czarnowłosi. Ich oczy miały nadal kształt oczu kruka.
- Odyn przesyła pozdrowienia. Proponuje pokój. Powstrzymajcie swe wojska, a nic wam się nie stanie. W przeciwnym wypadku stracicie wszystko. - Sigyn nie mogła się powstrzymać. Parsknęła śmiechem. Kruki to zignorowały. - Wszechojciec obiecuje, że powrócicie do dawnych łask po poniesieniu drobnej kary.
- O karze poseł zapomniał wspomnieć - syknął Loki. - Propozycja jest nieszczególnie kusząca, ale rozważymy ją. Zostawcie nas samych.

Wszyscy oprócz strażników wyszli z komnaty.
- Chyba nie masz zamiaru się na to godzić - Wypaliła Susan w momencie, gdy za obcymi zamknęły się wrota.
- Sam nie wiem, Sig. ten cały pomysł z Ragnarokiem coraz mniej mi się podoba.
- Żartujesz sobie? Po tym wszystkim co nam zrobili, co tobie zrobili, ty masz zamiar im tak po prostu odpuścić?
- Spójrz na to z innej strony. W Ragnaroku zginą wszyscy. Łącznie z nami. Tego chcesz?
- Jeśli dzięki temu nie ucierpi moja duma, to tak.
- Duma - parsknął Kłamca. - Duma najważniejsza. A myślisz też czasami o sprawach bardziej "przyziemnych"?
- Jak na przykład?
- No nie wiem. Może życie twoich bliskich?
Sigyn spojrzała na niego lodowo niebieskimi oczami. Wolał, kiedy były granatowe.
- Dla moich bliskich poświęcam wszystko. I akurat ty powinieneś o tym doskonale wiedzieć. 
- Wasze Królewskie Mości - wtrącił się strażnik. - Proszę wybaczyć, że przeszkadzam, ale mamy wiadomość od Księżnej Hel. Wyruszyła już z wojskami z Helheimu.
Sigyn skinęła na niego głową w podziękowaniu.
- Widzisz, Loki? To wszystko nie ma już znaczenia. Stąd już nie ma powrotu.

**************************
 No to, Drodzy Państwo, w następnym poście mamy Ragnarok :D
Cieszycie się, nie? 

Tak jak obiecałam, z okazji 30 000 wyświetleń mam dla Was dwie niespodzianki.
Pierwsza to Q&A, czyli pytania i odpowiedzi. Uruchomię specjalnie na to odrębną stronę na blogu, na której będziecie mogli mnie pytać o co chcecie (oczywiście w granicach rozsądku :D ), a ja będę odpowiadała na wasze pytania. Co więcej, możecie zadawać pytania także bohaterom opowiadania :)  (jest to pomysł zaczerpnięty z setek blogów na tumblrze i blogspocie, w którym fani mają okazję zapytać swoje ulubione postacie o jakąkolwiek rzecz).

Oprócz tego, wkrótce (jak dobrze pójdzie, to wkrótce=jutro) na blogu pojawi się KOLEJNA odrębna strona z dodatkowym opowiadaniem (one-shotem), które obiecałam również za 30 000. Będzie ono oczywiście powiązane z głównym wątkiem, ale nie bezpośrednio z aktualnie toczącą się akcją.

Bardzo Wam dziękuję za wszystkie komentarze, wejścia i za to, że czytacie mojego bloga. Dla większości twórców 30 000 to marne kichnięcie, ale dla mnie to naprawdę ogromna liczba. 


No to, moi Drodzy, nie pozostaje nam nic innego jak tylko czekać na Zmierz Bogów :)

Do następnego :)


piątek, 16 października 2015

11. I don't fear the acid.

Winter is coming.

***


Raeven ukłonił się, najpierw w kierunku Królowej, potem jej dzieci.
- Wasza Miłość - powiedział. - Tak jak prosiłaś, wojska są gotowe. Co mamy robić dalej?
Jej Wysokość nie odpowiedziała od razu. Przyglądała się mu ze znudzeniem. Włosy o kolorze ciemnego popiołu miękko spływały po jej ramionach. Była sfrustrowana. Długie, pomalowane na czarno paznokcie stukały o poręcz tronu, a ciemnofioletowe usta były zaciśnięte.
- Już mówiłam. Znajdźcie mojego męża - odpowiedziała. - Sprawdźcie, gdzie jest i mnie powiadomcie.
- Jak sobie życzysz, Wasza Wysokość.
Ponownie przyklęknął, po czym odwrócił się i odszedł. Właśnie dostał prawdopodobnie najważniejsze zadanie swojego życia.
Miał odnaleźć swojego Króla.
Króla Lokiego, boga kłamstw i ognia. Męża Sigyn, Królowej Śniegu, Lodu i Mrozu, Władczyni Jotunheimu. Bogini wierności, a od niedawna także zniszczenia i chaosu, Pani Żywiołów.

***

Ziemia zatrzęsła się po raz kolejny. Iron Man zachwiał się. W ostatniej chwili chwycił się drzewa.
- Weźcie te dzieci! - Krzyknął. - Ukryjcie je w bunkrze. Każcie wolontariuszom znaleźć ich rodziców.

...I tak od tygodnia.
Kiedy oficjalnie potwierdzono informację o Ragnaroku, świat wpadł w panikę. Rozpoczęły się akcje ukrywania i zabezpieczania ludności. Avengers również włączyli się do tej inicjatywy, pomagając jak tylko się dało.
Tony Stark zorganizował zapasy środków do życia dla niemal wszystkich największych bunkrów w USA. Steve i Bucky przeszkolili mężczyzn w technikach obrony, a Natasha pomogła kobietom.
Wanda rozpostarła magiczne blokady, które miały osłabić skutki Ragnaroku.
Bruce pracował nad lekami przeciwko ewentualnym epidemiom i zakładał szpitale polowe.
Thor zaś cały czas był w Asgardzie, próbując zatrzymać wszystko stamtąd. Wojska Einherjarów patrolowały już miejsca, w których mogły zostać otwarte przejścia z innych światów.
- Nie mamy szans - powtarzał często. - Nie damy rady. Ona jest za silna. Za mądra. Wyrżnie nas wszystkich.
Podczas jednego z tego rodzaju monologów boga burzy otworzyły się wrota do Sali Tronowej, przez które wszedł posłaniec.
- Wszechojcze - powiedział. W jego głosie był strach.
- Tak?
- Oddziały Jotunów krążą po Nidavellirze. Są bardzo blisko Jaskini Węża. Co mamy robić?
Thor przymknął oczy.
- Nic - jęknął ze zrezygnowaniem.

***

- Myślisz, że już takie zostaną? - Zapytała Sigyn, bawiąc się delikatnie pasemkiem swoich włosów.
- Nie wiem, pani. Ostatnio ciemnieją coraz szybciej. - Odpowiedziała jej Hel.
- Tak, ale dziś na przykład zjaśniały. Może to dlatego, że znaleźli Lokiego. Takie są ładne. Mogłyby być.
Nagle konie bogiń stanęły dęba, o mało nie zrucając ich z grzbietów.
Do szalejących zwierząt natychmiast podbiegli Olbrzymi.
- To tutaj - powiedział jeden z nich. - Konie dalej nie pójdą. Tak jak i my. Są tu za mocne bariery. Nie damy rady.
Susan zsiadła z konia i dotknęła dłonią pola siłowego.
Już nie z takimi problemami sobie radziła.
Zamknęła oczy i spróbowała powtórzyć to, co robiła kilka dni temu. Poczuła, jak fala zimna zalewa jej ciało. Nacisnęła ręką na barierę, która nadal nie chciała ustąpić.
Zacisnęła zęby. Było coraz zimniej.
- Pani? - Usłyszała głos Hel. Głos odległy. Jakby dochodził zza ściany.
Poczuła lekkie ukłucie prądu przeszywające jej ramię i idące jak dreszcz po kręgosłupie. Jej mocno naciskająca na barierę dłoń straciła oparcie i bezwładnie poleciała do przodu.
Sigyn otworzyła oczy. Słyszała szepty i głośne oddechy swoich poddanych.
Bez problemu przeszła przez pole siłowe.
Zamrugała intensywnie oczami i poczuła, jak znów przybierają niebieską barwę. Jak odpływa z nich czerń.
Odwróciła się do swoich poddanych. Patrzyli na nią z dziwnym wyrazem oczu.

***

W jaskini było ciemno jak w d... no. Wszyscy wiemy gdzie.
Sigyn szła powoli. Słyszała kapanie wody i szum górskiego strumyka żłobiącego korytarze gdzieś w skale po jej lewej stronie.
Nagle usłyszała krzyk. Potworny wrzask bólu i rozpaczy, który powoli przemienił się w urywane wołania o pomoc, a potem całkiem zniknął.
Ruszyła szybciej, potykając się o długą suknię.
Dźwięk sprawił, że jej ciałem zaczęły miotać dreszcze.
Zatrzymała się na chwilę, żeby opanować dygotanie.

Ciemności nie pozwoliły jej zobaczyć, że wyszła już z korytarza i znalazła się w czymś na kształt komnaty. Zauważyła to dopiero dzięki pozostałym zmysłom. Usłyszała, że echo jej kroków odbija się od dalej położonych ścian i wyczuła zmianę ciśnienia. Doszedł ją też czyjś ciężki oddech.

Nie miała pewności, czy to on. Czuła, że tak jest, ale bała się ryzykować. Nie teraz, kiedy jest wrogiem numer jeden w Asgardzie, Nie chciała ryzykować wpadania w pułapkę, więc nie zapaliła ognia, który oświetliłby pomieszczenie.

Schyliła się i zaczęła się skradać. Stanęła dopiero w momencie, kiedy usłyszała, że dźwięk oddechu rozlega się tuż przy jej uchu.

Spróbowała wysłać Lokiemu jakąś wiadomość. Nie miała co prawda medalionu, który kiedyś jej to umożliwiał, ale teraz była boginią. Jej mąż nauczył ją tego rodzaju przydatnych zaklęć. Jedynym warunkiem było to, że musiała znajdować się blisko niego, żeby się z nim skontaktować. Jej moc była jeszcze zbyt słaba, by mogła robić to na odległość.

Pomyślała jego imię.
Podskoczyła, kiedy mężczyzna obok niej zerwał się nagle, nabierając głęboko powietrza, jakby obudził się z koszmarnego snu.
Usłyszała jak wyszeptał jej imię. Jego głos był przepełniony rozpaczą.

Teraz miała pewność.
To on.
Jej dłonie natychmiast rozżarzyły się ogniem. Mężczyzna odruchowo odwrócił twarz. Poznała go.
To on.
Jego skóry nie była blada. Była biała. Biała, poprzeplatana ranami i siniakami. Usta miał fioletowe, a z kącika warg wyciekała zaschnięta strużka krwi. Włosy miał potargane i przypruszone pyłem.
Ciernie bijały się w jego ciało. Niektóre żebra sterczały pod naprawdę niewłaściwym kątem.

Potem zobaczyła węża wiszącego nad jego twarzą.
Gad podniósł głowę i spojrzał na nią, sycząc wściekle.
- Sigyn. - Rozległ się słaby głos Lokiego. Tym razem gorycz w jego brzmieniu została stłumiona przez nadzieję i radość.
Susan usiadła obok niego, głaszcząc jego twarz. Po raz pierwszy od - jak jej się zdawało - wieków po jej policzkach popłynęły łzy a jej twarz wyraziła jakieś uczucie.
Loki patrzył na nią w sposób, jakiego jeszcze nigdy u niego nie widziała. W jego oczach było błaganie, miłość, czułość i wdzięczność, a to wszystko zmieszane ze sporą domieszką cierpienia.
Nagle jednak oderwał od niej wzrok i spojrzał na węża. Jego twarz przybrała wyraz strachu.
Słabym głosem powiedział do Sigyn, żeby zabrała rękę.
Nie zrobiła tego.
Kropla jadu spadła na jej dłoń, natychmiast wyżerając w niej dymiącą i syczącą dziurę.
Kobieta krzyknęła przez zaciśnięte zęby.
Ból był nie do wytrzymania.
Ale Susan pamiętała gorszy.

Wstała. Ruszyła gwałtownie dłonią, wyrywając ze ściany jaskini kawałek skały. Kamień wpadł w jej czekającą dłoń, natychmiast formując się na kształt misy. Uklękła przy Lokim i umieściła naczynie nad jego twarzą.
- Sigyn, nie - powiedział. - Odejdź. Nie możesz tu zostać. Nie możesz tak czekać przez wieczność.
Susan spojrzała na niego spokojnie.
- A właśnie, że mogę.

***

Nie wiedziała, ile dni minęło odkąd znalazła Lokiego. Nie była w stanie policzyć - do jaskini nie docierało światło słoneczne.
Przez ten czas zdążyła opowiedzieć Lokiemu o wszystkim, co się wydarzyło.
O jej ucieczce z Asgardu i o tym, jak poznała Hel, Jormunganda i Fenrira. Jak Jotunowie mianowali ją ich królową. Razem śmiali się ze zbieżności jej midgardzkich kryptonimów z tym, jak teraz rzeczywiście była nazywana.
Opowiedziała mu o swoich zmartwieniach. Zapytała, co symbolizują zmiany zachodzące w jej wyglądzie i zachowaniu. Nie powiedziała mu tylko o tym, że znowu czuje w sobie czyjąś moc. Że je oczy coraz częściej znów stają się czarne.
W tym czasie Kłamca przybierał na sile. Sigyn karmiła go (co prawda niezbyt pożywnie, bo jedyną rzeczą, jaką dysponowała, były roślinki) i dawała mu pić. Cały czas trzymała nad jego twarzą misę i zbierała do niej jad kapiący z paszczy węża. Raz na jakiś czas musiała wylewać zawartość, a wąż - wykorzystując ten moment - natychmiast pluł na Lokiego swoim kwasem.
Susan całowała rany na twarzy męża, a on uparcie twierdził, że naprawdę mu to pomaga.
Ręce bolały Sigyn niemiłosiernie. Z czasem zaczęła podpierać łokieć na piersi Kłamcy, żeby chociaż trochę ulżyć mięśniom.

Próbowała zmusić ciernie oplatające ciało Lokiego do zwiędnięcia. Jako władczyni żywiołów nie powinna mieć z tym problemów, ale na roślinę nałożone były zbyt potężne zaklęcia, by mogła sobie z nimi poradzić.

Próbowała też zabić jakoś węża. Raz nawet prawie go udusiła, ale ten ugryzł ją w palec, zmuszając do rozluźnienia uścisku. Ogień się go natomiast jakimś cudem nie imał.

W końcu bogini straciła cierpliwość. Rzuciła misą o skałę.
- Sigyn? Co ty robisz? - zapytał niepewnie Loki.
Spojrzała na niego z determinacją.
A potem przeniosła jaskrawożółte oczy na węża.
Gwałtownie zmieniła się w czarną wilczycę i skoczyła w stronę gada. Wbiła kły w jego cielsko, rzucając nim mocno w bok.
Poczuła ból w pysku. Tego się z resztą spodziewała. Tylko strach przed otruciem powstrzymywał ją od zlecenia zabicia węża Sheerze już na samym początku.
Wąż wygiął się na ziemi.
Wilczyca skoczyła i znowu go ugryzła. Jedną część jego ciała przytrzymała łapą, a drugą szarpnęła, tym samym rozrywając gada na pół.
Poczuła, że traci grunt pod nogami. Szybko zmieniła się z powrotem w człowieka.
Jad rozchodził się po jej ciele. Kręciło jej się w głowie i widziała podwójnie.
Podeszła do Lokiego, zataczając się i upadając co chwila.
Mężczyzna coś do niej krzyczał, ale nie rozumiała jego słów.
Ostatkami sił chwyciła się oplatających jego ciało cierni i wyrwała je z podłoża, sama zdziwiona swoją siłą.

Zachwiała się i poczuła, że upada.
Ostatnie, co poczuła, to zimna skóra rąk, które ją złapały i jeszcze zimniejszy odcisk warg na jej czole.

******************************************************************
Dzień dobry Pańswtu, witam serdecznie.
Na początku przepraszam za opóźnienie w pisaniu. Niestety, "Król Edyp" (bardziej jak Edup) sam się nie przeczyta, a genetyka molekularna sama się do łba nie wtłoczy. A szkoda.
Także no. Mam nadzieję, że mnie zrozumiecie :)

Czekałam na ten rozdział odkąd tylko wykminiłam, że Susan będzie Sigyn. Dla osób niezaznajomionych z mitologią nordycką zamieszczam informację, że scena zbierania jadu węża przez Sigyn do misy, którą bogini trzyma nad twarzą Lokiego jest symbolicznym i jednym z najbardziej rozpoznawalnych momentów w tej mitologii.

Jak co rozdział wspomnę, że Ragnarok zaraz będzie. Progozuję wszem i wobec, że za jakiś jeden - dwa rozdziały. Także róbcie konserwy i szykujcie piwnice, żebyście się gdzie chować mieli.
(Co prawda tak na serio Ragnarok miał być niecałe dwa lata temu i nie było, ale kij z tym).

Dodatkowa informacja: kóniec z dodawaniem linków do muzyki. Jest to dość nieporęczne dla osób czytających z telefonu, więc dodam po prostu playlistę w tle, tak jak to było na moim poprzednim ff. Nie mam co prawda pewności, że to rozwiązanie będzie działać na telefonie, ale... no. Przynajmniej muzyczka będzie leciała przez cały czas czytania bloga, a nie tylko przez pięć minut.

Planuję też zmienić szablon, bo ten jest syfiasty. Obawiam się, że już mi nigdy żaden tak nie wyjdzie jak ten z Lily Collins jako Susan *płacze w kącie*.

No dobra. Ja zmykam, bo zaraz będzie jutro. Papa :*


piątek, 11 września 2015

10. Frost Queen of Frost Hell.

It's like an avalanche
I feel myself go under
Cause the weight of it's like hands around my neck
I never stood a chance
My heart is frozen over
And I feel like I am treading on thin ice

https://www.youtube.com/watch?v=BpmJh2CjSIA

********


- Wasza Wysokość. - Usłyszała charczący, nieprzyjemny głos. - Jesteś gotowa?
Sigyn spojrzała na swoje odbicie w lustrze. Jej oczy, dawniej ciemnoniebieskie, teraz z każdym dniem przybierały coraz bardziej i bardziej lodowy kolor. Jej twarz była coraz chudsza, a skóra stała się niemal mlecznobiała.
Zapomniała też już o blondzie dawniej zdobiącym jej włosy.
Odkąd zabiła Baldura, jej włosy stopniowo zmieniały się na ciemniejsze.
Teraz miały kolor ciemnej czekolady i najwyraźniej nie miały zamiaru na tym poprzestać.
Usta miała zabarwione ciemnofioletowym pigmentem z lekką domieszką burgundy, oczy podkreślone ciemnymi cieniami.
Wyglądała strasznie. Ale nie w złym tego słowa znaczeniu. "Strasznie" w znaczeniu budzącym szacunek. Strach, ale nie przed jej wyglądem, a przed tym, co może zrobić.
Na szyi miała kolię z diamentów i szafirów, pasującą do kolczyków i pierścieni.
Spojrzała na swoją suknię.
Uszytą z uformowanej w kwiaty koronki naszytej na lodowoniebieski materiał, przylegająca na górze i luźna w spódnicy. Z długim rękawem, na którym - tak samo jak na spódnicy - koronka przerzedzała się, odsłaniając jej chude ramiona. Dekolt z przodu sukni odsłaniał jej obojczyki, a z tyłu łopatki.

Skinęła na stojącego za nią Lodowego Olbrzyma.
Ten podszedł i nałożył na jej ramiona wilcze futro, spinając je na jej klatce piersiowej.

- Proszę za mną, pani.

Poszła.
Po jakimś czasie znalazła się w korytarzu utworzonym ze stojących po obu stronach ścieżki Lodowych Olbrzymów.
Powolnym, dostojnym krokiem ruszyła wzdłuż tłumu. Olbrzymy stojące w pierwszych rzędach zaczęły rytmicznie uderzać o ziemię trzymanymi w rękach berłami, powoli przyspieszając.
Sigyn czuła, jak jej serce dostosowuje się rytmem do tego dźwięku.

Stanęła przed tronem. Jeden z zebranych machnął lekko dłonią. Jej stopy zostały otoczone lodem, który przeniósł ją tuż pod normalnie będący poza jej zasięgiem tron.

Odwróciła się do swoich poddanych ze spokojem na twarzy.

Usiadła na tronie.

Jeden z Olbrzymów podszedł do niej i nałożył na jej głowę koronę zrobioną z sopli lodu.

Dźwięk uderzających o lód bereł natychmiast ustał.
Sigyn uśmiechnęła się lekko do siebie, kiedy uświadomiła sobie, że teraz rzeczywiście stała się Królową Śniegu.
Pseudonim nadany jej przez Hydrę przestał być pseudonimem. Stał się prawdą.

Stojący koło niej Olbrzym przemówił:
- Klęknijcie przed Lodową Królową, Władczynią Lodowego Piekła.

Wszyscy klęknęli.

***

- Przygotować wszystkie wojska, najwyższy stopień zagrożenia - zarządził Thor odbierając miecz od rycerza i wkładając go do przypiętej do pasa pochwy.
Do Sali Tronowej wpadł posłaniec. Dyszał ciężko, a w ręku trzymał rolkę pergaminu.
- Wszechojcze - wysapał. - Mamy wiadomość od szpiega z Jotunheimu.
Thor pobladł. Jotunheim nie kojarzył mu się zbyt dobrze.
- Tak?
- Lady Sigyn została koronowana na ich Królową.

***

- Pani. - Hel dygnęła wchodząc do komnaty Sigyn. - Nie przeszkadzam?
- Nie, wejdź - Odpowiedziała Susan. Siedziała na zdobionym krześle postawionym przy oknie. Wyprostowana jak struna i zamyślona.
Kiedy bogini śmierci podeszła bliżej, Sigyn wstała i odwróciła się w jej stronę.
- Czy teraz wreszcie możesz mi to wszystko wyjaśnić? - zapytała.
Hel spuściła wzrok. Opuściła kaptur ukazując szarą, poranioną, w niektórych miejscach odsłaniającą szczękę połowie twarzy. Sigyn nie odwróciła wzroku.
- Czekam, Hel. Mam prawo wiedzieć. Oczywiście o ile to, co mówisz, jest prawdą.
- To jest prawda. Jesteś naszą matką.
- W takim razie kiedy was rodziłam? Nie przypominam sobie porodu żadnego z was, a to raczej nie należy do łatwych do zapomnienia momentów.
- Nie urodziłaś nas. My nie zostaliśmy zrodzeni, tylko stworzeni. Zaraz po tym, jak wzięliście ślub, Loki stworzył nas z twojej i jego krwi. To skomplikowany magiczny proces, nie będę ci teraz dokładnie tłumaczyć, na czym polegał, bo sama nie mam pojęcia. Działa dokładnie tak, jak zwykłe przychodzenie na świat, tylko że bez udziału matki. To znaczy, mam na myśli to, że dokładnie tak samo wygląda mieszanie genów i cech, ale dzieci nie kształtują się w łonie, tylko na poczekaniu. Loki stworzył najpierw Jormunganda. Jest najsilniejszy i ma ważną, choć nie najtrudniejszą rolę. Musi zniszczyć Midgard. Potem stworzył mnie. Ukształtował nas tak, żebyśmy wglądali, jakby było między nami kilka lat różnicy. Moim zadaniem jest poprowadzić potępionych na wojnę.
Na końcu powstał Fenrir. Z nas wszystkich najmniej wygląda na wasze dziecko. Ma czarne oczy, a przecież...
- W mojej rodzinie prawie wszyscy mieli czarne oczy i włosy. Jestem jedną z niewielu.
- A no to się zgadza. W każdym razie, Fenrir ma najważniejsze zadanie.
- Jakie?
Hel uśmiechnęła się półgębkiem.
- Ma zabić Odyna.

***
 Sigyn siedziała na tronie rozmyślając o tym, co powiedziała jej Hel.
Podszedł do niej jeden z Olbrzymów. Uklęknął na jedno kolano.
- Wasza Wysokość, przyszedłem zapytać, czy masz jakieś życzenia lub rozkazy.
Sigyn patrzyła chwilę w jego oczy, po czym odpowiedziała:
- Tak. Macie znaleźć mojego męża.
***

- Macie ją natychmiast znaleźć i przyprowadzić do mnie. Tylko nie róbcie jej krzywdy. Ma tu przyjść na własnych nogach, bo jeśli ją tkniecie, to was Olbrzymy was zabiją. Powiedzcie, że chcę z nią porozmawiać o pokoju. Spieszcie się.
- Tak jest, Wszechojcze. A tak, panie, jeszcze jedno. Dostaliśmy wiadomość ze Svartalfheimu. Mroczne Elfy opowiedziały się po stronie Królowej Jotunów, a w Niflheimie widziano widmo Nagelfaru sunące po Morzu Gwiazd. Czy życzysz sobie, żebyśmy zamknęli wodne granice?
- Tak. Zamknijcie je i pilnujcie ich. I zacznijcie wysyłać wojska do Midgardu. jego mieszkańcy są bezbronni, a obawiam się, że to tam Sigyn uderzy najpierw.
-Nie zrobiłaby tego - wtrąciła się Jane. - Przecież... przecież to jej dom.
- Po tym wszystkim, co nam zrobiła, nadal wątpisz, że może coś zrobić? - Thor był poddenerwowany i zamyślony. Jane coraz częściej go takim widziała, co nie za bardzo jej się podobało.
- Tak, wątpię. Zmieniła się w potwora, ale jednego nie będzie w stanie zrobić. Nie zniszczy miejsca, w którym się wychowała.
- Ona nie jest sobą! - Krzyknął Thor. - Loki włada jej duszą zmuszając ją do robienia tych rzeczy, jestem tego pewien. Może prawdziwa Susan miałaby skrupuły, ale nie Susan z Lokim w głowie. Nie Sigyn.

***

Susan patrzyła na swoje odbicie w lustrze. Ostatnio często to robiła, ale nie z próżności, tylko ze strachu. Widziała, jak się zmienia. Zamknęła oczy skupiając się na tym dziwnym uczuciu, które ostatnio ją wypełniało. Uczuciu, które znała. Którego już kiedyś doświadczyła, kiedyś, dawno temu. Jakby w innym życiu.
Jej powieki podniosły się. To, co zobaczyła, nie zdziwiło jej. Coś wewnątrz jej głowy, bardzo, bardzo głęboko, spodziewało się takiego widoku.
Spodziewało się czerni zalewającej całe jej oczy.

********************************************************************8
Dzisiaj krótko, bo niestety muszę dzielić tekst zgodnie z fabułą, i żeby nie zrobić pół Ragnaroku w jednym poście, a drugie pół w drugim.
Przepraszam też, że długo mnie nie było, ale wiecie - szkoła.
'One does not simply walk into Mordor and write fanfiction at the same time. '
... czy jakoś tak.

W ankiecie zadecydowaliście, że po Ragnaroku chcecie dalej czytać o losach Susan. Po tym, jak już wszystko się pierdyknie. Ostrzegam, będzie bardzo mrocznie i mam zamiar połamać Wam serca, sorry. Wasz wybór. :D
Żartuję, nie będzie aż tak mrocznie.
Z łamaniem serc nie żartowałam.
Do następnego :*






sobota, 8 sierpnia 2015

9. At your command.

https://www.youtube.com/watch?v=Ow_qI_F2ZJI

So you can throw me to the wolves
Tomorrow I will come back
Leader of the whole pack.
Beat me black and blue
Every wound will shape me
Every scar will build my throne.

The sticks and stones that
You used to throw have
Built me and empire.


***

...ale tego nie zrobił.

Duma mu na to nie pozwoliła. Przez butę i arogancję skazał się na wieczne cierpienie. Brawo on.
Pierwsza kropla jadu zawisła nad jego twarzą. Odchylił głowę najdalej, jak pozwoliły mu na to okalające ją gałęzie i ciernie. Żrący płyn opadł na jego policzek, a Loki zawył z bólu wyginając plecy w łuk. Zacisnął zęby i stłumił krzyk.

Zapowiadał się świetny dzień.
I następny.
I następny.
I nas-cholera-jasna-tępny.

***

- Servia znajduję się w Niflheimie, w Platynowej Twierdzy. Heimdall nie wie, że to ty pytasz, tak jak prosiłaś.
- Dobrze. Teraz wyciągnij jakąś kartkę i pisz, co ci powiem.
- W porządku.
- Mitt navn er Sigyn, jeg er hans kone Loke og motbeviste dronningen av Asgard. Jeg finner meg selv i fengsel i Asgard, fortalte Loki meg å trekke denne saken for deg. Angivelig du vet hva du skal gjøre med det. Hjelp meg. Vi har ikke tid. - Sigyn dyktowała powoli, tak, by Jane mogła nadążyć z pisaniem.
- Skończyłam. Co to znaczy?
- Nic ważnego. Zwykłe odnowienie kontaktów, pytanie o zdrowie i te sprawy. Musiałam użyć jej języka, bo innego nie zna. - Susan wypuściła spokojnie powietrze z płuc. - Wyślij to do niej, bardzo cię proszę. Użyj mojego kruka, wystarczy, że powiesz mu adres. Trafi. Zrobisz to dla mnie?
Jane kiwnęła głową. Nawet nie zastanawiała się nad odpowiedzią. Sigyn jej na to nie pozwoliła.
- Nie ma problemu. Przepiszę tylko na czysto i zaraz wyślę.
- Dobrze. W takim razie... Jak przepiszesz, to pamiętaj, że wersja, której nie wyślesz, musi zostać zniszczona.

***

- Ej, to chyba nie jest zbyt normalne.
- Znaczy co?
- No trzęsienie. Znaczy trzęsienie jak trzęsienie, czasem się trafi, ale nie trzecie w przeciągu trzech dni. Nie tu. Nie żyjemy na połączeniu żadnych pieprzonych płyt tektonicznych.
- Dobra, Clint, spokojnie. Może to przez... wiesz. Globalne ocieplenie.
- Co może mieć globalne ocieplenie do trzęsienia ziemi? - Zaperzył się Hawkeye.
- Tony po prostu nie dopuszcza do siebie jednej myśli - wtrącił się Fury.
- Zamknij się - burknął Stark.
- Jakiej? - Zapytała Natasha.
Przez chwilę nikt jej nie odpowiedział. W końcu Steve zdecydował się zabrać głos.
- Że właśnie rozpoczęło się interludium do Ragnaroku.

***

Servia usłyszała krakanie. Wyszła na balkon. Na balustradzie siedział ogromny, niemal nienaturalnie czarny kruk. Podeszła do niego. Ptak wystawił nogę w jej stronę, a ona odwiązała przyczepioną do niej karteczkę.
Przeczytała jej treść. Była napisana w staronorweskim, ale z kilkoma słowami, których znaczenia mogła się tylko domyślać. Brzmiały one podobnie do tych, które znała, ale ich pisownia była zniekształcona, jakby... unowocześniona. 
No tak, pomyślała. Przecież Lodowa Królowa nie może znać tego języka. Król na pewno nauczył ją nowej, bardziej przydatnej wersji. 
Z resztą nieważne, upomniała siebie samą.
Ważne jest jedno.
Królowa prosiła o pomoc.

Servia ruszyła w stronę Głównej Sali, w której jej podopieczni właśnie spożywali posiłek.
Kiedy weszła, książęta spojrzały na nią.
Kobieta skłoniła się.
- Wasze Książęce Mości - zaczęła nie mogąc opanować podekscytowania. - Nadszedł czas, byście spełnili swoje przeznaczenie.

***

Minął miesiąc. Pełen miesiąc na dwudziestu metrach kwadratowych. Pełen miesiąc pogardy i najgorszego możliwego traktowania. Pełen miesiąc udawania, że wszystko jest w porządku i dumnego trzymania głowy. 
Głowy, na której kiedyś była korona.
Trzydzieści dni była zamknięta w celi. Dwadzieścia dwa dni czekała na odpowiedź od tej całej Servii. 
I nic. 
Aż do teraz.

***

- Pospiesz się, sieroto. Nie mamy całego dnia - powiedziała ubrana na czarno dziewczyna, opatulona za dużym kapturem zasłaniającym prawie całą jej twarz. Zwracała się do czarnowłosego chłopaka, może parę lat młodszego od niej. 
- Jesteś moją siostrą, więc nazywając mnie sierotą, nazywasz tak także siebie samą.
- Smarki, zamknąć się. Jesteśmy tu po kryjomu - do rozmowy wtrącił się wysoki, dobrze zbudowany blondyn o wężowych oczach i pociągłej, mrocznej twarzy. Najstarszy z rodzeństwa. 
- Sam jesteś smark. - Dziewczyna i młodszy chłopak warknęli niemal równocześnie.
Wężowy wywrócił oczami i obydwóch zdzielił lekko po głowach.
- Idziemy. Królowa czeka.

***

Heimdall poczuł, jak włoski na karku powoli mu się podnoszą. Odwrócił się, a jego wszystkowidzące oczy zamgliły się szukając osoby, która wywołała u niego tą reakcję. 
W głowie ufromował mu się obraz trzech młodych, ubranych w szaty z kapturem ludzi. 
Grupka natychmiast wzbudziła jego obawy. Byli dziwni.
Kobieta miała twarz ukrytą za ogromnym kapturem. Była średniego wzrostu, a spod płaszcza kaskadą spływały jej po ramionach długie, bardzo ciemne włosy. 
Obok niej szedł mężczyzna o jasnobrązowych, lekko złocistych włosach. Miał groźną, gadzią twarz i lodowatoniebieskie oczy. Był najwyższy i, zdaje się, najstarszy z trójki. Jego twarz zdobił kilkudniowy, starannie przycięty zarost. Wyglądał na silnego.  
Trzeci z nich wyglądał najgroźniej. Miał czarne włosy i - o ile to możliwe - jeszcze ciemniejsze oczy. Jego twarz była niemal cała ogolona na gładko. Niemal, bo nad ustami zapuścił krzaczaste wąsy, które prawdopodobnie nie pasowałyby do żadnej innej urody niż jego. Nadawały twardości i powagi jego młodzieńczemu wyglądowi. 
Heimdall nie był pewien co do kobiety, ale mężczyzn bez wahania uznał za braci. Chociaż byli zupełnie inni, mieli w sobie coś, co kazało mu tak myśleć. Nie wiedział co. Może kości policzkowe. Wysokie i wyraźne, takie, które mogłyby ciąć papier. Takie, które gdzieś już kiedyś widział, ale nie mógł przypomnieć sobie gdzie, co bardzo go martwiło. 

Trójka szła lekko pochylona, skradając się w kierunku pałacu. Heimdall podbiegł do podestu na środku    "przedpokoju", jak kulistą salę, z której otwierano Bifrost nazywali niektórzy bogowie.

Włożył miecz do przeznaczonego do tego otworu odblokowując Tarczę Asgardu.
Wokół pałacu zaczęła rosnąć złota kopuła.
Heimdall zaczął znów szukać myślami podejrzanej trójki. 
Jego serce niemal stanęło, kiedy nigdzie ich nie znalazł.

***

- Ukryjcie Jane. Zwielokrotnijcie liczbę żołnierzy pełniących warty. Zabezpieczcie lochy. I przede wszystkim, znajdźcie ich. - Thor był bardzo zaniepokojony pojawieniem się intruzów w Asgardzie. Normalnie nie zareagowałby tak gwałtownie, ale teraz stali na progu Ragnaroku i jako władca Dziewięciu Światów nie mógł pozowolić sobie na jakiekolwiek niedopatrzenie. - Heimdallu, co udało ci się ustalić?
- Niewiele, panie. Było ich trzech. Dwóch mężczyzn i kobieta. Później dostrzegłem jeszcze jedną, schowaną w lesie. To była... Zaraz. To ta, o którą pytała mnie Jane. 
Thor spojrzał na ukochaną marszcząc brwi.
- Jane?
Kobieta przez chwilę nie odzywała się. Dopiero po chwili powiedziała:
- Kontaktowałam się z Servią, moją przy... Przyjaciółką.
- Masz przyjaciółki w Niflheimie? - Zapytał podejrzliwie Thor. 
Jane Foster znowu zamilkła na jakiś czas, po czym rozpłakała się.
- Przepraszam, to wszystko moja wina. Servia to przyjaciółka Susan, nie moja. Nigdy się nie widziały, ale korespondowały i Susan chciała tylko wysłać list... Przepraszam, naprawdę.
Thor przytulił Jane, ale jego twarz była surowa.
- Dlaczego to zrobiłaś, Jane? Susan jest w tej chwili naszym najniebezpieczniejszym więźniem! Skąd wiesz, kim jest ta Servia? Może Susan cię oszuk...
- Nie! Nie zrobiłaby tego. 
- Nie bądź głupia - przez Salę Tronową przebiegła grupka Einherjarów. - Sigyn jest potężna i zdaje się, że jej nie docenialiśmy. Jest bardzo mądra i dobrze wie, jak zamotać w głowie bezbronnym, dobrym ludziom. Co ci w zamian obiecała? Materiały do badań?
- Nie... - Jane zarumieniła się i spuściła wzrok. - Obiecała, że... 
- To nie jest teraz ważne - wtrąciła się Sif. Ważne jest to, co było w tym liście.
- Było po norwesku - powiedziała Jane. - Zdaje się, że mam jeszcze to, co mi podyktowała.
Wyciągnęła kartkę z kieszeni sukni.
- Kazała mi to zniszczyć, ale zapomniałam. - Pokazała kartkę Thorowi. Volstagg, Fandrall, Hogun, Heimdall i Sif oblegli ich, żeby zobaczyć treść listu.
Kiedy skończyli czytać spojrzeli po sobie, a w ich oczach malował się strach.
- I co? Co tu jest napisane? - Zapytała Foster.
Thor zwrócił wzrok w jej stronę.
- Że pisze do niej na prośbę Lokiego. Że jest obaloną królową Asgardu i że potrzebuje pomocy. I... I że nie mają już czasu.
Jane pobladła, a Fandrall krzyknął do Einherjarów:
- Zbierzcie pięć tuzinów ludzi i biegnijcie do lochów. Ona nie może uciec.

***

Sigyn leżała z przymkniętymi oczami na ciemnozielonej, w miarę wygodnej kanapie bardzo przypominającej leżaki w gabinecie psychiatrycznym.
Usłyszała hałas. Jakby ktoś się bił.
Wstała i podeszła do bariery. Zobaczyła trójkę zakapturzonych ludzi idących w jej stronę szybkim krokiem. Dwóch mężczyzn zostało kawałek dalej, a kobieta podeszła do jej celi.
- Czy ty jesteś Sigyn, bogini wierności i pani żywiołów? - zapytała. Jej głos brzmiał jak wycie wiatru podczas śnieżycy.
- Tak. A o co chodzi? I kim ty jesteś? 
- Teraz to nieważne. Za chwilę pojawi się tu stado Einherjarów i wszystko pójdzie na marne. Przyszliśmy, aby cię uwolnić, pani.
Sigyn serce podskoczyło do gardła. 
Wreszcie.
- Jesteście od Servii, tak? - Zapytała Susan, kiedy kobieta zaczęła zdejmować barierę. Pole siłowe gniło i rozpadało się pod jej spojrzeniem, opadając coraz niżej. 
- Servia się nami opiekowała - przytaknęła dziewczyna. - Czekaliśmy tam na naszych rodziców. -  Susan zauważyła, że pół jej twarzy jest poorane bliznami. Gdzieniegdzie przypalona, osmalona skóra odchodziła małymi płatami. Wzdrygnęła się. 
- Kim są wasi rodzice? - zapytała.
Nikt jej nie odpowiedział. Ciemnowłosa dziewczyna uśmiechnęła się tylko, używając do tego zdrowej części twarzy.
Jeden z mężczyzn, ten czarnowłosy, podszedł i podał jej rękę, kiedy wychodziła z celi. Pomógł jej zeskoczyć z podestu, na którym się znajdowała. 
Susan spojrzała mu w oczy. Oczy, które znała. Oczy Starków, pomyślała. W jej rodzinie było tylko parę osób, których oczy nie były smolistoczarne. 

Usłyszeli dźwięk dziesiątek stóp. Einherjarzy już po nich biegli.
- Chwyć mnie za rękę! - Powiedziała dziewczyna.
- Moment. Muszę coś jeszcze zrobić.
- Pani, nie! - Krzyknął czarnowłosy. - Nie mamy czasu!
Chwilę potem Susan podbiegła do nich i złapała za nadgarstek kobiety.

W momencie, kiedy wrota lochów rozwarły się, Sigyn i trzech intruzów już nie było.

***

Fandrall podbiegł do największej celi, przeznaczonej dla wrogów politycznych. Celi, w której kiedyś swoją karę odbywał Loki, a teraz Sigyn.
Zatrzymał się i opuścił ręce. Cela pozbawiona była bariery, a wewnątrz nikogo nie było. 
To przeraziło Fandralla, ale nie tak, jak to, co dostrzegł ułamek sekundy później.

Ścianę lizały płomienie układające się na kształt ogromnych skrzydeł, a jęzory ognia przeplatane były kryształkami lodu.

***

Sigyn podniosła się z ośnieżonej ziemi otrzepując cienką suknię. 
- Gdzie jesteśmy? - zapytała.
- W Jotunheimie, pani.
Susan jęknęła ze zrezygnowaniem. 
- Jak się tu dostaliśmy?
- Przeniosłam nas. Tak jak ty władasz żywiołami, ja władam czasem i przestrzenią. 

Przez ścianę padającego śniegu Susan zauważyła jakąś dużą postać zmierzającą w ich stronę. 
Podniosła się, gotowa do ataku. Chwilę później zobaczyła, że nieznajomy jest Lodowym Olbrzymem. Trochę odechciało jej się walczyć. Była słaba. Mogła walczyć z kimkolwiek, ale nie z Olbrzymem. Nie teraz.
Okazało się, że całe szczęście nie będzie musiała walczyć.
- Kim jesteście? - zapytał stwór.
- Żniwiarzami Ragnaroku. Przyprowadziliśmy Królową - powiedziała ciemnowłosa dziewczyna.
To "przyprowadziliśmy" nie spodobało się Sigyn. Zanim jednak zdążyła cokolwiek powiedzieć, Olbrzym padł przed nią na kolana, chyląc głowę.
- Wasza Wysokość - powiedział z największą pokorą. 
Sigyn spojrzała zdziwiona na tych, którzy przed chwilą nazwali się Żniwiarzami. 
- O co mu chodzi? - zapytała. 
- Pani - odezwał się Jotun. - Jego Wysokość Loki, pierworodny syn Laufeya Wielkiego jest naszym królem, a ty, Wasza Miłość, jako jego żona, jesteś naszą Królową. Jesteśmy na twoje rozkazy.
Twarz Sigyn nie wyrażała niczego oprócz głębokiego szoku. Ona? Królową Jotunów?
- Chodźmy - po raz pierwszy odkąd go poznała odezwał się brunet z zarostem. - Jeszcze dzisiaj musi odbyć się koronacja. 
- Chwila - zatrzymała się Frozen. - Najpierw powiecie mi, kim jesteście.
Jej wybawiciele cofnęli się powoli w jej stronę.
Kobieta z poranioną twarzą powiedziała:
- Ja jestem Hel, bogini śmierci. To jest Jormungand, wąż Midgardu - powiedziała, wskazując na bruneta. - A to - pokazała na czarnowłosego - jest Fenrir, król wilków. Jesteśmy twoimi dziećmi.

***********************************************

Notka od autora: 

BOOYAH.
Loki i Sigyn: 1
Thor i reszta: 0

:)